Nie jesteśmy świadkami ideologii, sposobu uprawiania teologii, lecz świadkami uzdrawiającej i miłosiernej miłości Jezusa - powiedział Franciszek podczas spotkania z duchowieństwem, osobami konsekrowanymi i seminarzystami w szkole Don Bosco w Santa Cruz de la Sierra.
Jest to dramat odizolowanego sumienia ludzi, tych uczniów i uczennic, którzy sądzą, że życie Jezusa jest tylko dla tych, którzy uważają się za godnych. W tle jest głęboka pogarda dla świętych wiernych Ludu Bożego: „Ten ślepiec, gdzie się pakuje? Niech stanie tam”. Wydawałoby się im właściwe, aby znaleźli w nim miejsce wyłącznie „upoważnieni”, „kasta wyróżnionych”, która powoli się odgradza, odróżnia się od swego ludu. Z tożsamości uczynili sprawę wyższości. Ta tożsamość, która jest przynależnością staje się ważniejsza, nie są już pasterzami ale szefami: „Ja dotarłem aż dotąd, a ty zostań na swoim miejscu”.
Słuchają, ale nie słyszą, widzieć, ale nie patrzą. Pozwolę sobie na pewną anegdotę, jaką przeżyłem...około roku 1975.. w twojej diecezji [Ojciec Święty wskazuje na jednego z obecnych biskupów]. Obiecałem Señor del Milagro [sanktuarium w Salta, w północno-zachodniej Argentynie], że co roku przybędę do Salta w pielgrzymce prosząc o cud, jeśli pośle 40 nowicjuszy. Posłał ich 41. Cóż, po koncelebrze - bo jest to tak, jak w każdym wielkim sanktuarium, jedna Msza św. za drugą, spowiedź... rozmawiałem z jednym z księży, który mi towarzyszył, przybył wraz ze mną i nadeszła pewna pani, już przy wyjściu z obrazkami, kobieta bardzo prosta, nie wiem czy była z Salta, czy z innych stron, z tych które czasami pielgrzymują kilka dni do sanktuarium na odpust: „Proszę księdza, czy może mi ksiądz poświęcić te obrazki”- powiedziała do towarzyszącego mi kapłana. „Czy była pani na Mszy św.?” - zapytał - „Tak proszę księdza”. „A zatem została pani pobłogosławiona przez Boga. Obecność Boga błogosławi wszystko”. „Tak, ojcze, tak, ojcze”. W tym momencie przyszedł inny kapłan, jego przyjaciel, ale wcześniej się nie widzieli. Serdecznie się przywitali. A kobieta zwróciła się do mnie: „Czy ksiądz mi pobłogosławi?”. Ci, którzy zawsze stawiają przeszkody Ludowi Bożemu, oddzielają go. Słuchają, ale nie słyszą, słyszą kazanie, patrzą, ale nie widzą. Konieczność wyróżniania się zablokowała ich serca. Konieczność świadoma czy nieświadoma powiedzenia sobie: nie jestem jak on, jak oni, oddzieliła ich nie tylko od krzyku ich ludu i od jego płaczu, ale szczególnie od powodów do radości. Śmiać się z tymi, którzy się śmieją, płakać z płaczącymi – oto część tajemnicy serca kapłańskiego i serca osoby konsekrowanej. Czasami istnieją grupy elitarne, które powstały, ponieważ nie słuchano i nie widziano, kiedy sami się dystansujemy. W Ekwadorze, powiedziałem obecnym tam kapłanom i siostrom zakonnym, aby prosili o łaskę pamięci, abyśmy nie zapominali skąd zostaliśmy wzięci. Zostaliśmy powołani spośród stada. Nigdy nie zapominajcie, nigdy nie wypierajcie się swoich korzeni, nigdy nie odrzucajcie kultury, której się nauczyliście od swego ludu, tylko dlatego, że macie obecnie bardziej wyrafinowaną, ważniejszą kulturę. Są księża, którzy się wstydzą mówić w swoim języku ojczystym i zapominają swoich dialektów ajmara, keczua, guarani: „Nie teraz dobrze mówię”. Łaska, by nie tracić pamięci wiernego ludu. To łaska. Jak wiele razy Bóg w Księdze Powtórzonego Prawa mówi do swego ludu: „Nie zapomnij, nie zapomnij, nie zapomnij”. A Paweł do swego ulubionego ucznia, którego konsekrował na biskupa Tymoteusza, mówi: „Pamiętaj o swej matce i babci”.
3. Trzecie słowo: odwagi, powstań. To jest trzecie echo. Echo, które rodzi się bezpośrednio nie z krzyku Bartymeusza, ale z reakcji ludzi, którzy widzieli, jak Jezus działa, słysząc wołanie niewidomego żebraka. Innymi słowy, tych, którzy nie zważali na wołanie żebraka, którzy ie pozwolili mu przejść, albo tych, którzy kazali mu milczeć. Kiedy zobaczyli reakcję Jezusa, to zmienili swoją postawę: „Wstań, woła ciebie”.
Jest to krzyk, który przemienia się w słowo, w zaproszenie, w wymianę, w propozycję nowości w obliczu naszych form reagowania na Święty Lud Boży.
Ewangelia stwierdza, że w odróżnieniu od innych, którzy przechodzili, Jezus zatrzymał się i zapytał, co się dzieje. „Co si tutaj dzieje?”. Zatrzymuje się, słysząc wołanie jakiejś osoby. Wychodzi z anonimowości tłumu, aby ją zidentyfikować i tak oto nawiązuje z nią kontakt. Zakorzenia się w jego życiu. I daleki od wydawania polecenia, aby tamten zamilkł, pyta go: co mogę dla ciebie zrobić? Nie potrzebuje wyróżniać się, oddzielać się, nie głosi jemu kazania, nie określa, czy jest on upoważniony, lub nie, do mówienia. Jedynie zadaje mu pytanie, identyfikuje, pragnąc uczestniczyć w życiu tego człowieka, chcąc podjąć ten sam los. W ten sposób przywraca powoli godność, którą on utracił, będąc na skraju ślepym. Włącza go. Daleki od spoglądania nań z zewnątrz decyduje się utożsamić się z jego problemami i tym samym okazać przemieniającą moc miłosierdzia. Nie istnieje współczucie, - współczucie a nie politowanie- nie istnieje współczucie, które nie zatrzymuje się, nie słucha i nie solidaryzuje się z drugą osobą. Jeśli się nie zatrzymujesz, jeśli nie współ-cierpisz, to nie masz Bożego współczucia. Nie ma współczucia, które by nie słuchało. Nie ma współczucia, które nie soliaryzowało by się z innym. Współczucie nie jest zappingiem, nie oznacza przemilczania bólu, ale przeciwnie – jest właściwą logiką miłości, cierpienia z drugim. Jest to logika, która skupia się nie na strachu, ale na wolności, jaka rodzi się z kochania i stawia dobro innego ponad wszystko inne. Jest to logika, która rodzi się z braku strachu przed zbliżaniem się do bólu naszego ludu. Chociaż wielokrotnie jest niczym więcej jak tylko byciem u jego boku i uczynieniem z tej chwili okazji do modlitwy.
Taka jest logika bycia uczniem, to czyni Duch Święty z nami i w nas. Jesteśmy tego świadkami. Pewnego dnia Jezus zobaczył nas na poboczu drogi, siedzących na swych bólach, na swych biedach, swoich obojętnościach. Każdy zna swoje dawne dzieje. Nie uciszył naszych krzyków, ale przeciwnie, zatrzymał się, zbliżył się i zapytał nas, co mógłby dla nas zrobić. I dzięki tak wielu świadkom, którzy powiedzieli nam: „Odwagi, powstań”, powoli szliśmy, dotykając tej miłości miłosiernej, tej miłości przemieniającej, która pozwoliła nam ujrzeć światło. Nie jesteśmy świadkami ideologii, nie jesteśmy świadkami jakiegoś przepisu czy sposobu uprawiania teologii. Nie jesteśmy tego świadkami. Jesteśmy świadkami uzdrawiającej i miłosiernej miłości Jezusa. Jesteśmy świadkami Jego działania w życiu naszych wspólnot.
To jest pedagogia Nauczyciela, to jest pedagogia Boga wobec swego Ludem. Przejść od obojętności zappingu do: „Bądź dobrej myśli, wstań, [Nauczyciel] woła cię” (Mk 10, 49). Nie dlatego, że jesteśmy wyjątkowi, nie dlatego, że jesteśmy lepsi, nie dlatego, że jesteśmy funkcjonariuszami Boga, ale tylko dlatego, że jesteśmy wdzięcznymi świadkami miłosierdzia, które nas przemienia. A kiedy tak się żyje, jest radość i wesele, i możemy utożsamić się ze świadectwem siostry, która w swoim życiu zrealizowała radę świętego Augustyna: „Śpiewaj i chodź!”. Ta radość, która pochodzi ze świadectwa miłosierdzia, które przemienia.
Nie jesteśmy sami na tej drodze. Pomagamy sobie nawzajem przykładem i modlitwą. Mamy wokół siebie mnóstwo świadków (por. Hbr 12, 1). Pamiętajmy o błogosławionej Nazarii Ignacji od św. Teresy od Jezusa, która poświęciła swe życie głoszeniu Królestwa Bożego, troszcząc się o starców, z „kociołkiem ubogiego” dla tych, którzy nie mieli co jeść, otwierając przytułki dla dzieci-sierot, szpitale dla zranionych przez wojnę, a nawet tworząc żeński związek zawodowy w celu wspierania kobiet. Pamiętajmy również o czcigodnej Słudze Bożej Virginii Blanco Tardio, oddanej całkowicie ewangelizacji oraz trosce o ubogich i chorych. One i tyle innych anonimowych osób, z tłumu, z tych którzy idą za Jezusem, są bodźcem na naszej drodze. Ta rzesza świadków. Idźmy naprzód przy Bożej pomocy i we współpracy ze wszystkimi. Pan posługuje się nami, aby Jego światło dotarło do wszystkich zakątków ziemi. Idźcie naprzód, „śpiewaj i chodź!”. A śpiewając i podążając, proszę was módlcie się za mnie, bo bardzo tego potrzebuję.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.