A we wtorek o radości, wyciągającym z beznadziejnych sytuacji Bogu i wychowawczej roli podwórka.
Zainspirowany wczorajszym przesłaniem biskupa Dajczaka wybrałem się na peryferie świata prasy. Jeśli peryferie są tu dobrym określeniem. Bo czyż sam fakt niskich nakładów i pomijanie w takich czy innych rankingach jest wystarczającym argumentem, by skazać tytuł bądź autora na miano peryferyjnego? Ale wracając do przesłania biskupa. Uwierzą nam, gdy zamiast kąsać będziemy nieśli nadzieję. Więc szukam miejsc, gdzie nie kąsają, pisząc przy tym o sprawach ważnych, jeśli nie najważniejszych, inspirując i dając nadzieję.
W najnowszym numerze Życia duchowego ks. Kazimierz Wolsza o radości i przyjemnościach. Oczywiście życia. W refleksji nad świętym Tomaszem, Koheletem i kilkoma innymi filozofami, prowadzi do pytań, w jakiś sposób wywracających nasze postrzeganie wiary. „W życiu ludzkim obecne są, i będą, smutki, cierpienia i łzy. Słowa religijnej pieśni Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny z pewnością opisują prawdziwe doświadczenie człowieka dotkniętego takimi stanami. Czy jednak to adekwatny opis całego ludzkiego życia? Wiara religijna jest sprawą poważną. To fakt. Czy jednak powaga wiary faktycznie nie pozwala się cieszyć drobnymi radościami życia?” Odpowiedź wydaje się być jednoznaczna i oczywista. Przy okazji dowiedziałem się, że w 1975 roku Paweł VI napisał adhortację o radości chrześcijańskiej „Gaudete in Domino”, w której pisze o rodzeniu radości. I proszę, jest nawet w sieci.
Że rodzenie do radości bywa bolesne odkrywamy w wywiadzie z Jankiem Melą. Tym razem dla kwartalnika Pastores, gdzie po raz kolejny opowiada o swojej drodze odkrywania zamysłu Bożego i akceptacji niepełnosprawności. „Przez moje ciało przepłynęło 15 tys. woltów. Logicznie rzecz biorąc – i zdaniem większości lekarzy – powinienem zginąć na miejscu. A to, że przeżyłem, że wyszedłem ze szpitala, było cudem, za który odpowiedzialny jest Pan Bóg. Skoro się postarał, żeby mnie wyciągnąć z tej beznadziejnej sytuacji, to chyba coś Mu jestem winien? A co?” Zadziorne to ostatnie pytanie, prawda?
Za każdym razem, gdy czytam wywiady z Jaśkiem odczuwam jakąś wspólnotę losów i drogi, i patrzenia na życie. Nie tylko w kwestii doświadczenia bólu i niepełnosprawności. Na przykład w swojej autobiografii pisał o dzieciach czystych i szczęśliwych. Jedno zdanie, a przeniosło mnie w magiczny świat dziecięcego podwórka z jego kryjówkami, tajemnymi przejściami, rajskimi drzewkami, zabawą w chowanego i czarnego luda. Świat, w którym rzadko bywałem czysty, ale z reguły szczęśliwy.
W ten świat prowadzi czytelnika ks. Zbigniew Formella w najnowszym numerze miesięcznika Don BOSCO, ukazując podwórko jako miejsce, „które oferuje bogactwo więzi rówieśniczych, zdobywanie nowych umiejętności, wzmacnianie odpowiedzialnych postaw. To na podwórku właśnie zaistniała swoista solidarność podwórkowa kształtująca poczucie przynależności, więzi, odpowiedzialności czy poświęcenia w chwili potrzeby”. Dla spędzających wiele godzin przed ekranem komputera ważna będzie inna uwaga autora. „Czy podwórko wirtualne jest w stanie zastąpić podwórka realne? Wszyscy, którzy uczestniczą w czynnym wychowaniu dzieci i młodzieży natychmiast poprawnie odpowiedzą – NIE! (…) Podwórko wirtualne nie jest w stanie zastąpić tego realnego, ale może stanowić jego część, rzeczywistość pozytywną dla samych dzieci czy dorastającej młodzieży.”
Przeszedłszy drogę od poważnego kongresu do najzwyklejszego w świecie podwórka, sobie samemu, ale i czytelnikom, zadaję pytanie. Może właśnie powrót na podwórko, to realne, doda Kościołowi skrzydeł? Ostatecznie Jezus rzadko bywał na salonach. A zdarzyło się nawet, że za wzór dał dziecko. I pewnie było to dziecko z podwórka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.