Dante, Szekspir, Benedykt XVI

Agresywny ateizm jest dziś podstawowym „znakiem czasu”, zaś Polakom zagraża kult pychy – uważa ks. prof. Jerzy Szymik, teolog, eseista i poeta. Jego zdaniem część mediów „diabelsko inteligentną” pracą stara się zniweczyć wysiłki Kościoła.

Ale sieją spustoszenie?

– Tak, i to wśród elit, czyli wśród tych, którzy będą z kolei innym meblowali mózgi. Opowiem coś panu. Jestem oto na przyjęciu rodzinnym – świat zwykłych ludzi, z aspiracjami, cnotami, wadami. Świat ludzi – na ile jestem w stanie to widzieć i ocenić – szczerze i głęboko wierzących, wychowujących dzieci zgodnie z własną wiarą. Kuzyni mają trzy córki, dwie są studentkami. Rozmawiam z nimi. Okazuje się, że jedna z nich kończy studia i będzie pisała pracę dyplomową na temat języka... Kuby Wojewódzkiego. Jak to się stało? Zwyczajnie. Hipotetycznie odtworzę panu tę drogę, tak jak ją widzę na polskich uczelniach: jej trzydziestoletnia wykładowczyni, czytelniczka prasy („to się teraz czyta i tak się myśli”) o której mowa wyżej, absolwentka gender studies, formowana przez profesora, który terminował z kolei u Nietzschego i postmodernistycznych filozofów, otóż ta wykładowczyni nawet się nie zastanawia – z perspektywy tego co jej i z nią zrobiono – co robi z jej dwudziestotrzyletnią podopieczną dwuletnie sczytywanie i analizowanie tekstów Wojewódzkiego (to co jemy i pijemy współbuduje nasz organizm i w nim się odkłada)... Tymczasem rodzice studentki ciężko pracują, mocno oszczędzają, ojciec jest piekarzem, wstaje codziennie o pierwszej czy o drugiej w nocy. Mówią: popatrz, Jurek, już dwie córki na studiach mamy! Nasza harówka ma sens! A tymczasem córka na studiach pisze pracę o Wojewódzkim... A mogłaby o języku Leśmiana lub Miłosza... Płakać się chce.

No dobrze, ale żyjemy w kraju katolickim, ponad 90 proc. ludzi jest tu ochrzczonych, więc może szczera chęć dywagowania o języku Wojewódzkiego pokazuje także bezradność Kościoła?

– Uważam, że ten typ zarzutu, obecny w głębszej warstwie pana pytania, jest nieuczciwy wobec Kościoła („to jest porażka Kościoła!” – słyszę zewsząd). Tymczasem Kościół jest głównym, a nieraz jedynym obrońcą młodych ludzi przed tym rodzajem podtruwania umysłu i serca. I ma na to radę. Ale i potężnych przeciwników. Owszem, Kościół jest „bezradny”, tą bezradnością, która jest integralną cechą prawdziwej miłości, kiedy ta styka się z cierpieniem kochanego, cierpieniem, na które często nic nie można poradzić, można je tylko przyjąć też na siebie, w siebie – i współcierpieć. Ta bezradność współcierpienia jest często jedynym sposobem wyrażenia miłości, jakimś „obchodzisz mnie do krwi, chcę żeby Twój ból i mnie bolał”. Wie pan, w jakiś taki sposób bezradny jest sam Bóg wobec każdego grzesznika, wobec mnie i pana. I podobnie bezradny jest Kościół. Ale i Bóg i Kościół znajdą na to wszystko radę; na najgłębszym z możliwych poziomie – krzyża, ofiary, wydania się za...
O Kościele w Polsce jestem jak najlepszego zdania, absolutnie nie uważając przy tym, że nie popełnia on błędów. Wręcz przeciwnie: pełen jest nie tylko Boga, lecz i słabości, grzechu. Bo nie zapominajmy kto go współtworzy: ja i pan, grzesznicy. Ale też nasz Kościół jest podstawowym wałem ochronnym, przeciwpowodziowym, chroniącym człowieka i jego nadzieję. Jeśli spojrzeć na Kościół jeszcze głębiej – jak na ziemski sposób, który wybrał Chrystus dla kontynuacji swojego wcielonego dzieła zbawienia – to Kościół jest naszym „wszystkim” w kwestii zbawienia, „poza nim nie ma zbawienia” (jak mówi dogmat), to znaczy gdziekolwiek i jakkolwiek się ludzie na tej ziemi zbawiają, zbawiają się dzięki temu, że istnieje Kościół, chciany przez Boga kanał Jego łaski wlewającej się w nasz świat.
Jak pan mówi, „lipne kazania”? Oczywiście, zdarzają się, znacznie częściej niż bym chciał. Kazań słucham też jako wykładowca młodych księży. Jestem w stanie powiedzieć ile mniej więcej książek w ciągu roku przeczytał kaznodzieja.

I jaki obraz czytelnictwa wśród księży z tego oglądu się wyłania?

– Badania są robione nie tylko wśród księży, można do nich zajrzeć... Nie, nie chcę tu, oczywiście, bronić słabego języka niejednego kazania, jasne, że się zdarzają „lipne” i jest to nasza wina. Ale zdarzyło mi się już zapytać kogoś, kto niejako z definicji psioczył na kazania: a czemuż to, kochany, pochodzący z domu, gdzie biblioteka jest czymś normalnym od 600 lat, aż tak się wzbraniasz przed tym, żeby twoje dziecko zostało księdzem? To byłby dopiero trafny język, to byłoby kaznodziejstwo... Ale Pan Bóg, któremu na nas wszystkich zależy idzie wówczas (kiedy nie staje zaproszonych w pierwszej kolejności...) na rozstaje dróg i woła – także tych, których przodkowie jeszcze dwa pokolenia wcześniej żyli w czworakach i o książkach nie słyszeli bez własnej winy, za to być może z cudzej jak najbardziej... I w taki sposób zgina nasz kark, łamie naszą pychę. Kto wie.

Tego nie nadrobimy natychmiast, najlepszą jakąś edukacją, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie można od kleryka, chłopaka z głębokiej wsi, wymagać, by był erudytą na poziomie Giedroycia czy Ratzingera. On jest nieraz pierwszym pokoleniem, które się w rodzinie kształci. Ale to są środowiska, które nigdy nie żałowały Bogu swoich dzieci... Nie tylko one, ale głównie one.

Wie pan, dla równowagi: od 25 lat wykładam w seminariach i nie zajmuję się tam obroną ani lenistwa ani nieuctwa adeptów do katolickiego kapłaństwa. Mówię do nich (i do siebie!) tak: „Człowieku, nie czuj się bezpieczny – Bóg cię z tego rozliczy. Musisz się do kazania solidnie przygotować – pokornym słuchaniem Boga i ludzi, czytaniem, myśleniem, cierpieniem, modlitwą, wysiłkiem rozumienia współczesności i znaków czasu, empatią wobec odbiorcy. Człowiek pod amboną, który słyszy, że ksiądz się przygotował, czuje się w Kościele szanowany. Kiedy ględzisz, igrasz z Bogiem, wyganiasz z kościoła (Kościoła?) ludzi, którzy Boga pragną i szukają, lekceważysz Jego dzieci”.

A dzieci powinny umieć słuchać także ględzących księży?

– Benedykt XVI, cytuję z pamięci: powinniśmy dziękować Bogu za wybitnych kaznodziejów, ale uczyć się też pokory słuchania tych mniej znakomitych. I jedno, i drugie jest nam bardzo potrzebne: słuchanie wybitnych i pokora słuchania mniej wybitnych... Prawda, że celne, jak zawsze u Papieża? Miłość jest czymś znacznie głębszym niż delektacja tym, co w kochanym piękne i jasne. Jest ona również wspólnym trwaniem w tym co trudne, wiernością, pracą ku lepszemu... I dotyczy to również miłości Kościoła. Powtórzę: nie zamierzam prymitywnie bronić grzechu ani głupoty ani letniości. Ale Kościół to cudowna sprawa, być może najbardziej Boska na tej ziemi, i przy wszystkich swoich ciężkich grzechach zasługuje na nasze poparcie, modlitwę, sympatię. Na współodczuwanie i solidarność.

A jak podchodzi Ksiądz do wskaźników religijności w Polsce, mówiących o powolnym ale jednak systematycznym spadku praktyk. Czy jest Ksiądz spokojny?

– Spokojny jestem jedynie o Boga. A wszystko co dotyczy nas, ludzi, jest już niepewne. Spadek praktyk budzi mój niepokój. Ale odwołam się raz jeszcze do Benedykta XVI: laicyzacja jest szansą na oczyszczenie i pogłębienie wiary, powiada; jak każdy krzyż, kryzys. Ale szkoda każdej i każdego. Po to zostałem księdzem, żebym moim siostrom i braciom pokazywał światło Boże i pomagał Go znaleźć. I dlatego gdy ich ubywa na tym wspólnym szlaku, to mnie to boli. Dlaczego tak się dzieje? Wiele czynników, jasne: nie bez winy Kościoła, ale jest też skutkiem potężnych procesów cywilizacyjnych... W każdym razie mamy ogromną szansę uczenia się pokory, oczyszczenia. Polski ksiądz jest nieco rozpieszczony. Obrazowo: pociąga za dzwon i ma pełny kościół (z całym szacunkiem dla żywej wiary i mrówczej pracy tysięcy polskich duchownych!). Na francuskiej prowincji, w Hiszpanii czy Belgii to jednak wygląda dziś zupełnie inaczej.

Gdzie odprawiają Mszę dla pięciu staruszek a młodych ludzi nie widać...

– Pokora jest fundamentalną cnotą. Chodzi o Boga, o Jego sprawy, o cały reflektor na Niego. Zgiąć kark jest ważne dla wszystkich, też dla Kościoła, dla ludzi Kościoła. Dla nas, dla mnie... A co do wskaźników religijności. Pamiętam, że po wizycie Jana Pawła II do wolnej już Polski, w 1991, ogólny ton mediów był taki, że pomimo starań papieża, teraz, po upadku komunizmu nastąpi gwałtowny spadek praktyk religijnych. Nic takiego się nie stało. Owszem, spadek nastąpił, ale na pewno nie taki jaki wówczas wieszczono. Polska jest w tej dziedzinie krajem bardzo ciekawym. Powiedziałbym: omodlonym i wielorako krzyżowanym, przeoranym różańcem i krzyżem. A modlitwa i cierpienie mają u Boga niewyobrażalnie wielki sens. Dość kluczowa jest tu i będzie rola powołań kapłańskich i zakonnych. W każdym razie: w przyszłość patrzę z nadzieją.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama