Agresywny ateizm jest dziś podstawowym „znakiem czasu”, zaś Polakom zagraża kult pychy – uważa ks. prof. Jerzy Szymik, teolog, eseista i poeta. Jego zdaniem część mediów „diabelsko inteligentną” pracą stara się zniweczyć wysiłki Kościoła.
Jak ocenia Ksiądz dzisiejsze relacje Kościoła w Polsce ze światem kultury, z twórcami? Po czasach niezwykłej symbiozy z lat 80. i azylu, jaki twórcy znaleźli wówczas w Kościele, nie ma już śladu. Komunizm sprzyjał współpracy; wolność okazała się zbyt trudna. Dziś świat Kościoła i świat twórców stanowią chyba dwa odrębne światy?
– Ostatnie Pana zdanie jest zdecydowanie za mocne, ale coś jest na rzeczy, oczywiście. Tęsknię za tamtym światem, tamtą symbiozą, ale może też nieco je idealizuję? W latach 80. pracowałem w 30-tysięcznej parafii w Chorzowie, współpracowałem z podziemiem kulturalnym i politycznym na szeroką skalę. Nasze duszpasterstwo w Batorym (to dzielnica Chorzowa) było inwigilowane i zwalczane przez ubecję. Wiele wspaniałych rzeczy udało nam się robić: wykłady, wydarzenia artystyczne z udziałem luminarzy polskiej nauki i kultury, aktorów, dziennikarzy i uczonych którzy wtedy chętnie występowali w salach parafialnych. Otóż w czasach, gdy kościoły były nabite a akcje ewangelizacyjne (tzw. wielka ewangelizacja wg programów ks. Blachnickiego) prowadzone na dużą skalę, chodziłem, jak co roku, po kolędzie. I co słyszałem? Z zarzutów jeden podstawowy, pamiętam go świetnie: że Kościół się miesza do polityki. Już wtedy wiele osób uważało, że księdza Popiełuszkę trzeba uciszyć. Oczywiście, nikt nie myślał o zabiciu go, ale o uciszeniu – jak najbardziej. Pamiętam doskonale kolędy 82/83, 83/84 i trudne rozmowy na chorzowskich osiedlach. Zapominamy dziś, jak natrętny i słyszalny to był głos. I być może idealizujemy tamte czasy... Ale za tamtym sojuszem – kultury wysokiej z teologią i duszpasterstwem – tęsknię.
A jak ocenia Ksiądz organizowane inicjatywy Watykanu w różnych metropoliach świata debaty chrześcijan z niewierzącymi pod hasłem „Dziedziniec pogan”? I: czy chrześcijanie mają zadanie rozmawiania absolutnie ze wszystkimi? Także z tymi, którzy w sposób twardy, jednoznaczny, kwestionują istnienie Boga, deprecjonując – w taki czy inny sposób – ludzi wierzących?
– Papieską ideą „dziedzińca pogan” jestem zachwycony. Dokładnie tędy wiedzie droga: w cierpliwości, w rozmowie, w duchowym i intelektualnym spotkaniu, we wspólnym czytaniu mądrych dzieł, docieraniu do korzeni naszej wiary bądź niewiary, we wspólnych inicjatywach charytatywnych, we wzajemnym szacunku. W dialogu dotykającym najważniejszych wymiarów człowieczeństwa, bycia człowiekiem. W uczciwym szukaniu prawdy. W głębokim przekonaniu, że ona jest i że jest dosiężna.
Z chrześcijańską nadzieją, że ktoś z niewierzących spojrzy na rzeczywistość z nowej, bliższej chrześcijaństwu perspektywy?
– Oczywiście. To nie jest tak, że chciałbym dialogu, ale – jak to się modnie mówi – nie po to, aby nawracać i ewangelizować (kilku znanych, tzw. „medialnych” księży posługiwało się w ostatnim czasie, tym – najgłębiej błędnym, według mnie – zwrotem: „nikogo nie nawracamy”). Dokładnie odwrotnie: chcę nawracać, chcę ewangelizować. Najpierw siebie, potem innych. Po to mnie Najwyższy zaprzągł do swego świętego wozu, po to wezwał, namaścił dłonie i oblókł w koloratkę. Bardzo mi zależy na tym, żeby moich braci niewierzących nawrócić (powtarzam: pierwszorzędnie pragnę nawrócić to, co we mnie samym jest niewiarą i co jest w moim życiu z niewiary poczęte). I siostry. Nie ma większego nieszczęścia dla człowieka niż ateizm. Dla jasności: zasadnicza linia między wiarą i niewiarą przebiega nie tyle między ludźmi, co przez serce każdego człowieka. Nie stygmatyzuję ludzi – odrzucam bezbożność: we mnie, w bliźnich, w naszym świecie.
Chyba z podobnej myśli zrodziła się idea „Dziedzińca pogan”...
– Wie pan, jestem absolutnym fanem Benedykta XVI, że się tak popkulturowo wyrażę. A poważniej: od paru lat pracuję nad trylogią „Theologia benedicta”, to jest podstawowa rzecz, którą się teraz zajmuję w uprawianej przez siebie teologii systematycznej. Próbuję krzewić na polskim gruncie jego myśl, wpuszczać ją w nasze, polskie arterie. Pokazywać jej wielkość, egzystencjalność, twórczą moc. Nie spotkałem się w swoim życiu z głębszą myślą, bardzo szczerze i bez przesady. W dziedzinie wiedzy o człowieku i życiu, w głębi diagnoz dotyczących stanu świata, to jest twórca na poziomie Szekspira i Dantego. W przestrzeni teologii – na poziomie Tomasza z Akwinu i Hansa Ursa von Balthasara, ludzi, którzy przemyśleli całość chrześcijańskiej doktryny w perspektywie własnej epoki. Chrześcijaństwo bowiem wie o człowieku to, co wiedzieli Szekspir i Dante, Iliada i Gilgamesz, Odyseja i Faust, ale i coś absolutnie istotnego więcej jeszcze. Bo zna ono dogłębnie i pewnie źródło nadziei, którego sztuka poszukuje. A Benedykt XVI tę nadzieję pokazuje, tu i teraz, dla nas, dzisiaj. Jest też czymś zupełnie niesamowitym odkrywanie jak znaczącą rolę odgrywa w jego myśli kultura i estetyka, zwłaszcza muzyka, z Bachem i Mozartem na czele. I odkrywanie metody, która pozwala Mu łączyć liryzm z analitycznością w swoich pismach.
Czy jako fan Benedykta podziela Ksiądz jego pesymizm co do dróg, jakimi podąża Europa? Już na początku pontyfikatu porównywał postawę naszego kontynentu wobec chrześcijaństwa z pełnymi perwersji czasami Nerona...
– W moim przekonaniu każdy inteligentny chrześcijanin jest pesymistą posiadającym wielką nadzieję. Chrześcijanina właściwie nie interesuje opozycja „ optymizm-pesymizm” – ona jest zbyt płytka. Prawdziwa walka toczy się w przestrzeni opozycji „ nadzieja-rozpacz”. Zrozpaczonych optymistów widziałem wielu, zwłaszcza takich, którym brakowało wiary (w Boga, oczywiście), a nie brakowało złudzeń (ideologicznych, na przykład). Benedykt to pesymista, który posiada przepotężną, sięgającą Boga żywego nadzieję. Ratzinger/Benedykt XVI jest genialnym diagnostykiem swego czasu, wyzbytym złudzeń, co do wielu spraw i zjawisk, ale wie, że warto kochać, cierpieć, myśleć, służyć światu, rozsiewać dobro, bo, w ostatecznym rachunku, ono – dobro – zwycięży.
Czy uważa Ksiądz, że Kościół w Polsce – świeccy, księża, biskupi – jest wystarczająco wrażliwy na poszukiwanie zagubionych owiec? A może obchodzi nas tylko los tych, którzy są w świątyni?
– Nie czuję się powołany do oceniania sytuacji w całym Kościele w Polsce, natomiast z obserwacji mojego otoczenia tu, na Górnym Śląsku, gdzie żyję i pracuję, mogę powiedzieć, że to nie wygląda źle. Kiedy obserwuję księży mojej diecezji – wychowanków, rówieśników, emerytów (mieszkam w tzw. profesorskiej części Domu Księży Emerytów w Katowicach, segmencie wydzielonym dla wykładowców Wydziału Teologicznego UŚ) to widzę jak oni dzielnie walczą o dobro. To nie jest tak, że gromadzimy ludzi raz w roku na pielgrzymce w Piekarach i na cały rok zostawiamy ich w błogim spokoju... Powiem panu, że dbaniem o owce, o całą ich setkę, 99+1, jestem całkowicie zajęty i nieźle zmęczony. Ostatnimi czasy robię to głównie poprzez e-maile (jak teraz, autoryzując cierpliwie rozmowę z Owcą, dla Owiec...), a kosztuje mnie to sporo, doba ma tylko 24 godziny... Co mówię bez pretensji, ale szczerze, z całym realizmem i z radością, bo po to jestem. Nic mnie zresztą bardziej nie interesuje jak Owce. Jedną z nich sam jestem wobec Dobrego Pasterza... I nie jestem w tym myśleniu i pracy samotny. To jest trwała tendencja w tych rejonach księżowsko-duszpasterskich, które znam i które są mi bliskie.
Myślę, że polscy księża są straszliwie zmęczeni duszpasterstwem i popełniają wiele błędów, ale w swej zdecydowanej większości nie są zepsuci. To nie jest wielki pic ani banda pozerów. Księża naprawdę dbają o ludzi. I boją się Boga.
***
Ks. prof. dr hab. Jerzy Szymik jest teologiem, eseistą i poetą, profesorem nauk teologicznych i pracownikiem Zakładu Teologii Dogmatycznej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Od 2004 roku jest członkiem watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Wydał m.in. "W poszukiwaniu teologicznej głębi literatury. Literatura piękna jako locus theologicus" (1994) i "Problem teologicznego wymiaru dzieła literackiego Czesława Miłosza. Teologia literatury" (1996). Publikuje rozprawy naukowe, recenzje, reportaże, eseje i wiersze. W 2005 laureat nagrody dziennikarskiej im. Biskupa Jana Chrapka „Ślad”. Uhonorowano go „za świadectwo głębokiej jedności między wiarą i kulturą, teologią i literaturą, Polską i Europą, Śląskiem i Lubelszczyzną, cierpieniem i miłością, ziemią a niebem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.