Niebezpieczne aborcje czy proaborcyjna propaganda?

Jako „wątpliwe” określają brytyjscy obrońcy życia dane na temat wzrostu liczby tzw. niebezpiecznych aborcji na świecie, przeprowadzanych poza szpitalami i klinikami – przedstawione przez Światową Organizację Zdrowia (WHO)

Z raportu opublikowanego przez pismo „Lancet” wynika, że w latach 1995-2008 liczba nielegalnych aborcji wzrosła o 5 proc., co ma skutkować zwiększoną śmiertelnością wśród matek. Analizując dane z kilkunastu krajów rozwijających się, zwolennicy zabijania dzieci nienarodzonych powtarzają znany argument, że zakaz przerywania ciąży jest poważnym zagrożeniem dla życia i zdrowia kobiet. Dyrektor Fundacji Ochrony Dzieci Nienarodzonych w Wielkiej Brytanii, John Smeaton przypomina, że WHO oraz Instytut Guttmachera z Nowego Jorku rutynowo prezentują bezpodstawne twierdzenia nt. tzw. niebezpiecznych czy nielegalnych aborcji. „WHO jest jedną z największych światowych instytucji proaborcyjnych. Instytut Guttmachera jest naukowym ramieniem światowego lobby proaborcyjnego. Raport zaś jest proaborcyjną propagandą i jako taki powinien zostać odrzucony” – wyjaśnia Smeaton.

Pismo „Lancet”, które opublikowało raport, cytuje słowa prof. Beverly Winikoff z nowojorskiej organizacji proaborcyjnej„Gynuity” o tym, że „niebezpieczne aborcje są jedną z pięciu głównych przyczyn śmierci matek na świecie. Zdaniem uczonej, jeśli aborcja odbywa się legalnie, przy użyciu odpowiednich technik medycznych, ryzyko śmierci jest niemal 14 razy niższe niż podczas porodu.

Obrońcy życia dowodzą, że ze względu na brak właściwych sprawozdań i nieprecyzyjny model statystyczny dane agendy ONZ nt. śmiertelności wśród kobiet są mocno zawyżone, na co wskazywał raport „Lancet” z ubiegłego roku. Wynikało z niego, że nastąpił znaczny postęp w ograniczeniu śmiertelności matek w krajach rozwijających się. Miało to związek z mniejszą ilością ciąż w niektórych krajach, większym dochodem na głowę, wyższym poziomem edukacji wśród kobiet i lepszym dostępem do usług podstawowej opieki medycznej, w tym także do wykwalifikowanych położnych. Uczeni byli natomiast zaskoczeni, że w trzech najbogatszych państwach na świecie wzrosła śmiertelność wśród matek. Chodzi o USA, Kanadę i Norwegię – kraje, które mają jedne z najbardziej liberalnych uregulowań prawnych dotyczących aborcji.

Smeaton przypomina, że lobby proaborcyjne często posługuje się przesadzonymi i nieprawdziwymi danymi po to, by wymóc akceptację społeczną konkretnych przepisów pozwalających na legalizację zabijania dzieci nienarodzonych. Tak było przed uchwalaniem ustawy aborcyjnej w Wielkiej Brytanii w 1967 r. oraz w latach 70. ubiegłego wieku, by usprawiedliwić decyzję Sądu Najwuszego USA legalizującego aborcję. Dr Bernard Nathanson, który był wówczas propagatorem aborcji, przyznał po latach, że dla celów kampanii celowo nawet pięciokrotnie zawyżał liczbę nielegalnych aborcji.

Według obrońców życia, kraje, które mają jedne z najmniejszych wskaźników śmiertelności wśród matek, to te, w których zdelegalizowano aborcję. Za przykład podają Polskę, gdzie po wprowadzeniu ustawy chroniącej życie nienarodzonych liczba śmierci wśród matek spadła o 40 proc., oraz Salwador, gdzie po uchwaleniu odpowiedniej ustawy wskaźnik ten spadł nawet o połowę.

Jak informuje Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, w Polsce w czasie 18 lat obowiązywania ustawodawstwa chroniącego życie dzieci nienarodzonych, w wyniku nielegalnej aborcji zmarła jedna kobieta. Zaś w wyniku legalnej aborcji w USA w ciągu 7 lat (1987-1994) zmarło 101 kobiet. W Wietnamie w wyniku legalnej aborcji co 5 dni umiera kobieta.

W raportu WHO z 2009 roku wynika, że najbezpieczniejszym państwem afrykańskim dla matek jest Mauritius – w którym chronione jest życie nienarodzonych, zaś najbardziej drastyczny wzrost śmiertelności matek – o 20 proc. w latach 2005-2007 – nastąpił w Południowej Afryce – gdzie od roku 1996 obowiązuje jedno z najbardziej liberalnych uregulowań aborcyjnych.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama