Logistycznie, organizacyjnie lepiej sobie damy radę niż piłkarski rząd z Euro 2012. Możemy niestety sobie nie poradzić z czymś innym: prostacką polityczną eksploatacją tego i 1050. rocznicy Chrztu Polski. Próbki tego już mamy w wykonaniu urzędników kancelarii prezydenta Komorowskiego. Jeśli ta eksploatacja się powiedzie, to przesłoni właściwy cel i sens tych zdarzeń. I będzie to tak samo zmarnowane, jak z beatyfikacją ks. Popiełuszki i jak z niedaleką kanonizacją Jana Pawła II. Lewactwo medialnie wspiera te wydarzenia religine, ale tylko pozornie. Chodzi o to by szybciej ich wpływ na świadomość wierzących (i nie wierzących!) zneutralizować. Dlatego zawsze byłem i jestem przeciwny takiemu hurra-pośpiechowi.
Przede wszystkim, kiedy usłyszałam,ze jednak Kraków został przyszłym miejscem spotkania młodych,pomyślałam o młodych ze Wschodu, z państw ościennych, którzy mogą i nas umocnić w wierze i od nas wierzących nabrać wiary, nadziei, miłości.Takie spotkania podobne do wielkich rodzinnych zjazdów gdzie każdy członek rodziny umacnia swa miłość do rodziny.A rodzinę tworzymy my chrześcijanie i w takim większym gronie nasza wiara na nowo odradza się, nabiera mocy i przede wszystkim rodzi powołania.Do tego by spotkanie rodzinne było jak najlepsze będziemy dążyć!To jest mozliwe!
Czy jest możliwa rezygnacja z sond, które nic nie wnoszą? Jakiejkolwiek odpowiedzi bym nie udzielił, jest bez znaczenia. Może inaczej spróbuję zmienić temat - co dała mi obecna wizyta Papieża Franciszka w Brazylii? To wg mnie byłoby dobre pytanie. Na gorąco - bardzo przybliżyła mi jego postać. Mogliśmy obserwować Papieża znacznie częściej i znacznie bliżej, niż do tej pory. I przekonał mnie do siebie. Bez znaczenia jest jego czarna teczka, buty w jakich chodzi, czy samochód jakim jeździ. I jestem spokojny - poradzi sobie z brzemieniem pontyfikatu. Mam też nadzieję, że przemyśli swoją posługę, wzbogaci ją o pewne elementy, a z innych zrezygnuje. Bo nie ma co ukrywać - pomimo entuzjastycznego podejścia, jest to już po prostu stary człowiek i zmęczenie też już było widać. Jeśli ten pontyfikat ma trwać, to trzeba bardziej rozłożyć siły. Benedykt XVI po prostu, rozeznając prawidłowo zagrożenia i potrzeby, stwierdził, że fizycznie nie da rady. Franciszek zdecydował, że da radę, we wspaniałym stylu, który jest w tym wieku, bez chwili odpoczynku, nie do utrzymania na dłuższą metę. To nie może być tak, że posługa papieska "wypruwa z człowieka wszystkie flaki", bo za chwilę, będzie się urządzać łapanki na papieża z braku chętnych, a abdykacja, będzie nie środkiem nadzwyczajnym, a codziennością. Nie byłoby dobrze, by papieże popróbowali przez dwa - trzy lata i oddawali pole innym. Następcy muszą znaleźć złoty środek - pomiędzy heroizmem, a sprawowaniem urzędu. Wprawdzie Pan Jezus umarł na Krzyżu, ale to były ostatnie dni jego posługi na Ziemi.
Myślisz,ze świat byłby taki jaki jest, gdyby nie "paru" ludzi, którzy oddają codziennie swe życie Bogu?Nie od nas zależy jak papież czy w ogóle papiestwo będzie trwać...róbmy swoje a wierzący w Boga módlmy się za papieża( szczególnie w czasie wolnym od pracy kiedy mamy więcej czasu)i jeżeli już Go pokochaliśmy, pomagajmy Mu.Życiem wiarą i wychodzeniem bez obaw by służyć drugiemu.Tak jak zachęcał nas papież w Rio.
Może inaczej spróbuję zmienić temat - co dała mi obecna wizyta Papieża Franciszka w Brazylii? To wg mnie byłoby dobre pytanie. Na gorąco - bardzo przybliżyła mi jego postać. Mogliśmy obserwować Papieża znacznie częściej i znacznie bliżej, niż do tej pory. I przekonał mnie do siebie. Bez znaczenia jest jego czarna teczka, buty w jakich chodzi, czy samochód jakim jeździ. I jestem spokojny - poradzi sobie z brzemieniem pontyfikatu. Mam też nadzieję, że przemyśli swoją posługę, wzbogaci ją o pewne elementy, a z innych zrezygnuje. Bo nie ma co ukrywać - pomimo entuzjastycznego podejścia, jest to już po prostu stary człowiek i zmęczenie też już było widać. Jeśli ten pontyfikat ma trwać, to trzeba bardziej rozłożyć siły. Benedykt XVI po prostu, rozeznając prawidłowo zagrożenia i potrzeby, stwierdził, że fizycznie nie da rady. Franciszek zdecydował, że da radę, we wspaniałym stylu, który jest w tym wieku, bez chwili odpoczynku, nie do utrzymania na dłuższą metę. To nie może być tak, że posługa papieska "wypruwa z człowieka wszystkie flaki", bo za chwilę, będzie się urządzać łapanki na papieża z braku chętnych, a abdykacja, będzie nie środkiem nadzwyczajnym, a codziennością. Nie byłoby dobrze, by papieże popróbowali przez dwa - trzy lata i oddawali pole innym. Następcy muszą znaleźć złoty środek - pomiędzy heroizmem, a sprawowaniem urzędu. Wprawdzie Pan Jezus umarł na Krzyżu, ale to były ostatnie dni jego posługi na Ziemi.