Z teologii Benedykta XVI.
Benedykt XVI należy do najwybitniejszych teologów na stolicy św. Piotra obok Leona Wielkiego, Grzegorza Wielkiego i Innocentego IV. Jest niekwestionowalnym autorytetem duchowym i moralnym. Był pasterzem utwierdzającym „braci w wierze”. Kiedy myślę o Benedykcie XVI mam przed sobą człowieka delikatnego, bardzo pokornego, i przez to stawiającego opór wrogości i złu, których tak mnóstwo w świecie. Osobistą wdzięczność wyraziłem na placu św. Piotra podczas niezapomnianej uroczystości pogrzebowej tego wielkiego Papieża, wtedy emeryta. Celem a zarazem istotą nauczania nieodżałowanej pamięci papieża Ratzingera był prymat Boga bez rozcieńczania Prawdy Ewangelii pod modłę krótkotrwałej mody świata, który coraz częściej słucha tego, co chce usłyszeć.
Przygotowując się kiedyś do rekolekcji zwróciły moją uwagę słowa, które Benedykt XVI napisał w książce pt. „Wiara w Piśmie i Tradycji. Teologiczna nauka o zasadach”: „Nie istnieje bardziej dobroczynne i miłosierne działanie na rzecz człowieka, niż dzielenie się z nim Ewangelią i wprowadzanie go w relację z Bogiem” . Znając historię Kościoła dobrze wiemy, że trwa on tylko tam, gdzie autentycznie przekazuje wiarę żyjąc nią. Bez wiary jako zażyłej relacji z Bogiem Kościół umiera. „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a tym, co się słyszy jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). Dlatego właśnie pierwszym przykazaniem Boga jest „Słuchaj Izraelu” (Pwt 6,4). W przekazie biblijnym tak w Starym jak i w Nowym Testamencie ważna jest kolejność: słuchanie przed głoszeniem. Stąd: jaki słuchacz, taki lektor.
Oczywiście, wszystko ma swoje źródło w miłości Boga do człowieka. Biblia jest historią miłości Pana Boga do człowieka. Dlatego człowiek, który pokochał Boga, słyszy Jego Słowo! Bez miłości uszy i serce są zamknięte na Jego Słowo a przez to ogłaszanie Go staje się nudnym wykładem, który nie zmienia myślenia, jedynie konserwuje rytualizm i szary pragmatyzm kościelnej codzienności. Miłość Boga nie jest teorią, ale wydarzeniem, w którym można wziąć udział. Bez miłości zaczynamy tylko organizować „na przetrwanie”, niejako „przesuwamy łóżka na Titanicu” poprawiając sobie wzajemnie dobre samopoczucie. Jezus uczy nas zupełnie czegoś innego. Uczy nas właściwego spojrzenia poprzez Boże czytanie rzeczywistości, realizmu zapalając do misji. Zapala Duch Święty, jeśli jest przyjęty w miłości i pokoju we wspólnocie. Warto pójść za głosem Jezusa na całego, bez względu na ludzkie opinie i urojenia szerzącego się katolicyzmu obrządku prywatnego.
Pozwoliłem sobie zatytułować ten artykuł słowami zaczerpniętymi od mistrza - to znaczy od Josepha Ratzingera, który opublikował swój wywód pod takim właśnie tytułem. Jego refleksje są bardzo aktualne, szczególnie dzisiaj, kiedy dostrzegamy nasilający się kryzys wiary jako więzi z Jezusem Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym.
Teolog Ratzinger żyjący prostotą i głębią wiary stawia siedem tez, które stanowią fundament głoszenia Boga współczesnemu światu. Jestem przekonany, że poniższe kwestie są absolutnym fundamentem w głoszeniu Boga szczególnie dzisiaj, kiedy coraz częściej mamy - pośród wielu pięknych inicjatyw - doświadczenie płycizny i banału, przekazywania subiektywnych odczuć zamiast żywego przesłania Ewangelii. Jakże często spłycamy piękno Słowa, którego miejsce zajmują brednie w postaci paplaniny szastającej jak z rękawa mitami i bajkami. Staje się to pustą gadaniną. To spowodowało między innymi nudę w naszych świątyniach, której efektem jest zapaść wiary. Tam, gdzie nie ma żywego Słowa Boga pozostaje organizacja czegokolwiek. „Można organizować święta, ale nie radość” . Radość jest owocem Ducha Świętego pod wpływem spotkania z Bogiem, nie zaś zaskakiwania innych nowymi pomysłami i programami, wytworami naszych rąk. Nadszedł czas powrotu do istoty. Czas pozamykać kramy z własną produkcją tanich religijnych fajerwerków. Kościół ma doświadczenie dwóch tysięcy lat modlitwy i wypracowanych metod, które stały się stylem życia milionów ludzi wiary. To skarb ukryty w roli. Dlatego też pozwolę sobie przedstawić tezy Ratzingera idąc wiernie za Jego cennymi myślami, które jak ufam przyczynią się do osobistej refleksji nad przekazem wiary dzisiaj w naszych duszpasterskich środowiskach. Nie są one jakimś nowym odkryciem, ale mogą stać się przypomnieniem, a może także powrotem do tego, co stanowi kwestię głoszenia żywej wiary.
Teza pierwsza: Boga należy głosić jako Ojca, Syna i Ducha Świętego
Chrzest św., który dokonuje się w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego nie jest zwykłą formułą, ale otrzymaniem przez człowieka nowego stanu i miejsca. Akt chrztu nie stanowi czysto formalnego wszczepienia we wspólnotę, ale przekazuje treść, jaką żyje ta wspólnota i wyznacza tym samym drogę, którą ochrzczony przyjmuje w samym akcie chrztu. Celem chrztu nie jest wspólnota, ale prawda – przekazywana przez tę wspólnotę (!).
Być zatem chrześcijaninem – to przede wszystkim wierzyć, że Bóg istnieje. Jest to najbardziej podstawowy wybór. Co jednak oznacza to, że Bóg istnieje? Najpierw to, że Kościół trwa zdecydowanie przy Credo Izraela. Jest tylko jeden Bóg. Świat nie ma wielu panów. Ale człowiek tworzy ich wciąż na nowo, nawet wtedy gdy nie nazywa ich bogami. Również dzisiaj - trzeba powiedzieć mocniej - szczególnie dzisiaj obok Boga umieszcza bożki: pieniądze, seks, siłę, własne przekonanie. Świat zwraca się (modlitewnie) do polityki lub historii, oczekując od nich tego, że rozwinął się one w bóstwo. A przecież istnieje tylko jeden Bóg: Stwórca stojący nad światem, pod którego władzą my się znajdujemy.
Bóg istnieje jako miłość, jest Ojcem. Tam, gdzie nie ma ojcostwa, gdzie nie doświadcza się prawdziwego ojcostwa istnieje ryzyko czczej i pustej mowy o Bogu. Ratzinger w tym upatruje kryzys obrazu Boga. Niemniej jednak chrzest staje się wewnętrznym zespoleniem z Trójcą a przez to może być przyczyną żywego doświadczenia miłości Ojca, a potem w codzienności człowiek odpowiada Bogu na tę miłość.
Teza druga: Boga należy głosić jako Stwórcę i Pana
Mamy tutaj do czynienia z dwoma przymiotami Boga; Bóg jako Stwórca i jako Moc. Wiara nigdy nie zamyka wrót rozumowi, wręcz przeciwnie, otwiera je na poznanie Boga. Wiara bowiem nie jest ideologią jakiegoś mniej lub bardziej ważnego zrzeszenia, ale ma do czynienia z rzeczywistością jako taką. Chodzi o rozum, który szuka sensu, słucha i obserwuje. Wiara rozumna nie zagłusza rozumu, ale go pobudza: to on ma się stać widzący – czego skutkiem będzie właściwe pojmowanie rzeczy i znajdzie odpowiedź stanowiącą fundament życia: „skąd” i „dokąd” nasza egzystencja wychodzi i zmierza.
Bóg jako Stwórca jest Początkiem rzeczy i ich Miarą. To, że wszystko pochodzi od Niego oznacza, że ma nad tym władzę, jest Panem. Bóg chrześcijański jest Bogiem sumienia które Ratzinger nazywa „cichym współ-widzeniem człowieka” z Bogiem. Nasz Pan jest najgłębszym ośrodkiem człowieka, jest Zbawicielem. W Nim objawia się moc i sens wszystkiego.
Teza trzecia: Boga należy głosić jako Logos
„Na początku było Słowo” (J1,1) - odnosi się do pierwszego rozdziału księgi Rodzaju. Wszystko, co pochodzi jest od „Słowa”. „Słowo” jest mocniejsze od tak zwanych faktów, jest faktem wszystkich faktów.
Słowo Logos oznacza sens. Świat pochodzi od Logosu, a więc: świat jest pełen sensu, jest stworzeniem sensu, jaki sam wyraża. Zanim my zaczniemy działać sensownie, sens już istnieje. On nas otacza. Dlatego, gdy pojawia się pytanie człowieka „dlaczego”, odpowiedź tkwi w naszym „skąd”. Owe „skąd” jest naszą nadzieją, bo stwórcą jest Bóg, świat jest stworzeniem. „Na początku był Logos” stanowi podstawę wiary, nadziei i miłości – dlatego hipotezy o stworzeniu i ewolucji człowieka tracą przy tej prawdzie znaczenie. Zatem kim w istocie jest człowiek i świat? Są owocem stwórczego sensu, uzdolnionym siłą faktu do twórczego przekazywania tego sensu. Ten, kto odnajduje ostateczny sens w jedynym Sensie osiąga szczyt radości istnienia. Dlatego dla człowieka rozumnego (!) nie jest wcale obojętne to, w co wierzy ponieważ Prawdy nie da się zastąpić dobrym mniemaniem. Tylko wtedy, kiedy wiem, czym jest człowiek w prawdzie, wtedy mogę być prawdziwie dobry. Dobroć bez prawdy może tylko prowadzić do subiektywnego usprawiedliwienia, ale nie do zbawienia.
Ewangelia Janowa mówi jeszcze coś więcej. Kardynał Ratzinger stwierdza, że trzeba to ująć dosłownie: Logos oznacza u Jana nie tylko ratio, ale verbum – nie tylko sens, ale i mowę. Wynika stąd, że Bóg chrześcijański jest nie tylko rozumem, obiektywnym sensem, geometrią wszechświata, ale także wypowiedzią, odniesieniem, słowem, miłością. Jest rozumem widzącym, który widzi i słyszy, do którego można się zwracać i który ma charakter osobowości. Bóg jako Logos jest mową – nie tylko Stwórcą, ale Objawieniem przemawiającym do mnie i pozwalającym mi na danie odpowiedzi. Mamy tutaj do czynienia z podstawą chrześcijańskiej teologii modlitwy. Słowu odpowiada słowo. I dlatego Logos wszystkich rzeczy może wyjść na spotkanie w ludzkim Obliczu – w postaci Jezusa z Nazaretu. To w Nim wychodzi naprzeciw człowieka to, co najistotniejsze we mnie samym i dlatego mogę z Nim rozmawiać, mogę Go rozumieć, mogę stać się ciałem – jednym życiem z Nim i z tymi, którzy są Jego. Stąd prawda, że ciągle pozostaję w drodze do Jezusa, ponieważ On jest zawsze nieskończenie większy.
Teraz czwarta: Należy głosić Boga w Jezusie Chrystusie
„W Nim [Jezusie] widzimy Ojca” (J 14,9). W nazwie Logosu wyznanie Stwórcy przechodzi w wyznanie Jezusa Chrystusa. Tego, kim jest Bóg doświadczamy zasadniczo i przede wszystkim patrząc na Jezusa Chrystusa. Syn pozwala nam równocześnie rozpoznawać rysy Ojca. Dlatego to Jezus Ewangelii wchodzi w chrześcijańskie mówienie o Ojcu: innego, historycznego Jezusa nie ma w ogóle. Kim jest Bóg, opowiedział nam Chrystus, który pochodzi z łona Ojca (J 1,18). Zatem dla obrazu Boga istotne są centralne momenty historii Jezusa: Wcielenie – Krzyż – Zmartwychwstanie – Wywyższenie – Wylanie Ducha.
Wcielenie. Bóg jest taki, że chce stać się Człowiekiem; bliski nam bo mówi, myśli i kocha jak człowiek, ale my jesteśmy daleko, bo nie umiemy poznać swego Boga w tak wielkiej bliskości.
Krzyż. Miłość staje się śmiertelna. Musimy tutaj uczyć się, co oznacza wszechmoc. Prawda pozostaje nienaruszona i nie może (lub nie chce) być zniweczona przez samego Boga, nie ma miejsca na kompromis, niezgodę w tym, czego chcą wszyscy. Krzyż jest tam, gdzie prawda i miłość występują razem.
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Stanowi ono odsłonięcie Boga samego: Bóg jest Bogiem życia, Bóg daje przyszłość. On sam jest naszą przyszłością. On jest mocą. Stwórca okazuje ją nie w dziecinnych cudach, ale w tym stałym cudzie w pełni sensownego świata, który jest w Jego rękach. To Bóg otwiera świat przed nami na swój sposób poza to, co tylko chwilowe. Śmierć nie stanowi bariery dla Boga. Zmartwychwstanie nie jest jakimś okolicznościowym cudem lecz początkiem ostatecznej przyszłości świata. Jako takie jest ono najmocniejszym wniknięciem w świat, a tym samym dramatycznym poświadczeniem tego, kim jest Bóg, że jest On rzeczywiście Bogiem, naszą nadzieją.
Bóg pozostaje w swej wolności zawsze ten sam, a przecież pozostaje wciąż nowy – do odkrywania aż po kres dni…
Teza piąta: Boga należy głosić w zwierciadle Prawa i Ewangelii
Historia zbawiania jest zwierciadłem, w którym staje się widoczne to kim jest Bóg i czym jest Bóg, czego domaga się od nas i co nam daje. Stary Testament nie jest wygasłą przeszłością. Jest on teraźniejszością wprowadzoną w większą całość, przekazaną przez Jezusa Chrystusa. Jedność obu Testamentów jest bardzo istotna, zastała zaciemniona niesłusznie przez niewłaściwe akcenty włożone w Pawłowe przesłanie o wolności od Prawa.
Z czysto historycznego punktu widzenia trzeba stwierdzić, ze Ewangelia zawiera w sobie Prawo. Utrzymuje mocno, że Bóg powołuje i umacnia człowieka, powierzając mu określone zadanie i odpowiedzialność. Kazanie na Górze nie jest zwykłym zwierciadłem ludzkiej niemocy: pragnie być drogowskazem dla człowieka. I odwrotnie, Prawo nosi w sobie znamiona Ewangelii: dla człowieka Starego Testamentu nie było ono druzgocącym wymogiem, ale drogą za którą dziękował Bogu; było też światłem w ciemności pomagającym mu znaleźć drogę zbawienia.
Mówienie o Bogu niezależnie od tego, czy się to nam podoba czy nie ma do czynienia także z zobowiązaniami moralnymi. Kto sprowadza religię do moralności, ten pozbawia ją tego, co istotne. Kto jednak z chrześcijańskiego obrazu Boga wykreśla wymagania moralne, ten nie docenia Boga należycie. Istnieją być może, religie pozbawione moralności, jak nie brakuje też z pewnością amoralnych bożków. Znakiem rozpoznawczym Boga Izraela oraz Boga Jezusa Chrystusa jest właśnie to, że jest On wielkością moralną, co więcej, pełnią etycznych wartości – jako Osoba.
Faktem jest, że w dziejach Boga z człowiekiem pojawia się najpierw Prawo, a dopiero potem Ewangelia, widocznie jest to wskazaniem, że także dzisiaj istnieją etapy nauczania, których nie wolno pomijać. Nie można bowiem głosić łaski człowiekowi, którego sumienie zamilkło i który nie zna najbardziej podstawowych wartości moralnych. O ile ma on wejść na drogę łaski, musi najpierw wiedzieć, że jest grzesznikiem. Najgłębszą prawdą nawrócenia jest to, że istnieje przebaczenie.
Teza szósta: Przepowiadanie Boga ma za przewodnika biblijne mówienie o Bogu, zwłaszcza w przypowieściach Jezusa, w doświadczeniu Świętych i w refleksji nad tymi doświadczeniami
Jakim zatem językiem powinno mówić się o Bogu? Nasz język jest najczęściej przeniknięty językiem świata. Trudno byłoby oczywiście czynić tutaj wywód na temat, co oznacza „język światowy”. Pozostawiając tę kwestię na boku, należy zauważyć, że również Biblia mówi w jakiś sposób językiem „światowym”. Wystarczy przypomnieć sobie słowa proroków i ich porównania. Izajaszowa zła winnica (Iz 5, 1-7). Historia ta, choć zagadkowa – przez swą konstrukcję przestała być zagadką i przekształca się w krzyk oburzenia, staje się krzykiem do ludu, że wyczerpała się Boża cierpliwość i nastąpiło całkowite rozczarowanie. Dzięki temu widzimy wyraźnie; kim jest Bóg a kim człowiek. Jezus podejmuje ten temat (Mk 12, 1-12) w nowy sposób: jest to historia o dzierżawcach, którzy uważając się za właścicieli, odrzucają wszelkie próby pojednania podejmowane przez gospodarza, a w końcu mordują jego syna. Tutaj odsłania się tajemnica Jezusa i Jego Męki, która u Izajasza dochodziła do głosu niejako z oddali. Ratzinger mówi, że Jezus tym sposobem wkracza w tradycję profetycznej mowy o Bogu i ją na swój sposób aktualizuje. Chociaż sam jest Synem, to jednak nie wychodzi od tego, ale idzie po linii tradycji, która twórczo wypełnia i prowadzi do właściwego celu.
Przypowieści, porównania pokazują zatem jakieś granice w mówieniu o Bogu, mowa ta pozostanie zawsze tylko porównaniem, które powoli doprowadza od zewnątrz do tej rzeczywistości, której nigdy nie da się w pełni osiągnąć. Żeby czynić Boga przejrzystym trzeba w przepowiadaniu uwzględniać tę kolejność. Pomiędzy głosicielem a Biblią nie ma dwutysiącletnich wykopów grobowych, mamy przecież żywą wykładnię Świętych z ich wewnętrzną więzią, na której opiera się doświadczenie Boga realizowane w codzienności życia. Bez nich obchodzenie się z Biblią prowadziłoby do czystego historycyzmu.
Teza siódma: Głoszenie Boga winno prowadzić do modlitwy i z niej wypływać
O Bogu można mówić sensownie tylko wtedy, gdy się Go zna a poznać Go może każdy. Ten, kto zna Boga staje się głosicielem z pierwszej ręki, ponieważ poznaje Go sam - na - sam na modlitwie. Tylko tak rodzi się doświadczenie. Ratzinger opierając się na tekście Jk 3, 16-4,3 opisującym kryzys wspólnoty judeochrześcijańskiej, podaje tego dwa powody: jeden – szukanie tylko siebie (4,1), a drugi – brak modlitwy (4,2). Z pewnością modlicie się – mówi dalej Jakub (4,3), ale modlitwa wasza jest tego rodzaju, że nie można jej określić mianem prawdziwej modlitwy. Mówi zatem, że wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby wspólnota, zamiast mówić o zimnej wojnie wśród siebie lub między sobą, zechciałaby razem, wspólnie zwracać się do Boga. Trzeba zdać sobie i dzisiaj sprawę, że mówienie o Bogu traci swą moc jednoczącą i staje się dzielącą ludzi, pustą teorią, jeżeli nie wypływa ze wspólnie przeżytego doświadczenia żywotnej rozmowy z Bogiem. Bez modlitwy kazanie usycha samo przez się.
Pola bieleją - słuchający widzi
Na polu świata i Kościoła jest wiele pszenicy i chwastów. Takie są pola… Musimy wciąż na nowo odkrywać, że chwast eliminuje się przez dbanie o pszenicę. Dbać o nią oznacza zgłębiać więź z naszym Panem Jezusem Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Musimy karmić własne serca i serca naszych braci i sióstr parzenicą Słowa i sakramentów, bo tylko wtedy na polu stworzenia będzie więcej pszenicy niż chwastów. „Uciszmy się, by słuchać słowa Pańskiego i nad nim medytować, ażeby dzięki skutecznemu działaniu Ducha Świętego nadal mieszkało i żyło w nas przez wszystkie dni naszego życia i do nas mówiło. Tak właśnie Kościół wciąż się odnawia i odmładza dzięki słowu Pańskiemu, które trwa na wieki (por. 1P 1, 25; Iz 40, 8)” . ODWAGI!
Ks. dr Tomasz Rąpała - rekolekcjonista Centrum Formacyjno - Rekolekcyjnego ARKA w Gródku nad Dunajcem, współpracuje z Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Uczestnik warsztatów egzegetyczno-archeologicznych w Jerozolimie i wyspie Patmos organizowanych przez rzeszowską szkołę biblijną DABAR oraz szkoły kierowników duchowych w pustelni benedyktynów-kamedułów w Rocca di Garda. Posługiwał jako wikariusz w czterech parafiach diecezji tarnowskiej, następnie pełnił posługę ojca duchownego w WSD w Tarnowie.
Artykuł ukazał się na stronie Stałej Formacji Kapłanów diecezji tarnowskiej:
https://formacja.diecezja.tarnow.pl/2023/08/04/gloszenie-boga-dzisiaj-ks-tomasz-rapala/
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.