O małżeństwie, pracy dziennikarza w Watykanie i najlepszej włoskiej oliwie opowiadają Urszula i Witold Rzepczakowie.
Bardzo pielęgnujecie więzy rodzinne. Tradycją stały się wasze wspólne wakacje nie tylko z synami, ale także synową i wnukami. Wspólnie jeździcie nawet do Afryki i nie są wczasy all inclusive, tylko prawdziwa przygoda…
W.R.: Natura uczy życia, a takie wyjazdy, które są wymagające pod względem długich i żmudnych przygotowań bardziej integrują, niż te organizowane przez biura podróży. Samemu bowiem się wypatruje ciekawych miejsc, dokumentuje je, opłaca noclegi, wyznacza trasy, wynajmuje samochody i samemu nadzoruje się wykonanie planu. Każdy ma wtedy jakąś rolę do spełnienia, co buduje funkcjonalność grupy, która tak właśnie powinna funkcjonować w życiu codziennym. A dziś niejednokrotnie tak już nie jest.
U.R.: Najpierw zawodowo trafiliśmy do Afryki. Chcieliśmy pokazać dzieciom ten cud świata. Tam człowiek wraca do korzeni wszystkiego. To są prawdziwe wyprawy, dopracowane z największą precyzją, a i tak wymagające ciągłej uwagi i decyzji. Czasem przez wiele godzin nie spotykamy nikogo, codziennie śpimy w namiotach, codziennie w buszu, na pustyni, codziennie rozpalamy ogień – inaczej nic ciepłego nie zjemy. Jada się dużo mięsa, które w Namibii, Botswanie, RPA jest doskonałe. Warzywa i zwłaszcza owoce są niemal zakazane ze wglądu na słonie. Te, wyczuwając jabłko gotowe są przewrócić samochód. Trzeba znać zasady - nie stawać zwierzętom na drodze do wodopoju. Jak je szanujesz, one pozwalają się obserwować, o można robić to godzinami. To nie Zoo i nie cyrk - to nauka Porządku Świata. Po Afryce jesteśmy chyba bardziej konserwatywni. O Afryce można rozprawiać godzinami. My pokazaliśmy ją dzieciom, a one swoim dzieciom. Nasz 4-letni wnuczek, którego zabraliśmy na jedną z wypraw okazał się być najlepszym w tej grupie podróżnikiem.
Dzięki Waszym relacjom dowiadywaliśmy się, jak wygląda Rzym podczas pandemii. Czym było dla Was doświadczenie pracy w tym czasie?
W.R.: Nigdy nie traktowaliśmy pandemii – a pierwsza fala dała się tu szczególnie we znaki – jak frontu walk wojennych. To był kolejny front pracy. Jeśli ktoś posiada dobre podstawy edukacyjne, ciekawość świata i umiejętność obserwacji to potrafi rzetelnie przekazywać informacje, nie naciągając ich, nie skandalizując. Taka idea przyświeca nam zawsze i także w czasie pandemii. Bardzo niepokoiły nas filmy ze szpitali nagrywane telefonami komórkowymi przez samych lekarzy, zrezygnowanych, nie mających już siły i tak bezradnych wobec braku aparatów tlenowych. Wówczas to, z czym Włochy się mierzyły, było Polakom dalekie, niewyobrażalne. Od samego początku pandemii prowadzę sam statystyki zachorowań, wyzdrowień. Mam swoje „krzywe” w komputerze - a to plus wiedza szkolna pozwala snuć wnioski na temat możliwych scenariuszy.
U.R.: Zachowywaliśmy dużą ostrożność, bo jako ekipa telewizyjne nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi podatnymi na zakażenia. Kiedy po pierwszej fali przeszliśmy się po Warszawie i zobaczyliśmy tłumy ludzi bez masek ogarnęło nas przerażenie wobec tej niefrasobliwości. Większe chyba nawet niż na widok pustych w czasie lockdownu ulic Rzymu. Mamy jeszcze jedną obserwację. Przykrą. We Włoszech wszystkie siły polityczne potrafiły się wobec nieznanej zarazy zjednoczyć, nie przeszkadzały sobie. Miały jeden cel. W Polsce obserwowaliśmy zgoła inną sytuację.
W.R.: Co do niefrasobliwości ludzkiej – ona ma taką samą twarz wszędzie. We wrześniu byliśmy służbowo w Wenecji. Miejscowi, Włosi przykładnie mieli zasłonięte nosy i usta. Przyszedł weekend - dotarli tam turyści z Francji i Niemiec, którzy maseczkami się nie przejmowali.
U.R.: To co mną wstrząsnęło, to relacje z początków pandemii ze szpitali włoskich. Uświadomiłam sobie jak bardzo stan zdrowia może pogorszyć w krótkim czasie: To opowieść lekarza, który wspominał widok samochodów holowniczych wywożących z parkingów auta tych pacjentów którzy przyjechali do placówki o własnych siłach z w miarę dobrym samopoczuciem, i już nigdy stamtąd nie wyszli.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.