Dawno nie widziałem tak wielu ludzi razem, a nigdy nie uczestniczyłem we Mszy św. w tak wielkim błocie. Zdarzyło się to 21 maja w Skoczowie, w dniu pobytu tam Papieża. Gdy moje słowa będą opublikowane, upłynie już trochę czasu od wielkiego wydarzenia, jakim była ta wizyta i ta Eucharystia, sprawowana na wzgórzach otaczających miasteczko, w którym urodził się św. Jan Sarkander, kanonizowany poprzedniego dnia w czeskim Ołomuńcu
Poprzedniego dnia i w Skoczowie lał deszcz. Kiedy Papież ukazał się w drewnianej kaplicy ołtarzowej, nagle zaczęło się wymotywać z mgieł słońce, które potem już zupełnie zapanowało na niebie. Było w tym coś symbolicznego. Ludzie, modlący się w błocie, zaczęli to komentować między sobą w taki właśnie sposób. Trzy godziny spędziliśmy tam w duchu braterstwa, spokojnej i pogodnej radości, oraz przyjaźni i miłości do Ojca Świętego, który zajmując się całym światem, potrafi jednocześnie pilnie towarzyszyć od 17 lat swojemu narodowi w jego trudnej pielgrzymce przez współczesną historię. Na wzgórzach, okalających Skoczów, rozbrzmiewały pasterskie trąby zwołujące wiernych do
wspólnej modlitwy z Następcą Piotra. W liturgicznych czytaniach znalazł się fragment Księgi Apokalipsy. W Ewangelii mowa była o prześladowaniach ludzi wiernych Chrystusowi, w homilii - o straszliwości tego stulecia i o nowych przejawach w Polsce organizowanej i z góry kierowanej laicyzacji społeczeństwa. Papież zaostrzył kontury polskiego sporu o narodową tradycję i współczesność chrześcijańską; właściwie mniejszy położył akcent na ateizacji spontanicznej, większy na ateizacji organizowanej, narzucanej, kierowanej. Ten fragment homilii był potem najobficiej komentowany w prasie, radiu i TV.
Następnego dnia rano wysłuchałem w „Radiu Z" opinii o papieskiej wizycie naczelnego redaktora tygodnika „Polityka", który twierdził, że Papież ma mylne wyobrażenia o sytuacji katolicyzmu w kraju, skoro mówi o utrudnianiu życia wiernych i pracy Kościoła. Komentator zrobił nagle zarzut naszemu Episkopatowi, że dezinformuje Papieża, mylnie naświetlając sytuację katolików w kraju. Szczęka mi - jak mówią młodzi - na takie dictum opadła ze zdziwienia. Bo przecież w powyższym stawianiu sprawy ukrywa się
stara PRL-owska zasada, by dzielić Kościół wewnętrznie. Dawniej, na zmianę, dobry był Kardynał Stefan Wyszyński, a zły kardynał Karol Wojtyła albo dobrzy tzw. księża patrioci a zła _reszta kleru. Teraz Ojciec Święty jest „dobry" a Polski Episkopat „zły". Mdło się człowiekowi robi ód tej fałszywej retoryki, z której wylatują, kłębiąc się, czerwone mole. Nie dajmy się zwariować - jak brzmi inne, popularne powiedzonko.
Gabinetowi retorzy nie mają zupełnie pojęcia, co dzieje się w umysłach i sercach takich ludzi, jacy w liczbie przekraczającej -jak sądzę - 400 tysięcy, słuchali z nogami w błocku, na chłodzie, Ojca Świętego w Skoczowie. Przybyła tam masa młodzieży i młodych ludzi. Koło mnie jakiś trzydziestoletni tatuś modlił się skulony i słuchał, śpiewał i zabawiał córkę w wózku i syna na krzesełku. Takich gromadek było więcej. W dodatku widok na ołtarz zasłoniły nam dokumentnie -różnych odmian transparenty „Solidarności". Znajdowaliśmy się szczęśliwie pod głośnikiem i był z nami ten silny, piękny głos - głos Ojca Świętego - głos sumienia.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.