Chodzi o Boga

Pierwszeństwo Boga jest punktem ciężkości myśli Benedykta XVI. Tu leży prawdziwa istota negowania Papieża i źródło jego cierpienia. Nie chodzi o cofnięcie ekskomuniki lefebrystów, o prezerwatywy w Afryce czy o liturgiczny tradycjonalizm. Tak naprawdę, pod dnem tych wszystkich zwarć, chodzi o Boga.

Skala obłędu? Nieograniczona zapewne. Drobny przykład. James Martin SJ, redaktor katolickiego (! – J.Sz.) miesięcznika „America”: „Kiedy w kwietniu 2005 r., tuż po zakończeniu konklawe, Benedykt XVI wyszedł na balkon w Watykanie, ja miałem ochotę z jakiegoś balkonu skoczyć”. Rozumiem, że tak reagowali sekretarze PZPR 16 października 1978 roku, ale jezuita, po wyborze papieża? I po trzech latach dalszy ciąg wspomnień Martina: „Zacząłem odczuwać podziw lub nawet sympatię (! – J.Sz.) dla papieża, którego wybór kiedyś napełniał mnie rozpaczą” (! – J.Sz.; cytuję za M. Rittenhouse, „Tygodnik Powszechny”, 27.04.2008). Żeby nie było wątpliwości: krytyczne myślenie jest nie tylko dopuszczalne, ale konieczne w Kościele i wobec Kościoła – dla dobra Kościoła, dla dobra świata.

Także Papież nie jest nieomylny poza uroczystym nauczaniem w dziedzinie wiary i moralności. Ale jednak ważny jest styl, w jakim się to robi, jakieś fundamentalne poczucie proporcji, skromność (kim ja jestem? Że rezygnuję ze skoku z balkonu, a już odczuwam „nawet sympatię”???). Niestety, ostatnie miesiące pokazują, że przypadek amerykańskiego redaktora nie jest odosobniony. Starych i niemodnych cnót – przyzwoitości, cierpliwości, uważności, owoców kindersztuby – brakuje bardzo w publicznym dyskursie. W każdym razie zachowują wartość (rosnącą!) słowa Seewalda sprzed czterech lat: „Bóg zatwierdził swojego sługę Josepha Ratzingera jako namiestnika Jezusa Chrystusa na ziemi. Jeśli istnieje Duch Święty, to Jego wskazówka jest niedwuznaczna i bezsporna. Brzmiała: od teraz wszyscy przeciwnicy wieloletniego Stróża Wiary, o ile traktują jeszcze poważnie swój katolicyzm, mają pewien problem”.

Diabeł nie ma kolan
Jak rozwiązać ten „pewien problem”, którego lwia część polega na tym, iż papieskie słowa (i w ogóle jakiekolwiek pasterskie) najzwyczajniej nie odpowiadają mojemu dotychczasowemu myśleniu i moim oczekiwaniom? Rzadko obecna w publicznym dyskursie jest postawa następująca (namawiam do niej siebie i wszystkich słuchaczy Słowa): może to, co słyszę, a co jest pod prąd mojego myślenia i życia, to sygnał z bardzo wysoka, sygnał, który ma mi pomóc zmienić mój sposób myślenia na inny, nowy, może dopiero teraz zgodny z wolą Boga? Może głosem Papieża upomina się o mnie sam Bóg? Może trzeba zgiąć kark i uklęknąć? Bo co to znaczy – dla mnie, dla nas – że Bóg dał nam na ten czas i na te problemy właśnie Benedykta XVI? Czyż metanoia (po grecku „nawrócenie”) nie oznacza „zmiany sposobu myślenia”? Pisząc te słowa, myślę głównie o sobie jako ich adresacie, ale też dedykuję je wszystkim. I piszę to bardzo szczerze.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg