Nagroda dla zwycięzców etapu


Zapraszamy do lektury fragmentu książki:

Wanda Rutkiewicz, najsłynniejsza polska himalaistka, pierwsza w historii kobieta, która weszła na szczyt Mount Everest, zaczęła przygotowywać się do podróży z Warszawy do Krakowa, aby spotkać się z Papieżem i wręczyć mu kamyk z najwyższej góry świata. Czy to zbieg okoliczności, że w dniu, kiedy weszła na najwyższy ziemski szczyt, zebrani w Kaplicy Sykstyńskiej purpuraci wskazali na polskiego kardynała z Krakowa?

16 października 1978 roku Wandę Rutkiewicz i Karola Wojtyłę dzieliły tysiące kilometrów, teraz, osiem miesięcy później, Papież był niemal w zasięgu ręki. Kilka dni temu zaczęła się jego pielgrzymka do Polski.
W krakowskiej Kurii Wanda Rutkiewicz, widząc Papieża, padła na kolana. Jan Paweł II podszedł i uniósł ją do góry.

– Pani Wando, ludzie gór witają się, stojąc – powiedział. – Dobry Bóg sprawił, że nam obojgu, tego samego dnia, udało się wejść tak wysoko. Czy pani sama była na Mount Evereście?
– Najwyższych szczytów nie zdobywa się samotnie – odpowiedziała.
– Coś mi na ten temat wiadomo.

Rutkiewicz otworzyła etui i podała je Papieżowi. Wewnątrz znajdował się oprawiony kamień z dedykacją.
– Proszę przyjechać do mnie do Watykanu. Urwiemy się w góry... – powiedział na pożegnanie Jan Paweł II, uśmiechając się porozumiewawczo.

Kilkuminutowe spotkanie dobiegło końca. Papież udał się do papamobile. Wanda Rutkiewicz wyszła z Kurii. Rozstało się dwoje Polaków, którzy 16 października 1978 roku „zaszli tak wysoko”. Każde z nich poszło swoją drogą.

Wanda Rutkiewicz zdobyła jeszcze siedem himalajskich ośmiotysięczników. Na początku 1992 wyruszyła na podbój Kangchenju. Po raz ostatni widział ją meksykański alpinista – 300 metrów przed szczytem. Z tej wyprawy już nie powróciła.

Jan Paweł II szedł jeszcze trzynaście lat. Wspinał się aż do 2 kwietnia 2005 roku.

W książce Zdobycie Gasherbrumów, Wanda Rutkiewicz napisała: „Łatwo zwykłemu człowiekowi zostać bohaterem, ale bardzo trudno bohaterowi zostać zwykłym człowiekiem…”. (…)

14 października 1978 roku W Rzymie kardynałowie ponownie weszli na obrady konklawe. Głosy rozłożyły się między Włochów, ale żaden nie miał szans na zdobycie potrzebnej przewagi. Wówczas arcybiskup Wiednia Franz Koenig zaczął organizować koalicję na rzecz Wojtyły. Zagraniczni kardynałowie byli bardziej skłonni do poparcia Polaka, Włosi mniej. Każde kolejne głosowanie coraz wyraźniej wskazywało na Karola.

– Co robić? – zapytał, gdy stało się jasne, że wkrótce może otrzymać potrzebną większość.
– Jeśli wybiorą, proszę przyjąć, dla Kościoła i dla Polski – powiedział mu wtedy prymas Wyszyński.

Wyrok konklawe zapadł po siedemnastej, przed siódmą wieczorem wyszli na balkon i wtedy Jan Paweł II był już innym, a właściwie na powrót tym samym człowiekiem co kiedyś. W lot ocenił sytuację, zdawał sobie sprawę z ogromnego zaskoczenia rzymian i zareagował, nie bacząc na obowiązujące od wieków konwenanse. Nie przejął się wiekową tradycją, która nakazywała nowo wybranemu następcy Piotra jedynie udzielić błogosławieństwa i nie przemawiać. Jego słowa o papieżu, który przychodzi „z dalekiego kraju”, wzbudziły entuzjazm Włochów. A prośba, by go poprawiali, jeśli się pomyli, mówiąc w „waszym, naszym języku”, przyjęte zostały z zachwytem. Następne dni pokazały, że nowy gospodarz na Watykanie dobrze wie, czego chce. Odwiedzając nazajutrz Andrzeja Deskura w Poliklinice Agostina Gemellego, dowiódł, że będąc papieżem, nadal jest przyjacielem i że szczególnie jego dotyczy nakaz „chorych nawiedzać”. Zmienił się też styl papieskich posiłków. Jan Paweł II nie wyobrażał sobie jedzenia w samotności. Prymas bywał u niego codziennie.

Paweł Zuchniewicz, Jan Paweł II: Będę szedł naprzód
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama