Zastanawiałam się, w którym miejscu Papież coś powiedział o AIDS, bo nic
takiego nie słyszałam w jego publicznych przemówieniach. Okazało się, że w
samolocie, lecąc do Kamerunu, była mała konferencja prasowa dla dziennikarzy
lecących razem z nim i któryś z nich zapytał o ten problem. Papież
odpowiedział w zgodzie z naszą etyką. No i tu się zaczął problem dla tych,
którzy nie uważają tak samo!
Samo niebo też patrzyło bardzo łaskawie na tę wizytę i dawało swoje znaki. Już w chwili przylotu Papieża, gdy wyszedł z samolotu, zza ciemnych chmur (rozpoczęła się pora deszczowa), wyłoniło się przepiękne słońce i nawet telewizja ukazywała ten moment wielokrotnie jako znak błogosławieństwa Bożego! Następnego dnia, w środę, ludzie znowu widzieli znak obecności Boga, gdy oczekując na ulicach na przejazd Benedykta XVI, do sanktuarium na Mvolye, gdzie miały być uroczyste Nieszpory z duchowieństwem i zakonnikami, zaczął padać deszcz i w pewnym momencie było tak, że spadały jeszcze krople deszczu i jednocześnie świeciło słońce, wysuszając zmoczonych ludzi…
Na trybunachMyśmy wybrały się razem z personelem naszej przychodni zdrowia, więc zdawałyśmy sobie sprawę, że nie będzie to możliwe być kilka dni w Yaounde, ze względu na koszta. Naszym celem więc była wielka Msza święta na stadionie w czwartek, 19 marca, w sam dzień imienin Papieża. Dostaliśmy nawet niebieskie bilety zapewniające wejście na stadion a wyszliśmy w jego kierunku już przed czwartą rano (Msza święta miała być o 10). Dobrze, że kursowały jeszcze samochody, więc taksówka nas podwiozła, bo to dosyć daleko było od naszego miejsca zakwaterowania (gościli nas Ojcowie Dominikanie). I wyobraźcie sobie cały tłum ludzi, który żeśmy zastali już o 4 rano! Niektórzy przyszli już o 2 w nocy, żeby być pewnym wejścia! Tłum się zwiększał razem z ubywającym czasem i tylko jeden błąd zrobili odpowiedzialni za tę sprawę – za późno zaczęli wpuszczać ludzi, bo dopiero od 8 i chyba można od razu wyobrazić sobie całą przepychankę i zdenerwowanie ludzi w tym momencie… a oni tak grzecznie byli poustawiani w kolejkach i wydawało się, że nie ma lepszej kultury oczekiwania! Ludzie czekali, skracając sobie czas śpiewaniem. I aż miło było być pośród nich. Sam jednak moment wejścia był dramatyczny i miało się wrażenie, że porządkowi żandarmi nie kontrolują sytuacji. Najważniejsze, że wszyscy weszli, i już na spokojnie zajęli miejsca na stadionie. A na stadionie, ludzie czuli się bardzo spontanicznie i wyrażali swoją radość po swojemu, przez śpiew czy okrzyki i aż szkoda, że nie było miejsca, bo pewnie i by tańczyli! Gdy Papież wjechał to tłum szalał!!! To trzeba było być wśród nich i dla tego momentu warto było pojechać!
Podczas tej Mszy świętej, niebo znowu nam okazało swoją łaskawość, bo tym razem nie odsłaniało słoneczka za często, co by było znowu katastrofalne dla białych i dla nas samych. Niestety otwieranie parasolek było zabronione. A niestety tylko ja miałam słomkowy kapelusz, reszta wzięła parasolki. Ale nawet i spoza chmur słońce sobie radziło z naszą skórą, która stała się zwyczajnie czerwona, ale nie spalona, co też uznałyśmy jako fakt niezwykły. Byłyśmy tyle godzin, bardzo dobrze wystawione na działanie słońca…
Liturgia była bardzo dobrze przygotowana. Sam chór liczył prawie 700 osób i wszyscy mieli jednakowe stroje! Śpiewali w wielu językach miejscowych a ludzie na trybunach im dzielnie sekundowali, tak, że cały stadion śpiewał!
Kameruńczycy zresztą byli niesamowici! Ich wiara przerastała naszą wiarę. Widzieli w Papieżu bezpośredniego wysłannika Boga i to czasami wprawiało nas w zachwyt czy czasami w inne zdumienie, bo oni sobie wzięli do głowy, że jeśli Papież ich pobłogosławi bezpośrednio, to wszystkie ich życzenia się spełnią!!! Mam nadzieję, że nie będą zawiedzeni, bo chyba ja też wzięłam ich postawę i ich wiarę i bardzo gorąco polecałam Bogu, przez pośrednictwo Papieża, jak okrążał stadion i błogosławił ludzi, żeby moje czarne dzieciaki pozdawały w tym roku różne egzaminy, a tak ich wielu ma w tym roku coś…