Wizyta Benedykta XVI nie wpłynęła na wzrost liczby chętnych do posługi kapłańskiej. Do seminariów przyjęto o ponad dwieście osób mniej niż w roku ubiegłym - napisała Rzeczpospolita. Tymczasem do redakcji portalu Wiara.pl docierają głosy, że liczba powołań nie spadła.
Naukę w 44 seminariach diecezjalnych (łącznie z greckokatolickimi) rozpocznie 1029 kleryków, o stu mniej niż rok wcześniej - twierdzi Rzeczpospolita. Ponad sto osób mniej przyjęły również seminaria zakonne - w tym roku 322 osoby. Te liczby mogą się jeszcze nieznacznie zmienić, gdyż niektóre seminaria jeszcze we wrześniu przyjmują kandydatów.
- Nie można mówić o tendencji spadkowej - zastrzega ks. Krzysztof Pawlina, nowy przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych. - Jest to raczej powrót do stanu sprzed 2005 roku. Powołania księży diecezjalnych utrzymują się na stałym poziomie, są jedynie pewne wahnięcia - tłumaczy. - Lekki spadek możemy natomiast odnotować w seminariach zakonnych.
Rektorzy seminariów tłumaczą, że to ubiegły rok, kiedy przyjęto do wszystkich seminariów prawie 1600 osób, był wyjątkowy. Powód? Śmierć Jana Pawła II i związane z tym przeżycia - to obiegowe tłumaczenie.
- Powołanie kapłańskie nie rodzi się z powodu jednego wydarzenia: pielgrzymki papieża czy pogrzebu Ojca Świętego. Jest sumą wydarzeń i przeżyć. Powołanie jest darem od Pana Boga i nie można tego wytłumaczyć wyłącznie socjologiczne - mówi ks. Pawlina, rektor seminarium warszawskiego. I dodaje: - Żaden z kleryków nie mówił w roku ubiegłym, że śmierć papieża wpłynęła na jego powołanie.
Najwięcej kandydatów, tradycyjnie, ma diecezja tarnowska. W tym roku jest ich 54. To nawet więcej niż w rekordowym dla kraju roku ubiegłym, gdy tarnowskie seminarium przyjęło 48 kleryków. Podobnie jest w Warszawie - naukę na pierwszym roku w seminarium rozpocznie 42 kleryków (27 w 2005 r.). Stały poziom przyjęć mają np. seminaria diecezjalne w Katowicach (w tym roku 42), Krakowie (38), nieco mniej we Wrocławiu (31). Wyraźny spadek powołań jest natomiast w seminariach w Siedlcach, Łowiczu, Drohiczynie, Elblągu, Poznaniu. - Wracamy do średniej - mówi ks. Mirosław Skrobisz, rektor seminarium w Łowiczu, gdzie przyjęto siedmiu kleryków, rok wcześniej 18. Podobnie uważa rektor seminarium w Poznaniu ks. Paweł Wygralak, gdzie liczba przyjętych spadła z 40 do 28.
- Te wahnięcia to wynik demokracji. Nasi kandydaci idą pod prąd współczesnej kultury - mówi ks. Wiesław Lechowicz, rektor seminarium w Tarnowie.
Jakie jeszcze są przyczyny? Może ukazanie się instrukcji Watykanu właściwie zakazującej przyjmowania osób o trwałych tendencjach homoseksualnych? - Instrukcja była potwierdzeniem tego, co i tak robimy. Nie przyjmujemy do seminariów ludzi ze skłonnościami homoseksualnymi - mówi rektor Pawlina.
Do seminariów w dużych miastach - Warszawie, Krakowie, Wrocławiu - coraz częściej zgłaszają się mężczyźni już po studiach. To nowe zjawisko. W tym roku w seminarium warszawskim na 42 nowo przyjęte osoby 10 ma ukończone studia. Są wśród nich absolwenci marketingu i zarządzania, polonistyki, muzykologii, prawa, a nawet leśnictwa.
Do święceń kapłańskich, jak wskazuje praktyka, dojdzie ponad połowa kandydatów. Około 40 proc. odejdzie albo zostanie wydalonych. Najczęściej na pierwszych latach studiów.
Od redakcji
Informację o niewielkim spadku - w stosunku do ubiegłego roku - liczby chętnych do seminariów duchownych podała Katolicka Agencja Informacyjna. W niektórych kręgach kościelnych wywołała ona poruszenie. Pojawiły się głosy o błędach w liczeniu. W zeszłym roku.
Istotnie, w zeszłym roku część mediów chętnie pisała o "boomie" powołań kapłańskich. Później pojawiały się nieśmiałe wypowiedzi prostujące zawyżone liczby, ale mało kto zwrócił na nie uwagę.
Według wszelkich znaków na niebie i na ziemi liczba powołań kapłańskich utrzymuje się w Polsce na stałym poziomie. A żeby było więcej, trzeba więcej się modlić.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.