Kościół ma trzech nowych błogosławionych. Są nimi księża: Luigi Braghi, Luigi Monza oraz Augustyn Thevarparampil. Zostali wyniesieni do chwały ołtarzy podczas uroczystości w Mediolanie oraz Ramapuram w Indiach.
Pierwszej liturgii przewodniczył arcybiskup stolicy Lombardii kardynał Dionigi Tettamanzi. Formułę beatyfikacyjną odczytał legat papieski kard. José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. W liturgii odbywającej się na placu przed mediolańską katedrą wzięło udział 15 tysięcy osób. W homilii kard. Tettamanzi nawiązał do postaci dwóch nowych błogosławionych. Ks. Luigi Braghi był profesorem seminarium i wiceprefektem Biblioteki Ambrozjańskiej, wybitnym znawcą patrologii i archeologii. Założył zgromadzenie żeńskie św. Marceliny zajmujące się wychowaniem dziewcząt. Z kolei ks. Luigi Monza opiekował się młodzieżą, ubogimi, cierpiącymi i prześladowanymi. Założył instytut świecki Małych Apostołek Miłości. Powierzył im zadanie wnoszenia we współczesne społeczeństwo miłości na wzór pierwszych chrześcijan.
Beatyfikacji księdza Augustyna Thevarparampila przewodniczył arcybiskup większy obrządku syromalabarskiego, kardynał Varkey Vithayathil. Uroczystość z udziałem tysięcy wiernych i ponad 100 biskupów odbyła się w Ramapuram na południu Indii, gdzie nowy błogosławiony spędził prawie całe swoje życie i gdzie zmarł 33 lata temu. Poświęcił się on całkowicie posłudze najuboższym i zepchniętym na margines społeczny, którzy nie należą do żadnej z kast i zwani są „niedotykalnymi” albo dalitami. Opiekował się nimi niezależnie od ich przynależności religijnej.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.