W ocenie bp. Buczka duchowieństwo rzymsko-katolickie pracujące w diecezji charkowsko-zaporskiej, zdało egzamin, pracując przez ostatnie trzy miesiące w bardzo trudnych warunkach, także na terenach, gdzie toczy się wojna.
„Wszyscy księża pozostali na swych posterunkach, gdzie wyznaczył ich biskup gdyż wiedzą, że w trudnym czasie, szczególnie są ludziom potrzebni. Są duszpasterzami, pasterz zaś nie opuszcza trzody, która jest w potrzebie, albo stoi w obliczu zagrożenia” - mówi. Dlatego pozostali nawet wtedy, gdy wokół trwały walki, ginęli ludzi, a ich świątynie były obiektem ataków. Po Wielkanocy wyjechał jedynie kapłan ze Słowiańska, który pod koniec kwietnia stał się głównym bastionem separatystów. Była to jednak nadzwyczajna sytuacja, dodaje biskup senior.
W mieście , gdzie przed wybuchem walk mieszkało ponad 100 tys. ludzi, dzisiaj pozostało ok. 20 tys. Z katolickiej parafii pozostała tam tylko jedna rodzina. W pozostałych miejscowościach Donbasu, księża pozostali, podkreśla biskup, nawet w miejscach, gdzie toczyły się walki, jak np. ks. Wiktor Wąsowicz, dziekan doniecki. Każdego dnia odprawiał Mszę św. w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorłówce oraz dojeżdżał do parafii w Artiomowsku i Jenakijewie, choć wszystkie te miejscowości znajdowały się pod kontrolą tzw. Donieckiej Republiki Ludowej (DNR). Był wielokrotnie zatrzymywany i kontrolowany przez separatystów. Ksiądz i siostry pozostali w Mariumpolu, gdzie w maju i czerwcu toczyły się ciężkie walki.
Trwa w swojej parafii św. Józefa ks. Mikołaj Pilecki z Doniecka, choć miasto od wielu tygodni jest pod kontrolą DNR. Nie sprawuje się jednak Liturgii w Kramatorsku, gdzie bojówka DNR ostrzelała kaplicę, niszcząc jej dach. Bojownicy z DNR, podkreśla ks. biskup nigdy nie ukrywali swej niechęci do katolików, a także innych wspólnot religijnych, poza prawosławiem należącym do Patriarchatu Moskiewskiego. Na pytanie, czy konflikt na Wschodzie Ukrainy nabrał ostatnio cechy wojny wyznaniowej, bp Buczek odpowiedział, że na szczęście jeszcze do tego nie doszło. Z pewnością jednak bojówki separatystów nastawione są wrogo wobec katolików, zarówno obrządku łacińskiego, jak i grekokatolików oraz przedstawicieli innych Kościołów prawosławnych, tzw. niekanonicznych.
Dlatego, dodaje, w przyszłości wiele będzie zależało od postawy ukraińskiego Kościoła prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Powinien potępić wszelką przemoc, zwłaszcza że ostatnio w Doniecku bojówki separatystów porwały dwóch duchownych. „Z pewnością, gdyby biskupi prawosławni z Patriarchatu Moskiewskiego zabrali w tej sprawie głos, musiałby się on spotkać się z jakimś odzewem, przynajmniej wśród części bojowników, którzy oficjalnie głoszą, że bronią również praw prawosławnych mieszkańców Donbasu. Niestety dotąd, takiego głosu nie słyszałem”.
Bp Buczek nie ukrywa, że liczy na pomoc Kościoła w Polsce przy odbudowie katolickich świątyń zniszczonych podczas walk na Wschodniej Ukrainie. Miejscowe wspólnoty katolickie dodaje, nawet przed wojną były ubogie, obecnie wielu katolików znalazło się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż musieli uciekać z miejsca walk i wielu straciło cały swój majątek. Podkreśla przy tym, że chociaż katolicy na Wschodniej Ukrainie są mniejszością, ale mniejszością głęboko zakorzenioną w historii tego regionu.
Parafie katolickie powstawały tutaj już w XIX wieku. Wtedy budowano okazałe świątynie, m.in. obecną katedrę w Charkowie, kościół pw. Wniebowzięcia NMP. Katolicy na tym terenie często należeli do elit kulturalnych, naukowych i gospodarczych. Bp Buczek jest przekonany, że ostatnie wydarzenia umocniły więzi pomiędzy różnymi Kościołami chrześcijańskimi, które stanęły razem w godzinie próby.
Tak było w Kijowie, ale także w Charkowie, gdzie obok siebie na demonstracjach stali wraz z ludźmi, kapłani różnych wyznań chrześcijańskich. Oni pokazali, że może być jedność wszystkich chrześcijan na Ukrainie. Najważniejsze w oczywiście będą dalsze relacje z prawosławnymi, którzy są mocno podzieleni między sobą, nawet w części należącej do Patriarchatu Moskiewskiego.
Przyszłość jednak należy do chrześcijaństwa do Ukrainie, przekonuje biskup senior. Państwo w ostatnich miesiącach przekonało się, że w czasach kryzysu może liczyć jedynie na ludzi uformowanych w wartościach chrześcijańskich. Wcześniej politycy na Ukrainie udawali, że są ludźmi wierzącymi, ale to była farsa. Ich aktywność polityczna była często sprzeczna z Dekalogiem. Dzisiaj wszyscy zdają sobie sprawę, że Ukraina potrzebuje przede wszystkim ludzi o uformowanych sumieniach, którzy nie pozwolą, aby wróciły praktyki z lat poprzednich. To także wielkie zadanie Kościoła, wychować takich ludzi, dodaje bp Buczek.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.