– No, nareszcie jesteście – powiedział do polskich oazowiczów Jan Paweł II, wysiadając z samochodu. Jadąc w 1979 roku do Rzymu, nie spodziewali się, że będą uczestniczyć w ognisku z ojcem świętym w ogrodach Castel Gandolfo. To było jedyne takie wydarzenie w tym długim pontyfikacie.
Minęły prawie 34 lata, ale czas nie zatarł żadnego szczegółu w pamięci Zofii Firlejczyk z Gliwic i jej córki, s. M. Radosławy, dziś karmelitanki Dzieciątka Jezus. Gdy w sierpniu 1979 roku Barbara pojechała na ognisko z papieżem, miała 20 lat i dopiero myślała o wstąpieniu do zakonu.
Czekam na was w Rzymie
Wszystko zaczęło się dwa miesiące wcześniej – 8 czerwca 1979 roku – podczas spotkania Jana Pawła II z oazowiczami w Nowym Targu. – Wielu na spotkanie z papieżem szło całą noc, my dużą grupą pojechaliśmy z Gliwic autokarami – wspomina Zofia Firlejczyk. Skończyła 90 lat, ale pamięć ma doskonałą. Jak z rękawa sypie datami, nazwiskami, nazwami rzymskich ulic, czasem poprawiając nawet swoją córkę. – Bo to tak jakoś jest na starość, że potrafię z pamięci cytować fragmenty Homera, ale zapominam, co miałam dziś na obiad – żartuje pani Zofia.
Podczas spotkania w Nowym Targu papież, w morzu ludzi i transparentów, zauważył i ten oazowy, z fragmentem piosenki: „Zwiastunom z gór, stopom ich cześć...”. Kochający góry i znający dobrze ruch oazowy, w pewnym momencie powiedział: „A może by tak spotkać się w Rzymie? No, to czekam na was”. Oazowiczom dwa razy powtarzać nie trzeba było. – Był to czas komuny i wyjechać na Zachód wcale nie było prosto. To nie to, co dziś: wsiada się w auto i droga do Europy otwarta – opowiada Zofia Firlejczyk. Aby wyjechać, trzeba było mieć zaproszenia od konkretnych osób we Włoszech. Oazowicze je dostali, choć wcale nie wiedzieli, kto to załatwia i kto ich tam zaprasza. Po prostu – miały być zaproszenia, to były. Nad całością czuwał jezuita o. Kazimierz Przydatek.
Jesteście głodni?
Barbara Firlejczyk – w zakonie ponad 33 lata – z oazą spotkała się, chodząc do liceum. Grupy prowadzili gliwiccy redemptoryści, wśród nich m.in. zapalony oazowicz o. Eugeniusz Karpiel. – To było coś niesamowitego – spotkania, wyjazdy, przyjaźnie. W oazie oddychało się Bogiem i wolnością, której wtedy nie mieliśmy w ojczyźnie, a której potrzebowaliśmy jak ryba wody – wspomina karmelitanka. Ponieważ myślała o zakonie, chciała pokazać rodzicom, Kogo kocha i Komu chce oddać swoje życie. – Rodzice byli pobożni, ale z oazą nie mieli do czynienia. Wysłałam ich na oazę rodzin do Krościenka, i tak w dość późnym wieku zaczęła się ich oazowa przygoda – opowiada s. M. Radosława. Po powrocie Zofia i Stefan Firlejczykowie całym sercem zaangażowali się w ruch oazowy – byli animatorami grup, organizowali rekolekcje i sami na nie wyjeżdżali, aktywnie włączyli się w życie parafii gliwickich redemptorystów, tak długo, jak długo wystarczyło sił. Stefan Firlejczyk swoją przygodę z oazą zakończył, mając 75 lat (zmarł 10 lat temu). Zofia nadal spotykała się w grupie. Do Rzymu, razem ze 120 ludźmi, pojechały Zofia Firlejczyk, jej córka Barbara i jeszcze jakieś nieliczne osoby z Gliwic. – Ojciec nie pojechał, właściwie z powodu braku pieniędzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wizyta w tym kraju, w którym nie był nigdy żaden papież, była marzeniem Franciszka.
Papież przyjął działaczy, którzy przed rokiem zorganizowali "Arenę Pokoju".
Przez 12 lat pontyfikatu Franciszek nigdy nie był tam na urlopie.
Realizowany jest tam eko-projekt inspirowany encykliką Franciszka "Laudato si' ".
Musimy pamiętać, że to obecny wśród nas Zmartwychwstały Chrystus chroni i prowadzi Kościół.
Prace trwały około dwóch tygodni, a ich efektem jest wyjątkowe dzieło sztuki ogrodniczej.
Leon XIV ma najlepsze kwalifikacje do bycia dobrym pasterzem.