Rośnie sprzeciw wobec ratyfikacji Konwencji w sprawie przemocy wobec kobiet i przemocy domowej - mówi w wywiadzie Antoni Szymański, członek Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski.
Wyliczając niebezpieczeństwa, płynące z ratyfikacji tego dokumentu, Szymański przypomina, że w 2003 r. Sejm przyjął uchwałę, która stwierdza, że że polskie prawodawstwo w zakresie moralnego ładu życia społecznego, godności rodziny, małżeństwa i wychowania oraz ochrony życia nie podlega żadnym ograniczeniom w drodze regulacji międzynarodowych.
Coraz więcej organizacji społecznych i politycznych występuje przeciw podpisaniu i ratyfikowaniu Konwencji Rady Europy w sprawie przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, czy wpłynie to Pana zdaniem na decyzje rządu w tej sprawie?
Antoni Szymański: Mam nadzieję, że wnikliwie analizowane są argumenty dotyczące skutków wprowadzenia tej Konwencji w Polsce, o czym świadczy m.in.: przesuwanie terminu jej podpisania przez Pana Premiera. Przeciw jej popisaniu i ratyfikacji wypowiedziała się m.in.: Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski, szereg organizacji prorodzinych, w tym dużych federacji (np. Forum Kobiet Polskich czy Federacja Ruchów Obrony Życia), a także Solidarna Polska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Zdecydowanie krytyczny wobec tej Konwencji jest Minister Sprawiedliwości.
Czy istniejące zjawisko przemocy wobec kobiet nie wymaga nowych rozwiązań prawnych, jakie proponuje Konwencja?
Bez wątpienia przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet, ale także wobec dzieci i mężczyzn wymaga zdecydowanych działań. Należy jednak pamiętać, że dwa lata temu głęboko znowelizowano ustawę o przemocy w rodzinie i wprowadzono nowe rozwiązania prawne. W trakcie prac nad tą ustawą rząd twierdził, że wprowadzane rozwiązania są wystarczające i będą skutecznie chroniły przed przemocą w rodzinie. Nie ma zatem żadnych argumentów za tym, by przyjmować kolejne rozwiązania prawne, budować równoległą do istniejącej i co oczywiste kosztowną administrację, do jej realizacji. Nie powinniśmy się też pozbawiać naszej suwerenności w sprawach moralności i rodziny na rzecz kontroli międzynarodowej instytucji, co przewiduje Konwencja. Konwencja wykorzystuje hasło przeciwdziałania przemocy, lecz tak naprawdę nie tylko o nią w niej chodzi.
Konwencja promuje zmianę cywilizacyjną, która osłabi małżeństwo i rodzinę oraz tradycyjne role związane z rodzeniem i wychowaniem dzieci, ponieważ te podstawowe wspólnoty mają być rzekomo odpowiedzialne za przemoc.
Premier spotkał się w tej sprawie z przedstawicielkami Stowarzyszenia Kongres Kobiet, które Konwencję popiera, czy spotkał się także z innymi środowiskami?
O ile mi wiadomo, jak dotąd z innymi środowiskami takich konsultacji nie było. Byłyby one istotne, bo Stowarzyszenie Kongres Kobiet nie jest przecież reprezentacją polskich kobiet, a poglądy przedstawicielek Stowarzyszenia, w wielu kwestiach nie wyrażają oczekiwań i potrzeb większości kobiet w Polsce.
Jakie byłyby konsekwencje wprowadzenia w życie Konwencji?
A. Szymański: Ponieważ Konwencja określa „płeć” - jako społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn” oznacza to odejście od utrwalonej w tradycji europejskiej definicji płci, uwzględniającej biologiczne odmienności kobiety i mężczyzny, która stanowi podstawę dla prawa rodzinnego i osobowego. Zmieniona definicja w praktyce zagraża więzom rodzinnym chronionym przez 18 artykuł Konstytucji, nakazujący wspierać związek kobiety i mężczyzny, rodzinę, macierzyństwo i rodzicielstwo. Konwencja, nakazując uznawać dowolnie określone role i zachowania za wyznacznik płci, stanowi furtkę do instytucjonalizacji tzw.: nowych form rodzinnych, w tym związków tej samej płci. Po jej przyjęciu, państwu trudniej będzie się powoływać na tradycyjny sposób pojmowania małżeństwa.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.