Niewidomy chiński dysydent Chen Guangcheng w środę po sześciu dniach z własnej woli opuścił ambasadę USA w Pekinie. Zapewnienie mu pobytu w amerykańskiej placówce to incydent, który się nie powtórzy - oświadczył przedstawiciel administracji USA. .
"To był wyjątkowy przypadek w niezwykłych okolicznościach; nie przewidujemy, by coś takiego powtórzyło się w przyszłości" - oświadczyła strona amerykańska.
Wcześniej Chiny zażądały od USA przeprosin za tę "ingerencję w sprawy wewnętrzne Chin". "Należy podkreślić, że ambasada USA w Chinach użyła nietypowych środków przyjmując chińskiego obywatela Chena Guangchenga do ambasady. Chiny są z tego bardzo niezadowolone" - napisał w oświadczeniu rzecznik chińskiego resortu spraw zagranicznych Liu Weimin.
Według strony amerykańskiej dysydent nie ma zamiaru opuścić Chin. Na mocy bezprecedensowego - jak pisze agencja Reutera - porozumienia Pekinu z Chenem zostanie on przeniesiony "do bezpiecznego miejsca", gdzie będzie mógł studiować. Jak poinformowano, Chen nie występował o azyl ani zapewnienie mu transportu do Stanów Zjednoczonych.
O opuszczeniu ambasady przez Chena poinformowała oficjalna agencja prasowa Xinhua. Według dziennika "Washington Post" ambasador USA w Pekinie Gary Locke eskortował go do szpitala, gdzie dysydent ma się spotkać z rodziną. Korespondent waszyngtońskiej gazety rozmawiał przez telefon z Chenem, który powiedział mu, że czuje się dobrze.
Reuters pisze, że Chen - zagorzały krytyk rządowej polityki jednego dziecka - opuścił ambasadę "z własnej woli".
W środę rano do Pekinu przybyli amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton oraz minister skarbu Timothy Geithner. Tematem rozmów z władzami Chin, prowadzonych regularnie na tym szczeblu od kilku lat, będą problemy bezpieczeństwa międzynarodowego, w tym głównie konflikty z Iranem i Koreą Północną w związku z ich programami nuklearnymi, oraz kwestie ekonomiczne. W rozmowach może przeszkodzić jednak sprawa dysydenta.
Przedstawiciel USA powiedział, że Clinton zatelefonowała do Chena, który oświadczył jej, że "chciałby ją uściskać".
W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk - w zamieszczonym w internecie nagraniu poinformował, że uciekł z aresztu domowego. W nagraniu zwrócił się do premiera Wena Jiabao o wszczęcie dochodzenia w sprawie złego traktowania jego samego i rodziny przez lokalne władze.
Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał przez półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Dysydent spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze umieściły go w areszcie domowym, choć nie było ku temu podstaw prawnych.
Pobyt Chena w areszcie domowym był pilnie obserwowany przez Zachód i miejscowych obrońców praw człowieka.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.