Między innymi o znaczeniu swojej 37 podróży zagranicznej do Kanady, w dniach 24-30 lipca mówił Ojciec Święty podczas dzisiejszej, pierwszej po wakacyjnej przerwie audiencji ogólnej w auli Pawła VI.
Papież wspomniał także Liban. Mijają właśnie dwa lata od tragicznego wybuchu z 4 sierpnia 202o roku, który zabił ponad 200 osób, jeszcze więcej ranił, a wielu innych pozbawił dachu nad głową. Papież życzył by Liban z pomocą wspólnoty międzynarodowej nadal podążał drogą odrodzenia, pozostając wierny swojemu powołaniu, aby był krajem pokoju i pluralizmu, gdzie wspólnoty różnych religii mogą żyć w braterstwie.
Papież pozdrowił tez pielgrzymów z Polski, nawiązując do polskiego zwyczaju pielgrzymowania. Pozdrawiam pielgrzymów polskich. Dziękuję wam za modlitewne wsparcie podczas mojej podróży do Kanady. Wiem, że w sierpniu wielu z was pielgrzymuje pieszo na Jasną Górę i do innych sanktuariów maryjnych. Proszę was, ofiarujcie trud waszego pielgrzymowania także za Kościół, o pokój w całym świecie, a szczególnie na Ukrainie. Pozdrawiam siostry elżbietanki, które przeżywają tu w Rzymie czas duchowej odnowy: wiele z nich pracuje na Ukrainie. Niech Matka Boża wyjedna im oraz tym, którym pomagają, obfitość Bożych łask. Z serca wam błogosławię.
Poniżej tekst papieskiej katechezy.
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Dzisiaj chciałbym podzielić się z Wami pewnymi refleksjami dotyczącymi podróży apostolskiej, którą odbyłem w minionych dniach do Kanady. Była to podróż odmienna od innych. Główną motywacją było bowiem spotkanie z rdzennymi mieszkańcami, aby im wyrazić moją bliskość i ubolewanie oraz prośba o przebaczenie - prośba o przebaczenie - z powodu krzywd wyrządzonych im przez tych chrześcijan, w tym wielu katolików, którzy w przeszłości współpracowali w prowadzonej przez ówczesne rządy polityce przymusowej asymilacji i emancypacji.
Pod tym względem w Kanadzie została zapisana nowa karta, ważna karta drogi, którą Kościół od dawna przebywa wraz z ludami rodzimymi. Hasłem przewodnim tej podróży było „kroczyć razem”. Proces pojednania i uzdrowienia, która zakłada poznanie historyczne, wysłuchanie ofiar, uświadomienie sobie, a przede wszystkim nawrócenie, zmianę mentalności. Z tego pogłębienia wynika, że z jednej strony niektórzy mężczyźni i kobiety Kościoła należeli do najbardziej zdecydowanych i odważnych orędowników godności ludów autochtonicznych, stając w ich obronie i przyczyniając się do poznania ich języków i kultur; ale z drugiej strony nie brakowało niestety chrześcijan, to znaczy księży, zakonników, zakonnic, osób świeckich tych, którzy uczestniczyli w programach, które, jak dziś rozumiemy, są nie do przyjęcia i są wręcz sprzeczne z Ewangelią. Z tego właśnie powodu pojechałem, aby w imieniu Kościoła prosić o przebaczenie.
Była to zatem pielgrzymka pokutna. Było wiele chwil radosnych, ale sens i ton całości nacechowany był refleksją, skruchą i pojednaniem. Cztery miesiące temu przyjąłem w Watykanie, w oddzielnych grupach, przedstawicieli pierwotnych ludów Kanady. Było sześć takich zebrań, aby przygotować to spotkanie.
Były trzy wielkie etapy pielgrzymki: pierwszy, w Edmonton, na zachodzie kraju. Drugi, w Quebecu, na wschodzie. A trzeci na północy, w Iqaluit, może ze 300 kilometrów od Kręgu Polarnego. Pierwsze spotkanie odbyło się w Masqwacis co znaczy „Wzgórze Niedźwiedzia” - gdzie z całego kraju przybyli wodzowie i członkowie głównych grup rodzimych – Pierwszych Narodów, Métysów i Inuitów. Razem upamiętnialiśmy: dobrą pamięć o tysiącletniej historii tych ludów, w harmonii z ich ziemią. To jedna z najpiękniejszych cech ludów rodzimych: harmonijna relacja z ziemią, nigdy nie traktowali źle ziemi, zawsze żyjąc w harmonii. Podkreśliliśmy też bolesną pamięć o nadużyciach, jakich doznawały, także w szkołach rezydencjalnych, z powodu polityki asymilacji kulturowej.
Po upamiętnieniu, drugim krokiem na naszej drodze było pojednanie. Nie kompromis między nami - to byłaby iluzja, wyreżyserowany spektakl - ale pozwolenie by pojednał nas Chrystus, który jest naszym pokojem (por. Ef 2, 14). Uczyniliśmy to przyjmując za punkt odniesienia postać drzewa, centralnego dla życia i symboliki ludów rodzimych.
Upamiętnienie, pojednanie, i uzdrowienie. Ten trzeci etap podróży odbyliśmy nad brzegiem jeziora św. Anny, właśnie w dniu święta świętych Joachima i Anny. Dla Jezusa jezioro było środowiskiem bliskim. Wszyscy możemy zaczerpnąć od Chrystusa źródła wody i tam w Jezusie widzieliśmy bliskość Ojca, który daje nam uzdrowienie ran, a także przebaczenie grzechów.
Z tej podróży upamiętnienia, pojednania i uzdrowienia wypływa nadzieja dla Kościoła, zarówno w Kanadzie jak i na całym świecie. Tutaj pojawił się rys uczniów z Emaus po tym jak szli z Jezusem zmartwychwstałym: z Nim i dzięki Niemu przeszli od porażki do nadziei (por. Łk 24, 13-35).
Jak powiedziałem na początku, wspólna droga z ludami rodzimymi stanowiła trzon tej podróży apostolskiej. Włączono do niego dwa spotkania z Kościołem lokalnym i z władzami kraju, którym pragnę raz jeszcze wyrazić szczerą wdzięczność za wielką dyspozycyjność i serdeczne przyjęcie, które zapewnili mnie i moim współpracownikom. Podobnie biskupom. Wobec rządzących, przywódców ludów rodzimych i korpusu dyplomatycznego potwierdziłem rzeczywistą wolę Stolicy Apostolskiej i lokalnych wspólnot katolickich promowania kultur mieszkańców rodzimych, z odpowiednimi drogami duchowymi i zwracając uwagą na zwyczaje i języki ludów. Jednocześnie zauważyłem, że mentalność kolonizacyjna jest dziś obecna w różnych formach kolonizacji ideologicznej, zagrażających tradycji, historii i więzom religijnym narodów, niwelując różnice, skupiając się tylko na teraźniejszości i często zaniedbując obowiązki wobec najsłabszych i najbardziej wrażliwych. Chodzi więc o odzyskanie zdrowej równowagi, odzyskanie harmonii, będącej czymś więcej niż równowaga, odzyskanie harmonii między nowoczesnością a kulturami przodków, między sekularyzacją a wartościami duchowymi. A to stanowi bezpośrednio wyzwanie dla misji Kościoła, posłanego na cały świat, by dawać świadectwo i „zasiewać” powszechne braterstwo, które szanuje i promuje wymiar lokalny z jego wielorakimi bogactwami (por. Enc. Fratelli tutti, 142-153). Już to powiedziałem, lecz pragnę jeszcze raz podkreślić moją wdzięczność dla władz cywilnych, pani gubernator generalnej, premierowi, różnym władzom miejsc, które odwiedziłem: dziękuję wam za sposób w jaki dopomogliście realizacji zamierzeń i gestów, o których wspomniałem. Pragnę też podziękować biskupom. Podziękować przede wszystkim za jedność episkopatu. Realizacja celów podróży była możliwa dzięki zjednoczeniu biskupów, a tam, gdzie jest jedność, można iść naprzód. Dlatego chciałbym to podkreślić i podziękować biskupom Kanady za tę jedność.
Pod znakiem nadziei odbywało się ostatnie spotkanie, w krainie Inuitów, z młodymi i starszymi. I zapewniam was, że podczas tych spotka, a szczególnie podczas tego ostatniego musiałem odczuć jak policzek, ból tych ludzi: starszych, którzy stracili swoje dzieci i nie wiedzieli, gdzie się znajdują, z powodu tej polityki asymilacji. To było wydarzenie bardzo bolesne, ale trzeba było stanąć w prawdzie: musimy stanąć w prawdzie w obliczu naszych błędów, naszych grzechów. Także w Kanadzie jest to sprzężenie kluczowe, jest to znak czasu: młodzi i starzy w dialogu, aby wspólnie kroczyć w dziejach między pamięcią a proroctwem sprzężonych ze sobą. Niech męstwo i pokojowe działanie rdzennej ludności Kanady będzie przykładem dla wszystkich ludów rodzimych, aby nie zamykały się w sobie, ale aby ofiarowały swój niezbędny wkład na rzecz ludzkości bardziej braterskiej, która potrafiłaby kochać stworzenie i Stwórcę, w harmonii ze stworzeniem, w harmonii między wami wszystkimi. Dziękuję.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.