Pierwsze spotkanie ojca Leona Knabita z Karolem Wojtyłą.
W latach 1956-1958 byłem kapelanem Domu Diecezjalnego w Pewli Małej, w Beskidzie Żywieckim. Piękne miejsce nad Koszarawą, bystrą górską rzeką, wśród łagodnych wzniesień pokrytych lasem. Sam dom niewielki, ale pakowny i gościnny, ściągał we wszystkich porach roku ludzi, którzy chcieli odpocząć i duchowo się ubogacić. Ileż stąd było wycieczek na pobliską Kiczorę, na Pilsko, na Babią Górę; ile dyskusji przy ognisku na położonym opodal domu małym wzniesieniu, zwanym Olimpem; ile rekolekcji i dni skupienia dla rolników, nauczycieli, malarzy, prawników, dla mężczyzn, kobiet, młodzieży; ile kolonii dziecięcych, a nawet kursów językowych; ile wreszcie spotkań ze znaczącymi ludźmi zajmującymi się sprawami Kościoła! Duszą i organizatorką wszystkich imprez była kierowniczka Domu, pani Krystyna Popiel, zwana przez wszystkich mieszkańców i gości Babcią.
Tam to właśnie w lutym 1958 roku pierwszy raz spotkałem księdza Karola Wojtyłę. Wpadł na parę dni z kilkoma studentami, by odetchnąć czystym powietrzem i zjechać na nartach z Pilska. Pełen pogody, życzliwości i spokojnego uśmiechu. Bardzo bliski i „swój" od pierwszego spotkania, a jednocześnie jakby trochę nieobecny, a może inaczej – jakby głębiej obecny wśród ludzi i spraw.
Posiłki w Domu Diecezjalnym jadało się w kuchni, w której okno było zamykane od wewnątrz taką wielką klapą-okiennicą dla ochrony przed złodziejami (byli już i wtedy). Na dzień podpierało się tę klapę solidnym drągiem. W ten sposób powstawał jakby daszek nad częścią stołu. Do dzisiaj pamiętam Wujka Karola, bo tak wszyscy o Nim mówili, siedzącego przy posiłkach pod tym „baldachimem", w cywilnym, sportowym ubraniu, uśmiechniętego i zamyślonego, więcej słuchającego niż mówiącego.
Do odprawiania Mszy świętej pożyczałem Wujkowi Karolowi swoją sutannę. Prosiłem raz, by zechciał przyjąć miejscową intencję mszalną, bo byłem tam jedynym stałym kapłanem, a wiernych, którzy chcieli, by im odprawić Mszę świętą, było wielu. Zgodził się chętnie, a ofiarę, którą Mu wręczyłem - było wtedy tego aż 50 złotych - wrzucił, jak zaobserwowali inni, do puszki z napisem „Na kaplicę".
Czasu przeznaczonego na odpoczynek nigdy nie spędzał sam. Zawsze był w towarzystwie młodych ludzi. Nie stronił też od starszych i słuchał ich z uwagą. Umiał jednak zawsze wygospodarować chwilę dla siebie i, jak można się było domyślić, na spotkanie z Bogiem w swoim wnętrzu - przez oderwanie się od grupy, przyjście trochę później lub wyjście wcześniej, czy wreszcie przez to charakterystyczne zamyślenie, które można było dostrzec u Niego i wtedy, gdy był już Papieżem...
Głośne były wtedy „chodzone" rekolekcje Wujka Karola. Podczas wędrówek po Beskidach czy Tatrach stawiał przed uczestnikami problemy związane z wiarą, z postawą człowieka wobec Boga i dzisiejszego świata. Wędrówki odbywały się więc w charakterystyczny sposób: część czasu poświęcano na rozmowy i dzielenie się przemyśleniami, część zaś na medytację, rozważanie wielkich dzieł Bożych i osobistych problemów. W ten sposób zbliżano się do Boga - wyraźniej odczuwanego w pięknie przyrody niż gdziekolwiek indziej.
I, co najważniejsze, nie było w tym wszystkim żadnego przymusu. Wujek Karol nigdy nikogo nie ciągnął na siłę. Po prostu był sobą - człowiekiem, który traktował na serio Boga i uznawał wartość każdego człowieka spotkanego na swej drodze. Był w tym wszystkim tak zwyczajny, że nie odstraszał, a jednocześnie tak mocny i na swój sposób tajemniczy, że pociągał za sobą jak magnes wszystkich, którym zależało choć trochę na prawdziwym życiu.
Wiosną tegoż roku uczestniczyłem w Krakowie w konferencji dla księży, poświęconej zagadnieniom duszpasterstwa młodzieży, zwłaszcza młodzieży akademickiej. Wśród prelegentów, obok księdza Jana Pietraszki, późniejszego biskupa pomocniczego w Krakowie i wielkiego kaznodziei, zaznaczyła się wyraźnie osobowość księdza Wojtyły. W tym, co mówił, czuło się wielką miłość do młodych ludzi. Z wielkim zaangażowaniem uwrażliwiał nas na konieczność otworzenia się na potrzeby młodych ludzi, narażonych na utratę wiary, podlegających coraz silniejszym naciskom kół politycznych, wrogich religii i patriotyzmowi.
Troska o uszanowanie godności drugiego człowieka była zawsze charakterystycznym rysem osobowości przyszłego Papieża. Pamiętam takie wydarzenie: do Domu Diecezjalnego w Pewli należał stojący obok poniemiecki barak. W owych czasach nie było mowy, żeby instytucja kościelna mogła wybudować coś nowego. Doprowadzono więc ów barak do porządku i w nim spożywano posiłki w lecie, organizowano wykłady i dyskusje oraz wieczorki humoru, jak to się dzisiaj w języku oazowym nazywa - pogodne wieczory. Kiedyś podczas zażartej dyskusji jedna z uczestniczek zaczęła się ze mną spierać, a wreszcie i trochę prześmiewać, jako że moje poglądy nie bardzo się zgadzały z jej sposobem myślenia. Prosiłem ją, by dała spokój, a skoro to nie pomogło, po stosownym ostrzeżeniu trzepnąłem ją po głowie jakimś dość grubym modlitewnikiem, który akurat miałem w ręku. I nagle usłyszałem głos... Wujka Karola, który właśnie stał w pobliżu:
- To i tak nieźle. Można było wziąć za włosy i wyciągać po tym baraku!
Zrobiło mi się gorąco. Na całe życie zapamiętałem te słowa.
Fragment książki „Spotkania z Wujkiem Karolem”
Leon Knabit OSB - ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
"Służy jedności wszystkich członków jednego Ciała Chrystusa.”
We wtorek odbyła się szósta kongregacja generalna kardynałów.
Bazylika Matki Bożej Większej zajmuje szczególne miejsce na sakralnej mapie Rzymu.