Niech Kościół będzie miejscem, gdzie nigdy nie patrzy się na innych z góry

Papież wezwał, by nie być "detektywami życia innych, ale krzewicielami dobra wszystkich".

Niech Kościół będzie miejscem, gdzie nigdy nie patrzy się na innych z góry, nie osądzający, ale zawsze traktujący innych jak braci – powiedział Franciszek w kazaniu podczas Mszy św. 21 września w Albano. Wezwał swych słuchaczy, aby nie byli "detektywami życia innych, ale krzewicielami dobra wszystkich".

Oto polski tekst przemówienia papieskiego:

Wydarzenie, o którym usłyszeliśmy, dzieje się w Jerychu – słynnym mieście zniszczonym w czasach Jozuego, które, zgodnie z Biblią, nie powinno być już odbudowywane (por. Joz 6): miało być „miastem zapomnianym”. Ale Jezus, jak głosi Ewangelia, „wszedł i przechodził” przez Jerycho (por. Łk 19,1). A w tym mieście, które znajduje się poniżej poziomu morza, nie boi się osiągnąć najniższego poziomu, reprezentowanego przez Zacheusza. Był on celnikiem, a nawet „zwierzchnikiem celników”, to znaczy kolaborantów, zdzierców, znienawidzonych przez lud. Był „bogaty” (w. 2) i łatwo się domyślić, jak mu się to udało: kosztem współobywateli. W ich oczach Zacheusz był najgorszym, niezdolnym do zbawienia. Ale nie w oczach Jezusa, który woła go po imieniu: Zacheuszu, co oznacza właśnie „Bóg pamięta”. W zapomnianym mieście Bóg pamięta o największym grzeszniku.

Pan pamięta przede wszystkim o nas. Nie zapomina o nas, nie traci nas z oczu mimo przeszkód, które mogą nas od Niego oddalać, przeszkód, których nie brakowało w przypadku Zacheusza: jego niskiej postury, fizycznej i moralnej, ale także jego wstydu, Z tego powodu próbował on ujrzeć Jezusa ukryty w gałęziach drzewa, prawdopodobnie mając nadzieję, że nie zostanie dostrzeżony. A ponadto krytyki zewnętrzne: z powodu tego spotkania w mieście „wszyscy szemrali”, mówi Ewangelia (w. 7), ale sadzę, że tu, w Albano, jest podobnie - też szemrzą. Ograniczenia, grzechy, wstyd, plotki i uprzedzenia: nie ma przeszkody, która by sprawiła, żeby Jezus zapomniał o tym, co istotne: o człowieku, którego trzeba miłować i zbawić.

Co ta Ewangelia mówi nam w rocznicę konsekracji waszej katedry? Że każdy kościół, że Kościół pisany wielką literą istnieje po to, aby podtrzymać w sercach ludzi pamięć, że Bóg ich miłuje. Istnieje po to, aby powiedzieć wszystkim, nawet najdalszym: „Jesteś umiłowany i wzywany przez Jezusa po imieniu; Bóg nie zapomina o tobie, Jemu na tobie zależy”. Drodzy bracia i siostry, podobnie jak Jezus, nie bójcie się „przechodzić” przez swoje miasto, iść do tych, którzy są najbardziej zapomniani, do tych, którzy ukrywają się za gałęziami wstydu, lęku, samotności, aby im powiedzieć: „Bóg o tobie pamięta”.

Chciałbym podkreślić drugie działanie Jezusa. On nie tylko pamięta, ale także uprzedza. Widzimy to w grze spojrzeń z Zacheuszem. „Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest” (w. 3). Ciekawe, że Zacheusz chciał nie tylko zobaczyć Jezusa, ale także zobaczyć, kim był Jezus: to znaczy zrozumieć, jakim był nauczycielem, jaka była Jego cecha charakterystyczna. I odkrywa to nie wówczas, gdy spogląda na Jezusa, ale kiedy Jezus patrzy na niego. Ponieważ podczas gdy Zacheusz próbował Go zobaczyć, Jezus ujrzał go jako pierwszy; zanim Zacheusz przemówił, Jezus powiedział do niego; zanim zaprosił Jezusa, Jezus przyszedł do jego domu. Oto, kim jest Jezus: tym, który widzi nas jako pierwszy, tym, który miłuje nas jako pierwszy, tym, który gości nas jako pierwszy. Kiedy odkrywamy, że Jego miłość nas uprzedza, że dociera do nas wcześniej niż wszystko inne, wówczas życie się zmienia. Drogi bracie, droga siostro, jeśli tak, jak Zacheusz szukasz sensu życia, nie znajdując go, rzucasz się na „namiastki miłości”, takie jak bogactwo, kariera, przyjemności, jakieś uzależnienia, to pozwól, by spojrzał na ciebie Jezus. Dopiero z Jezusem odkryjesz, że zawsze byłeś miłowany i dokonasz odkrycia swego życia. Poczujesz się dotknięty wewnętrznie niezwyciężoną czułością Boga, która porusza i wstrząsa sercem. Tak było z Zacheuszem, tak samo jest z każdym z nas, kiedy odkrywamy że Jezus działa jako pierwszy: Jezus, który nas uprzedza, który spogląda na nas jako pierwszy, który mówi do nas jako pierwszy, który nas oczekuje jako pierwszy.

Jako Kościół zadajmy sobie pytanie, czy Jezus przychodzi pierwszy: czy najpierw jest On, czy nasz program, najpierw On czy nasze struktury? Każde nawrócenie rodzi się z uprzedzenia miłosierdzia, z czułości Boga, która porywa serce. Jeśli to wszystko, co czynimy, nie zaczyna się od miłosiernego spojrzenia Jezusa, to grozi nam "uświatowienie" wiary, jej komplikowanie i wypełnianie jej dodatkami: kwestiami kulturowymi, wizjami skuteczności, opcjami politycznymi, podziałami partyjnymi ... Ale zapominamy o tym, co istotne, o prostocie wiary, o tym, co przychodzi przede wszystkim: żywym spotkaniu z miłosierdziem Boga. Jeśli to nie stanowi centrum, jeśli nie jest na początku i na końcu wszystkich naszych działań, grozi nam, że w Kościele, który jest Jego domem, będziemy trzymali Boga „z daleka od domu”, czyli od Kościoła, który jest Jego domem, ale nie z nami. Dzisiejsze zaproszenie brzmi: dajmy się "umiłosiernić" Bogu. On przychodzi ze swym miłosierdziem.

Zacheusz jest przykładem, jak strzec „prymatu” Boga. Jezus widzi go jako pierwszy, ponieważ wspiął się na sykomorę. Jest to gest wymagający odwagi, entuzjazmu i wyobraźni: nie widzimy wielu dorosłych wspinających się na drzewa; takie rzeczy robi się jako dzieci. Zacheusz pokonał wstyd i w pewnym sensie na nowo stał się dzieckiem. Ważne jest, abyśmy na nowo stali się ludźmi prostymi, otwartymi. Aby strzec „prymatu” Boga, to znaczy Jego miłosierdzia, nie trzeba być chrześcijanami skomplikowanymi, którzy opracowują tysiące teorii i rozpraszają się, szukając odpowiedzi w sieci, ale mamy być jak dzieci. Potrzebują one rodziców i przyjaciół: my także potrzebujemy Boga i innych. Nie wystarczamy sobie sami, musimy zdemaskować swoją samowystarczalność, przezwyciężyć swoje zamknięcia, stać się na nowo wewnętrznie maluczkimi, prostymi i entuzjastycznymi, pełnymi zapału wobec Boga i miłości względem bliźniego.

Chciałbym podkreślić ostatnie działanie Jezusa, które sprawia, że czujemy się jak w domu. Mówi On do Zacheusza: „Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” (w. 5). W twoim domu. Zacheusz, który czuł się obcy w swoim mieście, wraca do swojego domu jako osoba umiłowana. A umiłowany przez Jezusa odkrywa na nowo, że jego lud jest mu bliski i mówi: „Połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (w. 8). Prawo Mojżeszowe domagało się zwrotu, dodając jedną piątą (por. Kpł 5,24), Zacheusz daje cztery razy więcej: wykracza daleko poza Prawo, ponieważ odnalazł miłość. Czując się jak w domu, otworzył drzwi bliźniemu.

Jakże byłoby cudownie, gdyby nasi sąsiedzi i znajomi czuli się w Kościele jak w swoim domu! Niestety zdarza się, że nasze wspólnoty stają się dla wielu obce i niezbyt atrakcyjne. Czasami także my odczuwamy pokusę tworzenia zamkniętych kręgów, miejsc dla wybranych. Czujemy się wybrani, czujemy się elitą... Ale jest wielu braci i sióstr, którzy tęsknią za domem, którzy nie mają odwagi zbliżyć się, być może dlatego, że nie poczuli się zaakceptowani, może poznali księdza, który źle ich potraktował lub wygnał, chciał, aby zapłacili mu za sakramenty – jakie to brzydkie – i odeszli. Pan chce, aby Jego Kościół był domem takim jak inne: gościnnym namiotem, w którym każdy człowiek, wędrowiec przez życie, spotyka Tego, który przyszedł, aby zamieszkać wśród nas (por. J 1,14).

Bracia i siostry, niech Kościół będzie miejscem, gdzie nigdy nie patrzy się na innych z góry, ale jak Jezus na Zacheusza: z dołu ku górze. Pamiętajcie, że jedynym momentem, gdy zaleca się spoglądać na inną osobę z góry, jest ten, gdy trzeba pomóc jej powstać, w przeciwnym wypadku nie należy tego czynić. Tylko w tym momencie: spoglądać na nią, ponieważ upadła. Spoglądajmy na ludzi nie jako sędziowie, ale zawsze jak bracia. Nie bądźmy detektywami życia innych, ale krzewicielami dobra wszystkich. A aby nimi być, jest jedna rzecz, która bardzo pomaga – trzymać język z zębami, nie obgadywać innych. Czasami jednak, gdy to mówię, słyszę słową: "Ojcze, wiesz, to przykra sprawa, tak się dzieje, bo widzę coś i nachodzi mnie chęć krytykowania". Proponuję dobre lekarstwo na to – oprócz modlitwy – skutecznym lekarstwem jest ugryzienie się w język. Nadmie ci to usta i ni będziesz mógł mówić!

Ewangelia kończy się słowami: „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10). Jeśli unikamy tych, którzy wydają się nam zagubieni, nie jesteśmy uczniami Jezusa. Prośmy o łaskę wychodzenia na spotkanie każdego jako brata i nie widzenia w nikim wroga. A jeśli wyrządzono nam zło, odwzajemniajmy dobrem. Uczniowie Jezusa nie są niewolnikami doznanego zła, ale otrzymując przebaczenie od Boga, postępują jak Zacheusz: myślą tylko o dobru, które mogą uczynić. Darmo dawajmy, miłujmy ubogich i tych, którzy nie mogą się nam odwzajemnić: będziemy bogaci w oczach Boga.

Drodzy bracia i siostry, życzę wam, aby wasza katedra, podobnie jak każdy kościół, była miejscem, w którym każdy czuje, że Pan o nim pamięta, uprzedzony przez Jego miłosierdzie i ugoszczony w domu. Tak, aby w Kościele wydarzyła się rzecz najpiękniejsza: radość, ponieważ zbawienie weszło w życie (por. w. 9). Niech tak się stanie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg