Światowe Dni Młodzieży w Panamie mają się ku końcowi. Podsumowanie? Raczej tylko trzy impresje.
W Polsce akurat dość zimno, więc obrazki z Panamy oglądało się jak coś nierzeczywistego. Słońce? Upał? O wczuciu się w tamte wydarzenia raczej nie mogło być mowy. Suche teksty czy nawet zdjęcia atmosfery nie oddają. Relacje telewizyjne – już bardziej, ale to nie to samo co być na miejscu. Jak nie próbuję motyką uderzyć w słońce ani zawracać rzek kijem, tak i nie próbuję podsumowywać tych wydarzeń. Można by odwołać się do tekstów papieża, ale... Wiadomo, jak to działa, prawda? Gdy nie chodzi o chłodną analizę, a subiektywne przeżycia, najmądrzejsze nawet słowa mogą umknąć. Trafiają za to, ba, mogą być nawet punktem zwrotnym życia te słowa, gesty czy tylko atmosfera chwili, których inni nawet nie zauważyli.
Co mnie najbardziej w tych wydarzeniach poruszyło? Sam fakt takiego spotkania. Kilkaset tysięcy ludzi z całego świata przybyło na nie do Panamy. By spotkać Jezusa, nie trzeba jeździć tak daleko. Żeby posłuchać papieża, wystarczy wybrać się do Rzymu - dla Europejczyków znacznie bliżej i taniej. Tak, pewnie chodziło też o jakąś przygodę, ciekawy wyjazd. Ale chyba też o to, by być z młodymi całego świata. I razem z nimi, w tej mozaice różnorodności, razem z biskupami i samym papieżem, spotykać Jezusa.
Bo ŚDM to wielkie spotkanie z Jezusem. Pomijając już czas wydarzeń poprzedzających właściwe Światowe Dni Młodzieży, to najpierw spotkanie z Nim na rozważaniu Jego męki (nie była to znana nam Droga Krzyżowa). Potem, podczas czuwania z ojcem świętym. Bardzo znamienne (a przy okazji bardzo nienowoczesne – uwaga dla zarzucających Kościołowi odchodzenie od tradycji), że zakończyło się ono błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem. Ciekawa była też „monstrancja”: figura Matki Bożej, trzymającej w dłoniach „monstrancję właściwą” z Hostią. Zwrócił moją uwagę jej nietypowy kolor. Zrozumiałem, gdy dowiedziałem się, że odlano ją z łusek po nabojach. Tak, znacznie lepsze przeznaczenie tego stopu... No i najważniejszym spotkaniem z Chrystusem oraz braćmi i siostrami w wierze była Eucharystia. Prawdziwe święto. Dla każdego wierzącego – zawsze zresztą źródło i szczyt Kościoła.
Tak, świętowanie spotkania to był dla mnie, dalekiego obserwatora, najważniejszy wymiar Światowych Dni Młodzieży w Panamie. Niewiele wydarzeń potrafi zgromadzić na naszym globie więcej ludzi, zwłaszcza młodych. I chyba żadne z nich nie odbywa się w tak spokojnej i radosnej atmosferze. A tu proszę: choć wiara, zdaniem niektórych, ginie, Chrystus ciągle gromadzi wielkie rzesze.
Uderzyły mnie też dwie dwie rzeczy. Najpierw, podczas czuwania, świadectwo młodej Palestynki, która przyznała, że do Krakowa na poprzednie ŚDM, przyjechała właściwie trzymając się z dala od Chrystusa. Tam dopiero Go poznała, tam wyspowiadała się i Go przyjęła. To świetna wiadomość dla tych, którzy boją się, że dla wielu uczestników ŚDM to tylko wycieczka. A po drugie... Może zacytuję papieża. To fragment homilii z mszy kończącej ŚDM.
Również wam, drodzy młodzi, może się przytrafić to samo, za każdym razem, gdy myślicie, że wasza misja, wasze powołanie, a nawet wasze życie jest obietnicą jedynie na przyszłość i nie ma nic wspólnego z teraźniejszością. Jakby młodość była synonimem poczekalni dla oczekujących na swój czas. A w „międzyczasie” tej godziny wymyślamy lub sami wymyślacie dla siebie przyszłość higienicznie dobrze opakowaną i bez konsekwencji, dobrze skonstruowaną i zagwarantowaną ze wszystkim „dobrze zapewnionym”. Jest to „udawanie” radości. W ten sposób was „uspokajamy” i usypiamy, byście „nie robili rabanu”, abyście nie zadawali pytań samym sobie i innym, abyście nie podawali w wątpliwość samych siebie i innych. A w tym „międzyczasie” wasze marzenia tracą polot, zaczynają zasypiać i stawać się przyziemnymi, sennymi, miernymi fikcjami (por. Homilia na Niedzielę Palmową, 25 marca 2018 r.), tylko dlatego, że uważamy, bądź uważacie, że jeszcze nie nadeszło wasze „teraz”, że jesteście zbyt młodzi, by zaangażować się w marzenia i budowanie jutra.
Mocne prawda? I bardzo prawdziwe. I ja bardzo bym chciał, by młodzi pamiętali, że odkąd dostali dowody osobiste, mogą już sami budować nasz wspólny świat. Nie jest normalnym, kiedy my, starzy, ale i oni samych siebie traktują jak dzieci...
To tyle. Więcej i mądrzej powiedzą inni :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.