Nawet w "czerwonej" szkole tego dnia panowało nieznośne podniecenie. Przyjeżdża papież! Będą pokazywać w telewizji! Wypadało udawać, że nic się nie stało. Ale jak nie zobaczyć tej historycznej chwili? Jak nie uczestniczyć, choćby biernie, w wydarzeniu bez precedensu w tysiącletniej historii Polski?
Na oazowe rekolekcje trafiłem po raz pierwszy jeszcze za czasów Pawła VI. Dziesięć miesięcy później, zostawiając szkołę jej własnym sprawom, zjawiłem się z siostrami i koleżanką w Krościenku na Centralnej Oazie Matce. Mimo trwającej na uczelni sesji zdecydowały się pojechać. Po cichu wszyscy liczyliśmy, że księdzu Blachnickiemu uda się przekonać papieża (i odpowiedzialnych za organizację pielgrzymki ze strony władz), by choć na chwilę wstąpił do Krościenka. Przygotowania trwały całą parą. Znosiliśmy do pospiesznie kończonego amfiteatru betonowe płyty, którymi miano wyłożyć chodniki. Te marzenia były jednak nierealne. Jasnym stało się, że czeka nas wszystkich całonocna wędrówka do Nowego Targu. Sektor B ileś tam. Jeśli się uda – bliżej.
Wyszliśmy wieczorem, przy pięknej pogodzie. W długiej kolumnie szybko pięliśmy się w kierunku Snozki. Czas mijał na śpiewach i rozmowach. „Potrzebuje Cię Chrystus, by miłować” – przypominały słowa jednej z piosenek. Ano, potrzebuje. Wiedziałem, że uczestniczę w czymś niezwykłym. No, bez przesady, ten nocny marsz nie miał zmieniać losów świata. Ale czyż nie był widomym znakiem obecności nowych ludzi, którzy – jak głosiły słowa oazowej piosenki roku 1979 – mają zbudować nowy świat?
Za Snozką zaczęły się problemy. Przyszła noc, a wraz z nią burza. A może odwrotnie? W każdym razie wylewały się na nas strumienie wody. Nylonowe płaszcze może i jako tako chroniły przed wodą spadającą z nieba, ale jednocześnie nie pozwalały parować tej, którą wyzwalał z ciała jednostajny marsz. Zmęczenie było coraz większe. Nieprzyzwyczajony do nocnych eskapad, usypiany dudniącym deszczem szedłem jak w transie. Już Harklowa, Łopuszna, Ostrowsko. W Waksmundzie (jeśli dobrze pamiętam) zaskakująca decyzja organizatorów: idziemy do kościoła. Tam spędzimy resztę nocy przed dojściem na lotnisko w Nowym Targu. Już niedaleko.
Nie wiem, czy udało mi się zasnąć na twardej posadzce kościoła. W każdym razie rankiem nie było już zmęczenia. Ruszyliśmy dalej. A potem zaskoczenie: wędrujemy do sektora położonego bliziuteńko ołtarza. Musiałem być jednak dość otumaniony po krótkiej nocy, skoro dziwiłem się, cóż to za ksiądz, z którym się wszyscy tak serdecznie witają. Franciszek Bla… przeczytałem na plakietce. Kiedy pokojarzyłem, byliśmy o wiele za daleko, by się chociaż uśmiechnąć…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.