Zmarły na Madagaskarze Jan Beyzym (1850-1912) długo czekał na oficjalne uznanie ze strony Kościoła heroiczności swego niezwykłego życia. Może w tym oczekiwaniu na właściwy moment wyniesienia na ołtarze jest ukryte przesłanie, które każdy z nas winien odkryć...
Generał wyraził zgodę. Najpierw o. Beyzym miał wyjechać do Indii, ale na przeszkodzie stanęła nieznajomość języka angielskiego. Udał się na Madagaskar, gdzie językiem urzędowym był francuski, którego Beyzym uczył w konwikcie chyrowskim. Kraków już na zawsze, jak się później okazało, opuścił 17 października 1898 roku, by przez Tuluzę i Marsylię odpłynąć w kierunku Madagaskaru na pokładzie statku "Oxus", przepływając Kanał Sueski i Morze Czerwone. Przed wypłynięciem na Ocean Indyjski statek utknął na kilka dni w skałach koralowych, wreszcie ujrzał upragniony cel podróży. "Wreszcie 30 grudnia 1898 roku dostałem się do Tananariwy. Tu, na rezydencji będę mieszkał, póki się nie poduczę, żeby mię Malgasze rozumieli, a wtedy zupełnie przeniosę się na mieszkanie do schroniska moich biedaków w Ambahiwuraku" - pisał do swego przyjaciela Marcina Czemińskiego.
Od przyjazdu na Madagaskar leprozorium bez reszty pochłonęło uwagę polskiego misjonarza. Co zdecydowało o wyjeździe 48-letniego zakonnika na misję? "Niektórzy biografowie podają, że decyzję wyjazdu na misję powziął o. Beyzym po przeczytaniu broszury Jana Wehlingera "Trzy lata wśród trędowatych".
Głębsze jednak wejrzenie w życie Polaka zdaje się wskazywać, że jego powołanie misyjne nie zrodziło się pod wpływem chwilowych przeżyć, związanych z lekturą, ale wyrosło z wewnętrznej potrzeby kochania i poświęcenia się dla drugich, ujawniającej się od najwcześniejszych lat" - twierdzi o. Czesław Drążek. Śladów tej potrzeby odnajdujemy wiele. Szczególnie wymowne są w tym względzie liczne listy kierowane do przełożonych, i to zarówno tych miejscowych, jak i do generała w Rzymie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.