Kamienie lubią Śląsk

Wakacyjny zjazd. Zwiedzali najatrakcyjniejsze zabytki, modlili się z nami, a nawet wyruszyli na pielgrzymkę. Stypendyści „Dzieła Nowego Tysiąclecia" poznali nasz region z najlepszej strony.

Zieleń zamiast dymu
Szara, odrapana zabudowa, wśród której snują się grube kłęby dymu – stereotyp Śląska, z jakim przyjechali stypendyści, rozbił się już pierwszego dnia obozu. „Jak tu zielono” – to największe zaskoczenie uczniów z całej Polski. Z kolei klerycy z odległych diecezji, którzy brali udział w obozie, nie mogli się nadziwić, gdy na ulicy co krok ktoś pozdrawiał ich słowami „szczęść Boże”.
– To na codziennej Eucharystii i modlitwie budujemy dojrzałą osobowość młodego człowieka we wszystkich wymiarach życia. Stypendyści między innymi oglądają uczelnie, zwiedzają muzea czy uczestniczą w zajęciach sportowych, równocześnie poznając się bliżej – mówi ks. Dariusz. Dobrą okazją do tego, by lepiej poznać rówieśników z innych maleńkich miejscowości, był dzień sportu. W kompleksie sportowym w Szopienicach stypendyści rywalizowali w turniejach piłki nożnej i siatkówki. Każdy mógł wziąć udział w tzw. crazy games, czyli szalonych konkurencjach typu rzut beretem, wyścig na hulajnodze czy bieg śmieciarzy.

Maszyny na dotyk
Stypendyści otrzymali książeczki – „Niecodzienniki”, w których mogą znaleźć m.in. opis Górnego Śląska, teksty modlitw i piosenek, a także przemówienie Jana Pawła II z wizyty w Katowicach w 1983 r. Z kolei na czterech stronach pojawił się krótki słownik śląskiej gwary. – To słowa, których człowiek spoza Śląska nie ma prawa zrozumieć – zapewniają uczestnicy obozu. – Żymła, afa, mamlać, bracik – Mateusz Redlin z Radzymina pod Warszawą wymienia jednym tchem słówka, które zapamiętał. – Śląsk to ziemia poliglotów. Jego mieszkańcy mówią własną gwarą i polszczyzną, a jeszcze do tego znają niemiecki – zauważa Dawid Rogacz z Ostrowów nad Okrzą z diecezji częstochowskiej. – Wszystko jest tutaj inne: mentalność, język, skomplikowana historia. I wszystko się przenika, więc jest co oglądać w muzeach – dodaje. Furorę zrobiły bliskie spotkania z przemysłem ciężkim. Stypendyści zwiedzali kopalnie, huty, zakłady, mogli dotknąć maszyn, które jeszcze nie tak dawno pracowały pełną parą. Niektórzy zjechali nawetpod ziemię. Nie zabrakło też warsztatów liturgicznych, muzycznych, plastycznych czy psychologicznych.

Czar familoków
44 uczestników obozu mieszkających w Rudzie Śląskiej spacerowało po mieście wraz z miejskim konserwatorem zabytków Henrykiem Mercikiem. Po krótkiej prelekcji dotyczącej historii miast na Górnym Śląsku, stypendyści ruszyli na autokarową wycieczkę po Rudzie. Rozpoczęli w Nowym Bytomiu, gdzie zobaczyli kościół św. Pawła i osadę górniczą. Dużym zainteresowaniem cieszyły się śląskie familoki. – Czerwone okna? – dziwili się gimnazjaliści. – To dlatego, że farba tego koloru była dostępna w kopalniach – tłumaczył konserwator zabytków. W Rudzie Śląskiej stypendyści zwiedzili jeszcze kościół św. Józefa, najstarsze osiedle robotnicze na Górnym Śląsku w Wirku z 1867 r. oraz uruchomili maszynę wyciągową w nieczynnym szybie Mikołaj.
Robotnicza zabudowa mieszkalna z czerwonymi oknami oczarowała stypendystów rozlokowanych w akademikach w Katowicach. Zwiedzali Nikiszowiec i Giszowiec. – Niektórzy z nas w tej ceglanej dzielnicy chcieli nawet zamieszkać – uśmiecha się Paulina Małyszek z Siedliszczy w diecezji lubelskiej. Najbardziej jednak zapadły w pamięci uczniom te miejsca, gdzie mogli wykazać się aktywnością. Tak było na przykład w muzeum chleba w Radzionkowie, w którym piekli bułki stypendyści mieszkający w Bytomiu. Ta sama grupa zwiedzała też elektrownię i muzeum energetyki w Łaziskach. – Byliśmy zdziwieni, gdy dowiedzieliśmy się, że z chłodziarek kominowych nie wydostaje się dym, ale para wodna – opowiada Paulina Głowacka z Elbląga.
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama