Kamienie lubią Śląsk

Piotr Sacha, Jan Drzymała

publikacja 09.10.2009 09:58

Wakacyjny zjazd. Zwiedzali najatrakcyjniejsze zabytki, modlili się z nami, a nawet wyruszyli na pielgrzymkę. Stypendyści „Dzieła Nowego Tysiąclecia" poznali nasz region z najlepszej strony.

Codziennie o 21.37 przez blisko dwa tygodnie przy pomniku Jana Pawła II
w Katowicach czuwali gimnazjaliści i licealiści mieszkający w budynku wyższego seminarium. Do ich modlitwy dołączali czasem przechodnie. Co robi tak duża grupa młodzieży przed katedrą? – zastanawiali się. Tymczasem była to zaledwie mała cząstka obozu „Żywe kamienie”, który zakończył się 30 lipca. W 10 miastach Górnego Śląska i Zagłębia pojawiło się w sumie ponad 1200 młodych z całego kraju. Niektórzy nazywają ich kurczątkami Jana Pawła II ze względu na kolor koszulek, jakie noszą stypendyści Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”.

Śladami Papieża Polaka
Dzięki stypendystom mieszkańcy śląskich miast mogli przypomnieć sobie ewangelię pracy, czyli homilię Jana Pawła II, jaką wygłosił podczas swojej wizyty w Katowicach w 1983 r. Jej fragmenty znalazły się w balonikach, które młodzież rozdawała mieszkańcom. Papieskich akcentów podczas obozu „Żywe kamienie” było więcej.
– Gdy przygotowywaliśmy obóz, jedno wiedzieliśmy na pewno – musi być pielgrzymka do Piekar – opowiada ks. Dariusz Kowalczyk z zarządu Fundacji. – Chcieliśmy poznać Śląsk. A jak zapewniali nas tutejsi mieszkańcy, Śląsk bez Piekar nie istnieje – zaznacza.

Do Matki
Jak powiedzieli, tak też zrobili. Tłumy młodych ludzi ruszyły na spotkanie z Matką Sprawiedliwości i Miłości Społecznej. Licealiści dojechali autobusami do Świerklańca. Zanim wyruszyli w drogę liczącą ok. 10 km, zdążyli jeszcze zwiedzić tutejszy park. – Niewiele wiemy o Piekarach – mówiła na początku pielgrzymki Ewa Świątek z Nienaszowa. – Mamy nadzieję, że dziś dowiemy się więcej – dodała. Wyruszali z różnymi intencjami, ale niechętnie dzielili się informacjami, o co chcą się modlić przed obliczem Piekarskiej Pani. Marcin Sawczak z Lubomierza wspomina, że w przyszłym roku czeka go matura. Może właśnie o jej szczęśliwy przebieg poprosi Matkę Bożą. – Pielgrzymka to nie tylko radosne śpiewanie – przekonywał swoich podopiecznych ks. Waldemar Haręza, kiedy mijali zalew Kozłowa Góra. – To specyficzne rekolekcje w drodze, czas modlitwy i refleksji – zaznaczył. Kiedy licealiści byli już w drodze, w Radzionkowie zebrali się ich młodsi koledzy. Mieli do przejścia nieco krótszy odcinek, a po
drodze rzucili okiem na panoramę Piekar ze szczytu kopca wyzwolenia.

Święci są odważni
W piekarskiej bazylice tradycyjnym „szczęść Boże” przywitał pątników ks. Władysław Nieszporek, kustosz sanktuarium. – Przez waszą obecność wchodzicie w nurt historii tego świętego miejsca, która trwa już ponad 400 lat – mówił.– W tej historii uczestniczyli wielcy ludzie:
Jan III Sobieski, kardynał
Karol Wojtyła – przypomniał. Kulminacyjnym momentem pielgrzymki była Msza św. Odprawił ją metropolita katowicki arcybiskup Damian Zimoń. Koncelebrował i kazanie wygłosił tarnowski biskup pomocniczy Wisław Lechowicz. – Im dłużej żyję, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że być świętym, to znaczy być odważnym – zapewniał zgromadzoną w piekarskiej bazylice młodzież. – Trzeba mieć odwagę bycia sobą, bycia wiernym Chrystusowi; chodzenia – od czasu do czasu – pod prąd; sprzeciwiania się różnym trendom, zwyczajom – tłumaczył biskup. Zaznaczył również, że chrześcijanie powinni obawiać się jedynie złego ducha, który może doprowadzić do zguby nieśmiertelną duszę.
Tuż przed udzieleniem końcowego błogosławieństwa arcybiskup Damian Zimoń dziękował młodym za podjęcie trudu pielgrzymowania. – Chcę wam podziękować i pogratulować, że przybyliście do tego centrum katolicyzmu społecznego naszego regionu – powiedział. – To miejsce ukochał Jan Paweł II. Jeszcze jako metropolita krakowski przez 12 kolejnych lat przemawiał do gromadzących się tutaj mężczyzn – dodał.

Zieleń zamiast dymu
Szara, odrapana zabudowa, wśród której snują się grube kłęby dymu – stereotyp Śląska, z jakim przyjechali stypendyści, rozbił się już pierwszego dnia obozu. „Jak tu zielono” – to największe zaskoczenie uczniów z całej Polski. Z kolei klerycy z odległych diecezji, którzy brali udział w obozie, nie mogli się nadziwić, gdy na ulicy co krok ktoś pozdrawiał ich słowami „szczęść Boże”.
– To na codziennej Eucharystii i modlitwie budujemy dojrzałą osobowość młodego człowieka we wszystkich wymiarach życia. Stypendyści między innymi oglądają uczelnie, zwiedzają muzea czy uczestniczą w zajęciach sportowych, równocześnie poznając się bliżej – mówi ks. Dariusz. Dobrą okazją do tego, by lepiej poznać rówieśników z innych maleńkich miejscowości, był dzień sportu. W kompleksie sportowym w Szopienicach stypendyści rywalizowali w turniejach piłki nożnej i siatkówki. Każdy mógł wziąć udział w tzw. crazy games, czyli szalonych konkurencjach typu rzut beretem, wyścig na hulajnodze czy bieg śmieciarzy.

Maszyny na dotyk
Stypendyści otrzymali książeczki – „Niecodzienniki”, w których mogą znaleźć m.in. opis Górnego Śląska, teksty modlitw i piosenek, a także przemówienie Jana Pawła II z wizyty w Katowicach w 1983 r. Z kolei na czterech stronach pojawił się krótki słownik śląskiej gwary. – To słowa, których człowiek spoza Śląska nie ma prawa zrozumieć – zapewniają uczestnicy obozu. – Żymła, afa, mamlać, bracik – Mateusz Redlin z Radzymina pod Warszawą wymienia jednym tchem słówka, które zapamiętał. – Śląsk to ziemia poliglotów. Jego mieszkańcy mówią własną gwarą i polszczyzną, a jeszcze do tego znają niemiecki – zauważa Dawid Rogacz z Ostrowów nad Okrzą z diecezji częstochowskiej. – Wszystko jest tutaj inne: mentalność, język, skomplikowana historia. I wszystko się przenika, więc jest co oglądać w muzeach – dodaje. Furorę zrobiły bliskie spotkania z przemysłem ciężkim. Stypendyści zwiedzali kopalnie, huty, zakłady, mogli dotknąć maszyn, które jeszcze nie tak dawno pracowały pełną parą. Niektórzy zjechali nawetpod ziemię. Nie zabrakło też warsztatów liturgicznych, muzycznych, plastycznych czy psychologicznych.

Czar familoków
44 uczestników obozu mieszkających w Rudzie Śląskiej spacerowało po mieście wraz z miejskim konserwatorem zabytków Henrykiem Mercikiem. Po krótkiej prelekcji dotyczącej historii miast na Górnym Śląsku, stypendyści ruszyli na autokarową wycieczkę po Rudzie. Rozpoczęli w Nowym Bytomiu, gdzie zobaczyli kościół św. Pawła i osadę górniczą. Dużym zainteresowaniem cieszyły się śląskie familoki. – Czerwone okna? – dziwili się gimnazjaliści. – To dlatego, że farba tego koloru była dostępna w kopalniach – tłumaczył konserwator zabytków. W Rudzie Śląskiej stypendyści zwiedzili jeszcze kościół św. Józefa, najstarsze osiedle robotnicze na Górnym Śląsku w Wirku z 1867 r. oraz uruchomili maszynę wyciągową w nieczynnym szybie Mikołaj.
Robotnicza zabudowa mieszkalna z czerwonymi oknami oczarowała stypendystów rozlokowanych w akademikach w Katowicach. Zwiedzali Nikiszowiec i Giszowiec. – Niektórzy z nas w tej ceglanej dzielnicy chcieli nawet zamieszkać – uśmiecha się Paulina Małyszek z Siedliszczy w diecezji lubelskiej. Najbardziej jednak zapadły w pamięci uczniom te miejsca, gdzie mogli wykazać się aktywnością. Tak było na przykład w muzeum chleba w Radzionkowie, w którym piekli bułki stypendyści mieszkający w Bytomiu. Ta sama grupa zwiedzała też elektrownię i muzeum energetyki w Łaziskach. – Byliśmy zdziwieni, gdy dowiedzieliśmy się, że z chłodziarek kominowych nie wydostaje się dym, ale para wodna – opowiada Paulina Głowacka z Elbląga.