Na pozór wszystko jest proste: Papież, przybywając do Grecji, pragnie "pielgrzymować po drogach zbawienia" i dokonać kolejnego kroku w dialogu ekumenicznym z prawosławiem.
Dziś na Peloponezie, w przeciwieństwie do innych krajów tradycyjnie prawosławnych, katolikom nie zarzuca się prozelityzmu. W sąsiedztwie 16 tys. prawosławnych popów, posiadających cerkwie niemal w każdej wsi, pracę duszpasterską prowadzi niespełna stu duchownych katolickich, posiadających w całej Grecji zaledwie 64 parafie. "Gdyby nie emigranci, Kościół katolicki w Atenach, czy innych większych miastach, byłby całkowicie nieznany" - przyznaje o. Zbigniew Szymczyk, jeden z trzech polskich jezuitów prowadzących nieformalną, "polską" parafię w stolicy Grecji. Jeśli wierzyć prawosławnym statystykom, 55,9 proc. Greków chodzi regularnie w niedziele na Msze święte, zaś 21,4 proc. kilka razy w roku. O niesłabnącej popularności prawosławia w Grecji świadczy też fakt, że w 1999 r. udzielono prawie 100 tys. chrztów, choć niski przyrost naturalny to jedno z większych zmartwień państwa i Kościoła.
Szansa czy zagrożenie?
Popularność prawosławnych hierarchów, jak choćby sprawującego swój urząd od trzech lat metropolity Christodulosa, wywiera znaczny wpływ na przyjęcie Papieża w Atenach. Pojednawczy ton podchwyciła ostatnio nawet część liberalnej prasy. Wpływowe dzienniki greckie, jak "To Wima" i "Kathimerini" napisały, że "przyjazd Jana Pawła II jest dla prawosławia szansą na pokazanie jego prawdziwej natury: otwartości, tolerancji i zdolności do dialogu, przy jednoczesnym zachowaniu dystansu, jaki dzieli Ateny i Rzym". Sam abp Christodulos publicznie zaś wezwał do spokoju podczas pielgrzymki, gdyż "Papież nie jest wrogiem". W opinii zwierzchnika greckiego prawosławia "rzeczywistym zagrożeniem jest szerząca się obojętność wobec wiary i religii".
W tym kontekście dziwi stanowczość licznych głosów negujących sens papieskiej podróży, np. protest mnichów z góry Atos, którzy uważają, że papieska wizyta powinna zostać odwołana, gdyż "nie przyniesie ona niczego ani naszemu Kościołowi, ani krajowi". W komentarzach przypomniano, że to nie tylko głos 2 tysięcy mnichów zamieszkujących świętą górę Atos, która od tysiąca lat jest największym w świecie chrześcijańskim zespołem klasztornym, ale i opinia wpływowego środowiska decydującego o duchowym obliczu greckiego Kościoła.
Być może niektóre środowiska przestraszyły się "katolickiej mobilizacji", która zaskoczyła nawet zewnętrznych obserwatorów. Katolicy najpierw poprosili o udostępnienie im stadionu olimpijskiego w Marussi (na północ od Aten), gdzie Papież miał odprawić uroczystą liturgię. Kiedy okazało się, że zamiast na stadionie (przybycie zapowiadało co najmniej kilkanaście tysięcy wiernych) będą mogli się spotkać jedynie w wielkiej hali mogącej pomieścić do 8 tys. osób, zorganizowali niespotykaną dotychczas akcję publicznego wyrażania niezadowolenia i protestu. Na decyzji władz Grecji ucierpią też Polacy. Początkowo ok. 6 tys. rodaków wyraziło chęć spotkania z Papieżem, dziś wiadomo, że zdecydowana większość będzie mogła go powitać jedynie "z daleka". Atmosferę "radosnego oczekiwania" psują także incydenty, takie jak wysadzenie w powietrze, zaparkowanego przed siedzibą Patriarchatu Ekumenicznego w Atenach, samochodu-pułapki.
Zdaniem zwierzchnika greckich katolików, nie jest jasne, w jakim charakterze Jan Paweł II przybędzie do Aten: jako głowa Kościoła katolickiego czy prywatny obywatel. Prawosławni podkreślają, że Papieża zaproszono jako szefa Państwa Watykańskiego. Tymczasem Ojciec Święty, który został zaproszony do Grecji przez prezydenta Kostisa Stefanopulosa, obok wizyty państwowej pragnie także odbyć pielgrzymkę i spotkać się z wiernymi. Zgodę na taki wymiar wizyty wyraził Synod greckiego Kościoła prawosławnego, dlatego tym bardziej dziwią niektóre trudności czynione w momencie, kiedy długo oczekiwany przez wielu gość stoi u bram Aten.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.