19 kwietnia przypadnie 4. rocznica wyboru kard. Josefa Ratzingera na papieża.
Z tej okazji pytamy o główną linię dotychczasowej posługi papieża oraz o
przyczyny krytyki z jaką Benedykt XVI spotyka się także w Kościele.
Adam Szostkiewicz, publicysta tygodnika „Polityka”
„Kościół za Benedykta cofa się do epoki Piusa XII, a to w XXI w. ślepy zaułek” – uważa Adam Szostkiewicz.
„Pontyfikat Benedykta XVI miał być chwilą oddechu po długim i pełnym wydarzeń pontyfikacie Karola Wojtyły. Nie jest – ani dla papieża Ratzingera, ani dla Watykanu i Kościoła Powszechnego. W epoce błyskawicznego obiegu informacji Kościół jest stale na celowniku mediów i pod obserwacją opinii publicznej przez media współ-kształtowanej. Z tej perspektywy patrząc, pontyfikat Benedykta XVI nie wypada korzystnie. Nie ma porównania z czasami geniusza komunikacji społecznej, jakim był Jan Paweł II. A pewnym paradoksem jest to, że papież Ratzinger marnuje w tym sensie dorobek Wojtyły.
Papież Wojtyła musiał długie lata ,,oswajać’’ media, aż w końcu wyrobił sobie w nich pozycję tak silną, że nawet najbardziej areligijne lub antyklerykalne nie mogły ignorować jego słów i czynów. Benedykt XVI miał w porównaniu z Janem Pawłem dużo lepszą pozycję startową, a idzie od porażki do porażki. Jak nie Ratyzbona, to Williamson, jak nie Pius XII, to AIDS. Piękne encykliki, szczere wyznanie winy w liście do biskupów, gesty w rodzaju spotkania z Hansem Kuengiem, nie zdołały poprawić wizerunku Ratzingera jako rządcy Kościoła.
W oczach świata poza-katolickiego i częściowo w samym Kościele rzymskim umacnia się wrażenie, że ten pontyfikat skupia się na umacnianiu katolickiej ortodoksji, tak jakby Kościół ten był samotną wyspą, a jego wierni wybrańcami Noego. Cała ,,reszta’’ wygląda na mniej ważną. Takie podejście może się podobać katolickim integrystom (i podobnie fundamentalnym nurtom w prawosławiu czy protestantyzmie), ale są oni w Kościele mniejszością. Poza nimi odbierane jest ono jako odejście od tej interpretacji dzieła soborowego, która otwarła Kościół na świat i uratowała go przed losem skansenu. Sam byłem pod wrażeniem Josepha Ratzingera jako wybitnego intelektualisty i lidera Kościoła, ale z latami jego pontyfikatu czar minął, a sprawa lefebrystów była dla mnie momentem prawdy: Kościół za Benedykta cofa się do epoki Piusa XII, a to w XXI w. ślepy zaułek”.