Dzięki gestom pod adresem mieszkańców Turcji Benedykt XVI zdołał przezwyciężyć postawę wrogości, jaką wielu żywiło wobec niego po wykładzie w Ratyzbonie - uważa przewodniczący Konferencji Episkopatu Turcji abp Ruggero Franceschini.
W wywiadzie dla włoskiej agencji misyjnej Asia News hierarcha, który towarzyszył Ojcu Świętemu podczas całej podróży, ujawnił, że papież był "spięty podczas spotkań dyplomatycznych i politycznych w Ankarze".
Uspokoił się dopiero w Efezie, gdzie zobaczył serdeczność ludzi i gdzie mógł być przywódcą religijnym, a nie politycznym, "co nie jest jego rolą" i co "wprawia go w zażenowanie".
Dlatego "zaraz po zakończeniu Mszy św. przy Domku Maryi powiedział z radością: «Teraz czuję, że mogę mówić swobodnie i wyrażać swoją wiarę w Boga. Robię to, co do mnie należy, a On zrobi swoje»". "Zobaczyłem, jak oddaje się w ręce Boga i zrozumiałem, że ta podróż będzie wielkim sukcesem" - dodał arcybiskup Smyrny.
Wskazał następnie na wspaniałe przyjęcie, z jakim spotkał się papież, począwszy od jego zejścia ze wzgórza, na którym stoi Domek Maryi. Po obu stronach drogi zgromadziło się wielu muzułmanów, w tym kobiety z zakrytymi twarzami, którzy chcieli zobaczyć i pozdrowić Benedykta XVI. Zdaniem hierarchy, ludzie dali w ten sposób znak pojednania, który pozwolił zapomnieć o manifestacji w Stambule, poprzedzającej papieską wizytę.
Arcybiskup wskazał też na "interesującą" postawę władz tureckich. Niektórzy, "z wyraźną intencją polityczną", chcieli zdobyć poparcie Ojca Świętego, posuwając się nawet do "przypisywania mu rzeczy, których nie powiedział". Inni jednak "pozwolili prowadzić się swoim sercom" i entuzjazmowi społeczeństwa. Wymienił tu wicepremiera, burmistrza Smyrny, a także przedstawicieli lokalnych władz w Efezie, którzy ściskając dłoń papieża, ledwo powstrzymywali łzy napływające im do oczu.
Wszystkich zadziwił szef Biura Spraw Religijnych, a zarazem wielki mufti Turcji Ali Bardakoglu. Po twardych słowach pod adresem Benedykta XVI po jego wrześniowym wykładzie w Ratyzbonie, miał on odwagę powiedzieć, że trzeba zapomnieć o przeszłości i współpracować w dialogu na rzecz pokoju.
Najcieplejsze przyjęcie zgotował Ojcu Świętemu wielki mufti Stambułu, który oprowadzał go po Błękitnym Meczecie "z prostotą i sympatią". Ich modlitwa była "dobrym zakończeniem spotkania dwóch mądrych ludzi, który troszczyli się o okazanie wzajemnego szacunku" - uważa przewodniczący tureckiego episkopatu. Dlatego nie było dziełem przypadku, że obaj "obdarowali się tym samym symbolem: gołębicą - znakiem pokoju".
Zdaniem abp. Franceschiniego, wizyta papieża była przebudzeniem dla katolików, szczególnie tych, którzy żyją w jego archidiecezji Smyrny i nie mają tych problemów, wobec jakich stoją ich współbracia w innych częściach Turcji. Dlatego "mają tendencję do spoczywania na laurach", zaś "wiara nie jest już najgłębszym wymiarem ich życia". Rozbudził ich Benedykt XVI, gdy przypomniał im przykład zamordowanego w Trapezuncie ks. Andrei Santoro, który "chciał być ziarnem i przelał swoją krew na tej ziemi".
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Turcji podkreślił, że na czas papieskiej wizyty prawosławny Patriarchat Ekumeniczny "zamienił się w przyjazne i otwarte środowisko, gdzie połączyli się ludzie z całego świata". Zaskoczeniem dla niego był również tłum, który zebrał się na powitanie Benedykta XVI przed katedrą Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego. "Największym sukcesem tej wizyty było to, że Ojcu Świętemu udało się zdobyć serca wszystkich. Znaczący był komentarz dziennikarza telewizyjnego Mihata Bereketa: «Niechciany papież stał się papieżem, za którym będziemy tęsknić»" - zacytował abp Franceschini.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.