Młody Argentyńczyk po ŚDM zagapił się w Krakowie i spóźnił na pociąg do Wiednia. Na szczęście troje mieszkańców Mysłowic ruszyło w środku nocy z odsieczą pożyczonym autem.
Także Polacy byli pod wrażeniem zachowania Argentyńczyków, np. przeżywania przez nich Mszy Świętej. Widzieli, jak ks. Leandro w czasie Przeistoczenia ściszał głos o połowę, a przy słowach „Bierzcie i jedzcie” – wysuwał hostię ku ludziom. Kiedy po Podniesieniu opuszczał Ciało Chrystusa, robił to z ogromną delikatnością. Szczególnym przeżyciem dla Polaków i Latynosów była ich wspólna Msza Święta, w której śpiewali razem pieśni, m.in. z Taizé. Polacy wielbili Boga, śpiewając zwrotki po hiszpańsku, a Argentyńczycy po polsku – co ułatwiały wyświetlane teksty. W takich chwilach człowiek całym sobą czuje, że Kościół jest powszechny, a modlitwa to wspólny język, zrozumiały dla każdego, kto się na nią otworzy. Wręcz czuje się wtedy powiew Ducha Świętego.
W końcu nadszedł czas rozstania. Udało się zorganizować pożegnalne, wieczorne przyjęcie – co prawda bez pieczonej wrony, ale za to z pyszną pieczenią po argentyńsku. Christian przyniósł nawet argentyńskie wino. O poranku goście pożegnali się serdecznie i odjechali. Tomasz pomyślał, że teraz odpocznie po gonitwie ostatnich dni. Późnym wieczorem jednak znów odezwała się jego komórka. Dzwonił Christian. – Tomek, ratuj! – zaczął.
Jak trzeba, jedź
Jeśli w czasie tej rozmowy Tomasz Wrona czegoś dokładnie nie rozumiał, Christian zapisywał to i wysyłał, przepuszczone przez translator. Okazało się, że jeden z młodych Argentyńczyków zagapił się w Krakowie. Pociąg do Wiednia ruszył bez niego. Działo się to o 22.45. Reszta grupy widziała, jak chłopak wbiega na peron. Argentyńczycy chcieli zatrzymać pociąg, ale konduktorzy nie rozumieli po hiszpańsku... Na domiar złego chłopak został w Krakowie bez bagaży i bez paszportu, które pojechały z resztą grupy. Nie mógł nawet zadzwonić, bo jego komórka rozładowała się... Christian pytał więc, czy Tomasz mógłby znaleźć w Krakowie ich kolegę.
Pewną komplikacją było to, że w domu Wronów nie było samochodu – żona Tomasza akurat pojechała nim do pracy. Auto pożyczył więc szwagier. – Ale być może tym autem trzeba bydzie jechać do Wiednia, mosz coś przeciwko? – zapytał Tomasz. – Nie. Jak trzeba, to jedź – odpowiedział szwagier.
Tomasz zatelefonował też do kolegi, Karola Bergera, żeby mieć z kim zmieniać się za kierownicą. – W Wiedniu jeszcze nie byłem, chętnie pojadę – zareagował Karol. Dosiadła się do nich Marta, córka Wronów, licealistka. I już około północy grupa ratunkowa wyruszała z Mysłowic do Krakowa.
W następnych godzinach goście z Ameryki Południowej mieli okazję poznać szczególną cechę narodową Polaków: zdolność do improwizacji. I to skutecznej improwizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.