I możemy w niej odczuć obecność Boga obok siebie – powiedział Franciszek podczas nabożeństwa „Osuszyć łzy” 5 maja w Bazylice św. Piotra. Zostało ono pomyślane jako czuwanie modlitewne, poświęcone pocieszaniu strapionych.
Oto tekst papieskiego rozważania w tłumaczeniu na język polski:
Bracia i siostry,
Po usłyszanych przez nas wzruszających świadectwach i w świetle Słowa Pana, które oświeca naszą sytuację cierpienia, przywołujemy przede wszystkim obecności Ducha Świętego, aby przyszedł między nas. Niech On oświeci nasze umysły, abyśmy znaleźli słowa odpowiednie i zdolne do obdarzenia nas pociechą. Niech On otworzy nasze serca, aby mieć pewność obecności Boga, który nas nie opuszcza w próbie. Pan Jezus obiecał swoim uczniom, że nigdy nie zostawi ich samymi: w każdej sytuacji życiowej będzie blisko nich, posyłając Ducha Pocieszyciela (por. J 14,26), który będzie im pomagał, wspierał i pocieszał.
W chwilach smutku, w cierpieniu choroby, w udręce prześladowań i bólu każdy poszukuje słowa pocieszenia. Odczuwamy silną potrzebę, aby ktoś był blisko nas i nam współczuł. Doświadczamy, co to znaczy być zdezorientowanymi, zmieszanymi, głęboko dotkniętymi, jak tego nigdy nie przypuszczaliśmy. Niepewni rozglądamy się wokół, by zobaczyć, czy możemy znaleźć kogoś, kto może naprawdę zrozumieć nasz ból. Myśl pełna jest pytań, ale odpowiedzi nie przychodzą. Sam rozum nie jest w stanie rzucić światła na nasze wnętrze, by zrozumieć doświadczane cierpienie i zapewnić odpowiedź jakiej oczekujemy. W takich chwilach szczególnie potrzebujemy motywów serca, jedynych, które mogą nam pomóc zrozumieć tajemnicę, która otacza naszą samotność.
Ten smutek zdarza nam się dostrzec na wielu spotykanych twarzach. Ileż łez przelewanych jest w każdej chwili na świecie; każda z nich inna jest od drugiej, a razem tworzą jakby ocean rozpaczy, domagający się litości, współczucia, pocieszenia. Najbardziej gorzkie są łzy spowodowane przez ludzką niegodziwość: łzy tych, którzy doświadczyli brutalnego porwania kogoś bliskiego; łzy dziadków, matek i ojców, dzieci ... Są to oczy, które często utkwione są w kresie i trudno im dostrzec świt nowego dnia. Potrzebujemy miłosierdzia, pocieszenia pochodzącego od Pana. Wszyscy go potrzebujemy. To nasza nędza, ale również nasza wielkość: błaganie o pocieszenie Boga, który ze swoją czułością przychodzi otrzeć łzy na naszym obliczu (por. Iz 25,8; Ap 7,17; 21,4).
W tym naszym smutku nie jesteśmy sami. Również Jezus wie, co to znaczy płakać po utracie osoby bliskiej. To jedna z najbardziej wzruszających kart Ewangelii: kiedy Jezus widział Marię płaczącą z powodu śmierci swojego brata Łazarza, nie był nawet w stanie powstrzymać łez. Wzruszył się głęboko i wybuchnął płaczem (por. J 11,33-35). Tym opisem święty Jan Ewangelista chciał ukazać udział Jezusa w smutku swoich przyjaciół i Jego uczestnictwo w przygnębieniu. Łzy Jezusa zdezorientowały wielu teologów na przestrzeni wieków, ale przede wszystkim podbudowały wiele dusz, uleczyły wiele ran. Także Jezus osobiście doświadczył strachu w obliczu cierpienia i śmierci, rozczarowania i przygnębienia z powodu zdrady Judasza i Piotra, smutku z powodu śmierci swego przyjaciela Łazarza. Jezus „nie opuszcza tych, których miłuje” (Św. Augustyn, Homilie na Ewangelie św. Jana, 49,5). Jeżeli Bóg zapłakał, to i ja mogę płakać wiedząc, że mogę być zrozumiany. Płacz Jezusa jest antidotum na obojętność wobec cierpienia moich braci. Ten płacz uczy, jak utożsamić się z cierpieniem innych i stać się uczestnikiem trudności i cierpienia ludzi żyjących w najbardziej bolesnych sytuacjach. Wstrząsa mną, abym dostrzegł smutek i rozpacz tych, którzy widzieli nawet porwanie ciała swoich bliskich i nie mają już miejsca, gdzie można znaleźć pocieszenie. Płacz Jezusa nie może pozostać bez odpowiedzi ze strony tych, którzy w Niego wierzą. Podobnie jak On pociesza, tak i my jesteśmy wezwani, aby nieść pociechę.
W chwili konsternacji, wzruszenia i płaczu w sercu Jezusa pojawia się modlitwa do Ojca. Modlitwa jest prawdziwym lekarstwem na nasze cierpienie. Także i my możemy w modlitwie odczuć obecność Boga obok nas. Czułość Jego spojrzenia jest naszą pociechą, moc Jego słowa nas podtrzymuje, wlewając nadzieję. Jezus przy grobie Łazarza, modlił się mówiąc: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz” (J 11,41-42). Potrzebujemy tej pewności: Ojciec nas wysłuchuje i przychodzi nam z pomocą. Miłość Boża rozlana w naszych sercach pozwala nam powiedzieć, że kiedy kochamy, to nikt i nic nie może nas oderwać nas od osób, które miłujemy. Przypomina o tym słowami wielkiej pociechy apostoł Paweł: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? [...] Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,35.37-39). Moc miłości przemienia cierpienie w pewność zwycięstwa Chrystusa i naszego wraz z Nim, w nadziei, że pewnego dnia będziemy znowu razem i będziemy na wieki kontemplować oblicze Trójcy Świętej, wieczne źródło życia i miłości.
W pobliżu każdego krzyża zawsze jest Matka Jezusa. Swoim płaszczem ociera nasze łzy. Swoją ręką nas podnosi i towarzyszy nam na drodze nadziei.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.