Błędne założenia

... nieuchronnie prowadzą do błędnych wniosków. Może czas te założenia odważnie zrewidować?

Czytam  homilię papieża Franciszka. Tę pierwszą na ziemi amerykańskiej, wygłoszoną podczas kanonizacji Junipero Serry. Czytam i zastanawiam się jak to możliwe,  że choć wszyscy jesteśmy w jednym Kościele, w sprawie tak fundamentalnej jak głoszenie Ewangelii miewamy tak diametralnie różne wizje? Nie chodzi o różnicę poglądów między mną a Franciszkiem. Zgadzam się z nim. Tylko tak często w ciągu ostatnich lat słyszałem głosy, widziałem postawy, zasadniczo różne od tych, które proponuje papież. Moim zdaniem te Franciszkowe wypływają wprost z Ewangelii i postawy pierwszych uczniów. Takie podejście pamiętam też z czasów, gdy w Watykanie był jeszcze „nasz” papież. Czy te moje odczucia wynikają tylko z tego, że dziesięć lat temu ze szkoły przeniosłem się do redakcji i mniej mam teraz kontaktu z żywymi ludźmi, za to więcej z różnymi komentatorami życia kościelnego? Nie wiem. Ale, przyznaję, brakuje mi tego jasnego, optymistycznego spojrzenia  sprzed lat.

Ot taki fragment Franciszkowej homilii:

Daleki od oczekiwań łatwego życia, w eleganckim ubraniu i starannej schludności przyjął On (Jezus)  życie takim, jakie napotkał. Nie miało dla Niego znaczenia, czy było brudne, zaniedbane, złamane. Jezus powiedział: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszystkim, wszelkiemu stworzeniu”. Jezus powiedział: niech wszystkim idą i głoszą, całemu temu życiu, takim, jakie ono jest, a nie jakim chcielibyśmy, aby było, niech idą i głoszą w moje imię.

A ja dziś tak często spotykam się z opinią, że ktoś tam „jest marginesem”, że ludzie są niegodni, a że nie chcą nas słuchać to i niewdzięczni...

Czytam dalej

Idźcie na główne drogi i gościńce idźcie, by opowiedzieć dobrą nowinę bez strachu, bez uprzedzeń, bez wyższości, bez protekcjonalizmu tym wszystkim, którzy utracili radość życia. Idźcie, by głosić miłosierny uścisk Ojca (...) Idźcie, aby głosić dobrą nowinę, że błąd, zwodzące złudzenia i kłamstwa nie mają ostatniego słowa w życiu człowieka. Idźcie z namaszczeniem, które łagodzi rany i leczy serca.

A ja dziś tak często słyszę, ze ktoś tam jest wrogiem Kościoła. Więc się z nim walczy i ani myśli go ewangelizować. No, chyba że uzna swój błąd i padnie na kolana. Ale i wtedy zamiast go podnieść, będziemy triumfować...

No to czytam dalej.

Misja nigdy nie jest owocem doskonale zaplanowanego programu lub dobrze zorganizowanego podręcznika. Misja jest zawsze owocem życia, który wie, co znaczy być znalezionym i uzdrowionym, napotykanym, któremu przebaczono. Misja rodzi się z nieustannego doświadczenia miłosiernego namaszczenia Boga.

A my tak często mówimy: róbmy dobry plan, przygotujmy odpowiednie środki, opracujmy materiały. A potem znajdźmy ludzi, którzy ten plan przy pomocy tych środków wdrożą w życie. Nie ma ich? No nie ma. Okropne. Nie ma komu zrealizować tak świetnego planu.

Czytam dalej

Święty i wierny Lud Boży nie boi się zagubienia swej drogi; boi się, że stanie się zamkniętym w sobie, zamrożony do elit, przywiązany do własnego bezpieczeństwa. Wie, że zamknięcie w sobie w wielu licznych formach, jakie przybiera jest przyczyną tak wielkiej apatii.

A ja tak często spotykam się z opiniami, że z tym wychodzeniem do ludzi to trzeba ostrożnie, żeby nie stracić własnej tożsamości, żeby nie popełnić błędu; że lepiej wrócić do starych, wypróbowanych metod (cokolwiek to znaczy).

Smutno trochę, gdy człowiek uświadamia sobie, że z urodzonych zwycięzców, którzy mimo porażek cieszyli się każdym zwycięstwem staliśmy się trzęsącymi portkami strażnikami popadającej w ruinę tradycji...  Mam nadzieję, że nie mam racji.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama