Ten papież jest rewolucjonistą. Staje na głowie, by świat stanął w końcu na nogach.
Jakie najważniejsze przesłanie płynie z ciągle jeszcze trwające pielgrzymki papieża do Ekwadoru, Boliwii i Paragwaju? Część komentatorów zwraca przede wszystkim uwagę na nauczanie społeczne Franciszka. Uważane jest często za przełom. Mnie akurat niespecjalnie zaskakuje. W społecznym nauczaniu Kościoła od dawna jest wiele elementów wręcz rewolucyjnych. Warto też pamiętać, że papież i pochodzi i pielgrzymuje teraz do Ameryki Południowej. To – jak zauważył kilka dni temu podczas powitania papieża Franciszka prezydent Ekwadoru – kontynent wielkich kontrastów między bogatymi a biednymi, wielkiej niesprawiedliwości społecznej. Dla Europejczyka nie interesującego się tym regionem świata nawet trudnych do wyobrażenia. To dlatego tylu zwolenników zyskiwała tam niegdyś próbująca łączyć chrześcijaństwo z marksizmem teologia wyzwolenia, to dlatego niektóre jej idee są tam do dziś żywe. Nie dziwi papieskie wezwanie, by wziąć sprawy w swoje ręce. Tam od dawna ludzie nie mają zaufania, że ci, którzy mają władzę i pieniądze cokolwiek dla ich dobra zrobią, o ile się ich nie przymusi.
Interesujące na pewno jest też to, co papież mówi do kapłanów i duchowieństwa. Spotykał się z nimi w każdym z odwiedzanych krajów, a lektura wszystkich trzech przemówień daje ciekawy obraz papieskiej wizji bycia kapłanem czy duchownym. Moją jednak uwagę bardziej przykuwa nie to, co papież mówi, ale co robi. Odwiedza. Domy opieki, szpitale. I przede wszystkim więzienia.
Odwiedzać chorych i więźniów to znane nam z katechizmowych nauk uczynki miłosierdzia. Chorzy zawsze byli, są i będą nieodłączną częścią naszych społeczeństw. I większości z nas wcześniej czy później problem choroby czy starości w jakiś sposób dotyka. Istnieje tendencja, by problem choroby spychać gdzieś w kąt. Bo to ładnie nie wygląda, przeciwstawia się modnemu kultowi zdrowia i sprawności fizycznej. Na szczęście, przynajmniej w Polsce, najgorsze pod tym względem mamy już chyba za sobą. Choroba i cierpienie stały się nawet nieodłączną tematyką medialnych przekazów. I dobrze. Ci ludzie nie są żadnym marginesem. Są osobami, żywymi ludźmi, dla których nie jest dostępna część naszej miłej codzienności. Dobrze, że coraz szerzej otwieramy dla nich serca i portfele. Szkoda, że nie jest to jeszcze zjawisko powszechne i że ciągle wyklucza się z tego podejścia bezbronne, poczęte dzieci. Ale z czasem...
Za to nasz stosunek do więźniów pozostawia bardzo wiele do życzenia. „Kryminalista” – pada określenie nabierające obecnie coraz bardziej pejoratywnego znaczenia. Taki człowiek już na dzień dobry jest gorszy. Choć nieraz serce ma większe, niż niejeden tzw. porządny obywatel. Ukradł z kieszeni? Nie płacił alimentów? No tak. Niejeden porządny obywatel nie zapłacił pracownikowi, nie oddał długu, dla korzyści swojej i kolegów ustawiał przetargi albo i tylko nie płaci abonamentu radiowo-telewizyjnego. Aha, no i pędzi jak wariat nowym samochodem, żeby go wypróbować i tylko Opatrzności Bożej zawdzięcza, że nikogo nie zabił. Tak, on jest zaradny i sprytny, ale tamten to kryminalista...
To odwiedzanie przez papieża Franciszka chorych i więźniów jest dla mnie najistotniejszym elementem jego południowoamerykańskiej pielgrzymki. Uzmysławia chyba najmocniej, jak zamknięci w swoich egoizmach łątwo zasłaniamy się sprawiedliwością. I zapominamy, że najważniejszym przykazaniem chrześcijan jest miłość....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.