Od ponad roku ponad 200 rodzin uchodźców z wioski Mullikulam na północy Sri Lanki – Tamilów-katolików – żyje w dżungli niczym w getcie.
Są tam pozbawieni wszelkich środków do życia, nie mają domów ani dachu nad głową, nie mogą łowić ryb, uprawiać ziemi ani nawet jeść owoców z otaczających ich drzew. Przedstawiciele tej społeczności powiedzieli włoskiej agencji misyjnej AsiaNews, że „nie mają żadnej wolności” i na własnej ziemi są traktowani jak cudzoziemcy.
„Zapomnieli o nas wszyscy. Straciliśmy nie tylko swoje domy, ale również nadzieję” – skarżyli się katolicy tamilscy, wypędzeni ze swej wioski w powiecie Mannar w Prowincji Północnej.
Po raz pierwszy wygnano ich ze stron ojczystych w 1990, po czym w 2002 mogli powrócić, ale w 5 lat później, w związku ze wznowieniem konfliktu syngalesko-tamilskiego, znów musieli opuścić swe ziemie. Wojna domowa skończyła się w 2009, co pozwoliło części uchodźców znów znaleźć się na swych terenach ojczystych, ostatecznie jednak w lutym 2012 powiedziano im, że muszą opuścić swe domostwa w ramach rządowego programu przesiedlenia ludności, przewidzianego dla uchodźców wewnętrznych (IDP) w następstwie wojny domowej (z lat 1983-2009).\
I tak od końca grudnia 2012 roku 215 rodzin (prawie 400 osób) musi żyć w dżungli koło Marichchikattu wśród komarów, słoni i węży, mając tylko dwa sanitariaty i nie mogąc ani łowić ryb, ani uprawiać ziemi. W rzeczywistości zostali pozostawieni samym sobie i pozbawieni wszystkiego – domów, narzędzi pracy, w tym sieci do połowów, namiotów itp., a ich ziemie zajęła marynarka wojenna, budując tam swoją bazę.
W grudniu 2012 uchodźców odwiedzili arcybiskup Kolombo i przewodniczący episkopatu Sri Lanki kard. Malcolm Patabendige Ranjith oraz rządowy sekretarz ds. obrony Gothabaya Rajapaksa. Mimo złożonych wówczas obietnic jak najszybszego znalezienia rozwiązania problemu, nic się nie zmieniło. Poza niezbyt częstymi przyjazdami sióstr Świętej Rodziny żadna władza nie interesuje się losem Tamilów katolickich.
Na dziś „odzyskaliśmy jedynie pola ryżowe, ale nie pozostałe nasze ziemie” – powiedzieli AsiaNews uchodźcy. Zwrócili uwagę, że obiecano im dostarczenie dwóch cystern wody do uprawy ziemi, ale otrzymali tylko jedną, która nie wystarcza dla wszystkich.
„Nie mamy dostatecznej ilości sieci do łowienia ryb, poza tym możemy wypływać najdalej półtora kilometra od brzegu, a jeśli nasze łodzie przekraczają tę granicę, nawet z winy zbyt silnego wiatru, marynarka wojenna może nas ukarać” – skarżył się jeden z rozmówców agencji. Dodał, że mimo iż cały ten region jest bogaty w różne gatunki palm, których owoce są bardzo pożywne, mają oni „bezwzględny zakaz zrywania ich”.
Abp Welby postrzega jedność jako jedno z największych duchowych wyzwań chrześcijaństwa.
Pomniejszają nas i uniemożliwiają rozwój człowieka - uważa Franciszek.