"Gdyby decyzja sądu była inna, nie zaprzestałabym działalności na rzecz ochrony dzieci poczętych".
Aleksandra Musiał: W czwartek Sąd uniewinnił Panią od zarzutu wywołania zgorszenia publicznego poprzez organizację wystawy "Wybierz Życie". Spodziewała się Pani takiego wyroku?
Kinga Małecka-Prybyło: Od samego początku nie czułam się winna, ale też czułam się prześladowana. Nie jest przyjemne, kiedy czyta się i słyszy o sobie jako o osobie obwinionej, oskarżonej. Myślę jednak, że ważna jest też siła ducha i świadomość ważności sprawy, która przewyższa dyskomfort, jaki przeżywa się w związku z wytoczonym procesem. Wczoraj warszawski Sąd wykazał, moim zdaniem, oczywistą rzecz, mianowicie, że mówienie "stop" okrutnemu przestępstwu nie jest przestępstwem. Gdyby jednak decyzja sądu była inna, nie zaprzestałabym działalności na rzecz ochrony dzieci poczętych, ponieważ nadal można je w Polsce zabijać w obliczu prawa w publicznym szpitalu, utrzymywanym również z moich pieniędzy.
Jest to już ósmy wyrok uniewinniający. Przy składaniu zeznań informowała Pani Policję o poprzednich wygranych. Mimo to ursynowska policja zdecydowała się wytoczyć kolejną sprawę. Jak odbiera Pani takie postępowanie?
Policja wykazała maksimum złej woli i brak roztropności. Posiadając udokumentowaną informację na temat uniewinniających wyroków prezentacji naszej wystawy funkcjonariusz policji nie umorzył postępowania tylko sformułował zarzuty. Nie pojawiły się żadne inne czy nadzwyczajne okoliczności które nie występowałyby w poprzednich procesach sądowych. Działanie policji oceniam zatem jako stronnicze, anty pro-life a na dodatek szkodliwe z punktu widzenia budżetu państwa, które musi teraz zapłacić za półroczne postępowanie w mojej sprawie.
Organizuje Pani takie wystawy w całym kraju już od dawna. Jakie reakcje zazwyczaj budzą?
Wystawa jest przyjmowana bardzo dobrze. Z reguły stojąc w pobliżu plakatów słyszymy słowa podziękowania widzimy poruszenie i zaskoczenie. Ale zawsze też echem w Internecie na lokalnym forum, a czasem za pomocą e-maila docierają do nas głosy oburzenia. Jeśli chcielibyśmy znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego wystawa niektórych oburza? Dlaczego boją się jej zwolennicy aborcji? Odpowiedź wcale nie jest trudna. Przez lata krążyły opinie, że płód to tylko tkanka czy zlepek komórek, a podczas zabiegu tak naprawdę nie dzieje się nic strasznego. Tymczasem na zdjęciach widać, że aborcja to morderstwo człowieka. Morderstwo nie do zniesienia. Bywa, że blady strach pada na tych, którzy aborcję uczynili jednym z nowoczesnych praw człowieka. Obecność wystawy w przestrzeni publicznej nieuchronnie prowadzi do uznania aborcji za morderstwo. Lepiej więc zaatakować organizatorów zarzucając im niekorzystne działanie obrazów z wystawy na oglądające ją dzieci pomijając zupełnie dramat dzieci mordowanych .
Czemu nie wybiera Pani innych środków do walki z aborcją? Nie sądzi Pani, że oszczędziło by to Pani kłopotów, takich jak krytyka niektórych mediów czy procesy?
Oczywiście podejmujemy różne działania. Piszemy petycje, listy otwarte, prowadzimy spotkania w szkołach, bierzemy udział w rozmaitych konferencjach, przygotowaliśmy obywatelski projekt o ochronie życia, organizujemy kursy dla pro-liferów, itd. Wystawa jednak ma ten walor, że nie pozostawia nikogo obojętnym wobec aborcji. Wywołuje emocje a przez to jest skuteczna. Zmieniła pogląd na temat aborcji tysięcy ludzi, i to takich, którzy przez lata nie wiedzieli co kryje się pod tym "modnym" słowem. Poza tym nie zapominajmy o najważniejszym, wystawa pokazuje prawdę: tak wygląda zabicie dziecka w łonie jego mamy. To jest przerażające, ale prawdziwe i pokazywane po to, by zaprzestać mordowania bezbronnych małych ludzi.
Mój pięcioletni syn pytany przez jednego z dziennikarzy o zdjęcia plakatów - odpowiedział z dziecięcą szczerością, że takie plakaty trzeba pokazywać po to, "żeby ci co robią te straszne rzeczy już więcej tego nie robili".
Źródło stopaborcji.pl
Zobacz też relację filmową Razem.tv z ogłoszenia wyroku.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.
Pieniądze zostały przekazane przez jałmużnika papieskiego kard. Konrada Krajewskiego.