Środowisko homoseksualnych katolików to hermetycznie zamknięta puszka, z której samodzielne wyjście nie jest możliwe. Wiele zależy od tego, jaki stosunek przyjmą bracia i siostry we wspólnocie.
Inną osobą, która zgodziła się na rozmowę, jest Robert*. Animator młodzieżowej wspólnoty z Małopolski. Swoje skłonności odkrył w gimnazjum. Wtedy pojawiły się pierwsze zauroczenia, pierwsze doświadczenia seksualne. Zaraz za nimi przyszła depresja i myśli samobójcze. Długo nie mógł zgodzić się na to, jaki jest. W wieku 18 lat powiedział rodzicom. Ojciec wrzeszczał, mama płakała. Ale w końcu to przyjęli. Było łatwiej, bo Robert zaznaczył, że nie chce wiązać się z żadnym chłopakiem i chce z tym walczyć. Rodzice postanowili synowi pomóc. Trafił na terapię. Trwała kilka lat.
Robertowi na ogół udaje się trwać w czystości. Nie utrzymuje kontaktów seksualnych. Niekiedy tylko zdarza mu się wejść na czat i poflirtować. Zawsze ma po tym ogromne poczucie winy. Na szczęście ma dobrego, stałego spowiednika, który pomaga mu w walce.
Generalnie mówi, że jest dobrze. Nie łatwo. Dobrze. Nie byłoby tak, gdyby nie wsparcie przyjaciół ze wspólnoty. Kilkoro z nich wie o problemie Roberta. I nie odrzuciło go, nie traktuje gorzej, ale wspiera i mobilizuje w trudnych sytuacjach.
– Dzięki nim udaje mi się utrzymać w pionie. Ale flirty też mi się zdarzały. Tęsknota za zwykłą, ludzką bliskością, jest strasznie silna. Skumulowana prowadzi do rozmów i fantazjowania o seksie, a następnie do masturbacji. Kiedy nie masz z kim podzielić się tymi problemami, kółko się zamyka. I wybucha.
Robert swoje skłonności traktuje jako krzyż. Wie, że w środowisku homoselsualnym nie dałby sobie rady. Pokusy byłyby zbyt wielkie. Potrzebne jest wsparcie w codziennym środowisku, budowanie zdrowych relacji. Rozwijanie swojej osobowości, bo człowiek to nie tylko seksualność.
Sytuacja homoseksualnych katolików jest skomplikowana. Hermetyczne środowisko szczelnie broni dostępu do siebie. Nie jest jednak jednorodne. Z jednej strony są tam cynicy, którzy po prostu się ustawiają. Z drugiej uczciwi ludzie, dla których ich skłonność jest dramatem, na który nie chcą się zgodzić. Przeżywają go jednak w samotności lub we własnym środowisku, ukrywając przed znajomymi swój problem w obawie przed odrzuceniem. Kongregacja Nauki Wiary w „Liście o duszpasterstwie osób homoseksualnych” podaje, że „całościowa wizja [człowieka] uwzględnia złożoną rzeczywistość osoby ludzkiej, która w swoim wymiarze duchowym i cielesnym została stworzona przez Boga i otrzymała łaskę wezwania do udziału w dziedzictwie życia wiecznego. I tylko w tym kontekście, tylko z tej perspektywy możemy właściwie spojrzeć na osoby o zaburzonej orientacji seksualnej. Dostrzegając w nich pełnowartościową osobę stworzoną na obraz i podobieństwo Boga. Osobę zranioną, ale ukochaną przez Boga. Jeśli celem jest udział w życiu wiecznym, to nie bez znaczenia jest też nasza troska o zbawienie tych braci i sióstr.
Nie wystarczy jasno podkreślać, że homoseksualizm sam w sobie jest zaburzeniem. Trzeba również stworzyć możliwości do walki z tym problemem. Tymczasem wielokrotnie osoby o skłonnościach homoseksualnych, pragnące jednak trwać w jedności wiary z Kościołem, żyją między młotem a kowadłem. Często dociera do nich jedynie przekaz oceny moralnej samego aktu homoseksualnego, brakuje jednak doświadczenia wsparcia wspólnoty. Praktyka potępienia grzechu przy równoczesnym przyjęciu grzesznika nie jest łatwa. Szczególnie w świecie, który próbuje wmówić społeczeństwu, że homoseksualizm sam w sobie nie jest zaburzeniem. Niewiele jest grup wsparcia takich jak lubelska „Odwaga” czy działająca w kilku miastach kraju „Pascha”. A nawet teraz w sieci niektórzy aktywiści pod fałszywymi nickami próbują rzucać oszczerstwa pod adresem tych wspólnot. Spotkałem się również z takim przypadkiem. Tymczasem istnieje potrzeba tworzenia tego typu miejsc. Warto być ostrożnym, aby w narracji o homoseksualizmie (koniecznej z perspektywy oceny moralnej) tak dobierać słowa, by jednocześnie nie ranić dodatkowo tych, którzy swojego problemu nie akceptują. Tworzyć atmosferę wsparcia w walce. Pozwolić odczuć, że są pełnowartościowymi członkami Kościoła. Nie kosztem treści nauczania. Ale w ramach jej. Zaakceptowanie człowieka, pomimo grzeszności i wsparcie go na drodze do wyzwolenia. Zadanie niebywale trudne. Ale chyba konieczne. „Jedni drugich brzemiona noście”.
Post Scriptum: Temat problemów osób wierzących o skłonnościach homoseksualnych będzie kontynuowany. Być może czytasz ten tekst i wiesz, że sprawa dotyczy też Ciebie. Jeśli chciałbyś podzielić się Twoim przeżywaniem tego problemu w kontekście wiary napisz do nas na gosc@gosc.pl
*imiona i dane osób występujących w artykule zostały zmienione.
Przeczytaj też:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Papież kontynuuje tradycję zapoczątkowaną przez swoich poprzedników.
Papież rozmawiał wieczorem w Castel Gandolfo z dziennikarzami.
Ojciec Święty wyraził uznanie wobec tych, którzy podejmują tę posługę.
Aby przywódcy narodów byli wolni od pokusy wykorzystywania bogactwa przeciw człowiekowi.
„Jakość życia ludzkiego nie zależy od osiągnięć. Jakość naszego życia zależy od miłości”.
Znajduje się ona w Pałacu Apostolskim, w miejscu dawnej Auli Synodalnej.