Środowisko homoseksualnych katolików to hermetycznie zamknięta puszka, z której samodzielne wyjście nie jest możliwe. Wiele zależy od tego, jaki stosunek przyjmą bracia i siostry we wspólnocie.
Jakiś czas temu ogromne poruszenie wywołał tekst ks. Dariusza Oko o homomafii w Kościele katolickim („Z papieżem przeciw homoherezji”, Fronda nr 63). Autor przedstawia w nim bolesny problem Kościoła – homoseksualne struktury w hierarchii kościelnej. Temat bardzo trudny i często przemilczany. Niemniej jednak problem domagający się jakiegoś rozwiązania.
Można odnieść wrażenie, że problem homoseksualizmu w Kościele jest rozwiązany. Teoretycznie zasada jest prosta: potępiamy grzech, nigdy nie potępiamy grzesznika. Praktyka jednak okazuje się znacznie bardziej skomplikowana i trudno to zastosować w codzienności. Samo środowisko homoseksualne w Kościele jest niezwykle zwartą i hermetyczną grupą, takim eklezjalnym undergroundem. Postanowiliśmy dotrzeć do tych ludzi i przynajmniej w niewielkim stopniu zbadać sytuację.
Nie jest to proste zadanie. Środowisko jest szczelne jak dobrej marki termos, niezwykle trudno do niego przeniknąć. Jeszcze trudniej zdobyć zaufanie tak duże, by przeprowadzić szczerą rozmowę o przyczynach problemu. Aby to zrobić, konieczna była prowokacja – trzeba było zdobyć kontakty, a następnie budować zaufanie, przedstawiając się jako „swój”. Metoda była ryzykowna i wymagała kilku tygodni przygotowań, zapoznania się ze sposobami i „poetyką” komunikacji środowiska gejowskiego. W niektórych, internetowych rozmowach, aby uzyskać dalsze kontakty, musiałem posłużyć się tym sposobem rozmowy, wcielając się w rolę geja, poruszając także zagadnienia z tematyki erotycznej.
Uwiarygodnienie się jest ryzykowne. Przekonałem się o tym, gdy podczas jednej z rozmów trafiłem na użytkownika o fałszywym nicku, podszywającego się pod wierzącego homoseksualistę, który w rzeczywistości w sieci funkcjonuje w celu tropienia księży-homoseksualistów tylko po to, aby zebrać o nich dane i je upublicznić. Jak sam przyznał, robi to w celu zaatakowania Kościoła. Gdy powiedziałem mu o prowokacji postanowił szantażować mnie wcześniejszym przebiegiem rozmowy. Kosztowało mnie to kilka nieprzespanych nocy i ogromny stres. Dotarłem na granice obłędu. Ewidentnie w tym temacie siedzi jakieś diabelstwo.
W wielu sytuacjach jednak kontynuowanie dyskusji również wtedy, gdy wkroczyła w tematykę erotyczną, było konieczne dla uwiarygodnienia. Dopiero wtedy pojawiała się szansa na szczerą rozmowę. Ale nawet wtedy, gdy odsłaniałem intencje, większość rozmówców mnie zbywało, niekoniecznie życząc mi „wszystkiego dobrego”. Wszelkie inne próby kończyły się powierzchownymi sloganami.
Jeszcze trudniejsze było wytypowanie homoseksualistów, którzy jednocześnie byliby osobami wierzącymi i pragnącymi trwać w Kościele. Nie wszystko się udało, jednak na skutek tych działań dotarłem do kilku osób – świeckich i duchownego, którzy zgodzili się mówić. Trafiłem też na osoby podszywające się i wiele agresywnych przypadków.
Rafał* jest księdzem od kilku lat. Formację seminaryjną rozpoczął w jednym z seminariów na południu Polski. Po trzecim roku wyjechał do Czech. Tam też posługuje jako ksiądz. Nigdy nie zgodził się na swoje skłonności. Postanowił walczyć. Gdy po kilku dniach internetowego kontaktu dowiaduje się, że „padł ofiarą” prowokacji i nawiązałem z nim kontakt celem przeprowadzenia rozmowy do reportażu, chce początkowo uciec. Zresztą urwaniem kontaktu zakończyło się kilka innych rozmów. Po jakimś czasie jednak Rafał daje się namówić. Dla mnie, po kilku niepowodzeniach, to wielka ulga.
– Najtrudniejsze było dla mnie znalezienie wsparcia. – mówi – Kiedy walczysz z jakimś grzechem czy słabością, wtedy bijesz się trochę sam ze sobą. Potrzebujesz wsparcia. Cholernie potrzebujesz. Jakiejś wspólnoty ludzi, na których możesz liczyć i wiesz, że cię nie opuszczą dlatego, że jesteś taki. Ale w tej słabości najgorszy jest brak zrozumienia. Fakt, że na ogół walczysz sam, w ukryciu. Boisz się komukolwiek przyznać, bo wiesz, że to może być twój koniec.
– Dlatego szukasz gejów przez internet? – pytam.
– Dlatego. Tutaj są ludzie, którzy znają ten problem z własnego doświadczenia. Jest też niestety wielu, w zasadzie spora większość, cwaniaków, którym zależy głównie na seksie.
Wcześniej, jeszcze w ramach prowokacji, zachęcony słowami prowokatora, Rafał przyznał, że sam również kilka razy spotkał się „na seks”. Miał po tym ogromne wyrzuty sumienia.
– Tak naprawdę obiecują ci, że będzie ci lepiej, że jeśli się rozładujesz, napięcie zejdzie. Bzdura. Popadasz wtedy w depresję. Nie możesz patrzeć w lustro. Tęsknisz do tego, żeby obudzić się w czyichś ramionach, ale kiedy to się dzieje, diabeł cię opuszcza i zostajesz sam z ogromnym poczuciem winy.
– Co jest dla ciebie największym problemem w walce z homoseksualnością? – pytam.
Brak wsparcia i akceptacji mnie jako człowieka ze strony normalnych ludzi. Konieczność udawania.
– Wiesz przecież, że Kościół nie akceptuje zachowań homoseksualnych?
– Nie chodzi o akceptację homoseksualizmu. Chodzi o mnie. Słucham czasami niektórych wypowiedzi na temat gejów i czuję, że ich autorzy prawdopodobnie myślą tak również o mnie. A mi naprawdę daleko do kolesi z kolorowych parad. Żyję między młotem a kowadłem. Czuję się jak człowiek drugiej kategorii.
– Pomagacie sobie nawzajem?
– Staramy się. Ale nie zawsze działa. Część tego środowiska wcale nie chce walczyć. Zwyczajnie się ustawia. Tak jest wygodnie. Jeśli nie wierzysz.
*imiona i dane osób występujących w artykule zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.