Szybko rozwijające się w Mongolii chrześcijaństwo jest tam coraz częściej postrzegane jako zagrożenie dla tradycyjnego w tym kraju buddyzmu lamaickiego i zaczyna dzielić miejscowe społeczeństwo. O roli wiary Chrystusowej w kontekście przeżywanego przez Mongolię boomu gospodarczego i mało atrakcyjnego buddyzmu pisze francuska agencja AFP w obszernym artykule „Rozwój chrześcijaństwa dzieli Mongołów”.
Kraj ten pod względem ekonomicznym notuje niebywały wzrost. W związku z wydobyciem bogactw naturalnych: węgla, miedzi i złota, ostatnio czterokrotnie zwiększył się tam napływ kapitału z zagranicy. W ubiegłym roku osiągnął on ok. 5 miliardów dolarów w kraju liczącym 2,8 mln mieszkańców. Jednakże bardzo mało tych pieniędzy dociera do najuboższych. Ekolog Kirk Olson, który spędził w Mongolii 12 lat, wskazuje na rosnące rozwarstwienie społeczne: „Gospodarczo kraj ten jest bardzo nierówny. Mamy tu bogaczy, którzy wynajmują na całą noc lotnisko, aby urządzić tam wyścigi samochodów i jednocześnie tuż obok koczują 6-letnie dzieci ulicy. Na ulicy widać więc, jak na dłoni, wszystkie warstwy tego społeczeństwa”.
Znany miejscowy komentator polityczny Baabar ( Bat-Erdenijn Bathajar) również zauważył, że „gwałtowny rozwój gospodarczy tworzy dwa społeczeństwa: bogatych i biednych”. Dodał przy tym, że „tym wielkim zmianom towarzyszy «pustka». Ludzie czują ją i zwracają się ku jakiejkolwiek wierze”. Inny tamtejszy publicysta – Luwsandendew Sumati twierdzi z kolei, że „Mongołowie w 90 proc. uważają się wprawdzie za buddystów, buddyzm nie jest jednak religią, która mogłaby odpowiedzieć na pojawiające się nowe problemy”.
Tę „pustkę religijną” stara się wypełnić zwłaszcza Kościół Mormonów (Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich). Amerykański misjonarz William Clark oznajmił, że „w ciągu 20 lat działalności mamy tu już ok. 10 tys. wyznawców”. Poinformował, że jego wspólnota organizuje dla nich stypendia, m.in. dwuletni pobyt za granicą. Ciekawym zjawiskiem jest „odwrócenie ról”: mamy teraz misjonarzy ze Wschodu , którzy jeżdżą nawracać ludzi na Zachodzie – zaznaczył duchowny.
Szybko rozwijające się w tym kraju chrześcijaństwo zaczyna być postrzegane przez miejscowe władze, a także przez duchownych buddyjskich jako „zagrożenie dla społeczeństwa”, uważa pastor Pürewdordż Dżamsran. Wskazuje on na różne trudności, na jakie napotyka założone przezeń kolegium teologiczne.
„Władze i przywódcy buddyjscy czują się zagrożeni przez nasz wzrost i dynamizm, toteż pragną ożywić buddyzm jako religię państwową, ale odbywa się to kosztem ograniczenia działalności «religii zagranicznych»” – twierdzi duchowny protestancki. Według niego nie jest to fanatyzm religijny, ale raczej celowe działania polityczne, mające na celu niezaakceptowanie chrześcijaństwa jako stałego elementu miejscowego społeczeństwa” – powiedział pastor.
Według przeprowadzonego w 2010 r. spisu ludności kraj ten zamieszkuje ponad 2,8 mln ludzi, z których 3,4 proc. przyznaje się do chrześcijaństwa.
Z katolickiego punktu widzenia Mongolia jest od 10 lat prefekturą apostolską. Wcześniej, 14 marca 1922 (a więc równo sto lat temu) powstała misja „sui iuris” Mongolii Wewnętrznej, w 2 lata później przemianowana na misję Urgi. Istniała ona jednak bardzo krótko, gdyż po objęciu władzy w kraju przez promoskiewskich komunistów w 1924 szybko rozpoczęły się w tym kraju prześladowania, zwłaszcza wymierzone w religie napływowe.
Wznowienie, a właściwie podjęcie od zera działalności przez Kościoły stało się możliwe dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych XX w., gdy w kraju tym rozpoczęły się przemiany demokratyczne. W 1991 Jan Paweł II ponownie utworzył misję „sui iuris” w Mongolii, tym razem pod nazwą Urgi – Ułan Bator. Jej przełożonym został filipiński misjonarz ze Scheut (CICM) Wenceslao Padilla. 30 kwietnia 2002 Ojciec Święty podniósł misję do rangi prefektury apostolskiej, a na jej czele pozostał ks. Padilla, mianowany 2 sierpnia 2003 biskupem (konsekrowany 29 tegoż miesiąca). Prefektura obejmuje obszar całego kraju; liczba wiernych przekracza 700, są oni skupieni w 4 parafiach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.