Papież przyjął działaczy, którzy przed rokiem zorganizowali "Arenę Pokoju".
Przez 12 lat pontyfikatu Franciszek nigdy nie był tam na urlopie.
Realizowany jest tam eko-projekt inspirowany encykliką Franciszka "Laudato si' ".
Musimy pamiętać, że to obecny wśród nas Zmartwychwstały Chrystus chroni i prowadzi Kościół.
Prace trwały około dwóch tygodni, a ich efektem jest wyjątkowe dzieło sztuki ogrodniczej.
Leon XIV ma najlepsze kwalifikacje do bycia dobrym pasterzem.
„Wznosi się ku niebu płacz matek i ojców, którzy trzymają w ramionach martwe ciała swoich dzieci”.
Nie jest 95%, to może 90%? Nie, katolików uczęszczających w niedzielnych Mszach Świętych jest najwyżej 50%. To już dawno było widoczne. No, są też katolicy "letni" i relatywnie traktujący religię katolicką.
CHODZILI, JAK JUŻ, DO KOŚCIOŁA Z INNYCH POWODÓW NIŻ WIARA, CZYLI NIE CHODZILI TAM ZE TAK POWIEM DLA JEZUSA. CI CO CHODZILI DLA JEZUSA, CHODZĄ NADAL. ODESZLI, SEZONOWI KATOLICY. SZEREGOWI DUCHOWNI ZAWSZE TO MÓWILI, ALE HIERARCHIA BYŁA I JEST GŁUCHA. PEŁEN SOCJALIZM W SŁUCHANIU DOŁÓW, KOŚCIOŁA.
Nie mam żalu do duchowieństwa, że w wielu przypadkach nie radzą sobie z dziełem nowej ewangelizacji. Natomiast budzi we mnie niepokój ich postawa antyewangelizacyjna. Wielu młodych kapłanów nie może ruszyć z jakimś dziełem, bo ksiądz proboszcz ma lęki przed świeżym powiewem Ducha Świętego w parafii i podejrzliwie reaguje na inicjatywy wspólne ze świeckimi. Zdarza się, że księza nieprzychylnie odnoszą się do spotkań i wszelkich działań ewangelizacyjnych w domach sióstr zakonnych. A kiedy nasza parafialna wspónota zaproponowała dzieło, które mogłoby stać się drogą powrotu wielu do Kościoła , ksiądz nie poparł inicjatywy stwierdzając, że do kościoła przychodzą ci, którzy chcą. Innymi nie będziemy się zajmować. Czyli co? Duszpasterstwo usługowo -zachowawcze. A potem w niedzielę słyszymy w Ewangelii o dobrym pasterzu, który zostawił 99 owiec i poszedł szukać tej zagubionej. Czy nasi pasterze wierzą w to co głoszą?
Dobrze wydaje się kard. Nyczowi, słuszna konstatacja, natomiast analiza przyczyn błędna, w której hierarcha jedynie stwierdza, że "w Europie i w Polsce pojawił się poważny problem tych, którzy przyjęli Chrzest św., czasem - bierzmowanie, ale odeszli od Chrystusa, Kościoła i religijnych praktyk" – pisze kard. Nycz dodając, że ów proces odchodzenia dokonuje się w całym kraju, a zwłaszcza w dużych miastach."
Na tym forum nie raz stwierdzaliśmy, że te 95% Polaków to jedynie rejestracja przy chrzcie - zwyczajowo. I co? Przez 22 lata o tym Kościół nie wiedział? Wolne żarty.
Poza tym Kardynał nie pisze do końca prawdy jeśli stwierdza, iż "jest poważny problem tych co przyjęli chrzest.". Jeśli niemowlę jest chrzczone, to na pewno bez własnej woli, zwyczajnie - z racji Tradycji rodzice zadecydowali za swoje dziecko, a ono nic o tym nie wiedziało. Jakiekolwiek decyzje życiowe, w tym wypadku chrzest, powinien być przyjęty ŚWIADOMIE.
Kard. Nycz nie analizuje przyczyn tego stanu rzeczy, jednocześnie stwierdza, że stan kapłański jest przygotowany do "nowej ewangelizacji" oraz katechezy. A jednak ludzie odchodzą od Kościoła i jego nauk. Tu jest zupełny brak przyczyn, przyczyny zaś tkwią głównie w samym Kościele kapłańskim, o czym hierarcha nawet się nie zająknie, a o czym tu pisaliśmy wielokrotnie, o czym od lat piszą media głównego nurtu, a nie liberalne, które z ignorancji piszą powielane kłamliwe schematy, jak "zauważył" pan Przeciszewski.
Dopóki Kościół nie przeprowadzi gruntownej analizy braku zainteresowania naukami Kościoła, proces odchodzenia od tego związku wyznaniowego obywateli naszego państwa będzie się pogłębiał.
Nawiasem mówiąc, Kościół doskonale zna te przyczyny, ale nie potrafi się do nich przyznać, bo to oznaczałoby, że jest niedoskonały, i nadal chciałby być faworyzowany, a to jest nie do przyjęcia.
Czasy bezkrytycznego traktowania Kościoła kończą się, o tym też kapłani wiedzą, nie potrafią jednak funkcjonować w państwie demokratycznym, gdzie każdy podmiot ma być traktowany jednakowo i zgodnie z prawem oraz kontrolowany.
Nie mowiac juz o mozliwosciach (niestety teoretycznych) bezposrednich czestych kontaktow biskupow i wiernych, jaki ma polski Kosciol dzieki nieprzecietnej ilosci diecezji i ich malych (stosunkowo) rozmiarach.
Ale to trzeby by wyjsc do ludzi. A nie czekac, ze przyjda oni i to jeszcze w wyznaczonych godzinach.
Dobrze, ze przynajmniej niektorzy biskupi sie budza. Oby nie za pozno. Bo to oni musza teraz zmienic system ksztalcenia ksiezy i znalezc metody na to, zeby nauczyc ich "rozmawiac z niewierzacymi", a nie tylko glosic kazania z ambony.
Stwierdzenie przez kard. Nycza faktu to tylko opis zjawiska odchodzenia od Kościoła, ale bez analizy przyczyn. Kościół zgubiła pewność siebie i buta, że inni mają się z nim liczyć. W dodatku przyjęcie założenia na masowość wiary tę wiarę spłyca do teatralizacji misteriów kościelnych, gdzie aktorzy wykonują swoje role.
System kształcenia księży, rozumiem że również biskupów jest kwadraturą koła, bo musieliby się sami kształcić jak wyjść do człowieka. Jest zatem sytuacja patowa - uporczywe trwanie z archaicznym systemie publicznego funkcjonowania Kościoła. Musiałoby się zmienić całe kierownictwo KEP, a na to się ne zanosi, jeśli jego przewodniczący abp Michalik i jego otoczenie wypowiadają różne opinie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Kościół bardzo nie lubi zmian rewolucyjnych, woli powolne. Z tym, że powolne zmiany w świadomości kleru jak funkcjonować w świecie szybkiego przepływu infomarcji i dostępu do wiedzy na nic się już nie zdają. Zawsze Kościół będzie się ciągnął w ogonie przemian cywilizacyjnych, w kwestiach duchowych także.
Kościół tkwi w swoim myśleniu starymi doktrynami i dogmatami, a one powstawały w całkiem innych warunkach historycznych. Niechęć w odstąpieniu od tych doktryn i dogmatów i jakakolwiek nawet próba przyjrzenia się jak wygląda duchowość na świecie utrzymuje Kościół w archaizmach myślenia sprzed wieków.
Kiedy o tym w komentarzach analizuje się tę postawę Kościoła, od razu biskupi denerwują się, stwierdzając, że odejście od starych doktryn i dogmatów jest niszczeniem image religijnego charakteru Kościoła, odróżniającego go od innych systemów religijnych. W dodatku, jeśli ten związek wyznaniowy jest przekonany o swej wyjątkowości, bo uznał sam siebie, że reprezentuje na ziemi Boga, że ma wszelkie prerogatywy dane mu jakoby z góry, wtedy koło się zamyka. Kościół niedopuszcza absolutnie myśli, że obok niego mogą istnieć inne wyznania, reprezentujące inny wymiar duchowości, bo są konkurencyjne.
Od Soboru Watykańskiego II upłynęło kilkadziesiąt lat, Sobór ten był jak na tamte czasy postępowy, aby pokazać światu, że Kościół otwiera się na świat, że dostrzega inność. Niestety, w praktyce, szczególnie Kościół w Polsce nie stosował wypracowanych na Soborze postanowień, co dziś widzimy w naszym kraju na każdym kroku.
Przez te kilkadziesiąt lat od Soboru cywilizacja zmieniła się bardzo, ludzie są bardziej świadomi swego istnienia, żyją w lepszych warunkach bytowych, pomijam oczywiście wiele niedociągnięć w tej kwestii, ponieważ są to powolne procesy przemian. Nie mniej jednak cywilizacja zrobiła ogromny krok w swoim rozwoju, w naukach, w technologii, w prawie, w dostępie do wiedzy. Oznacza to, że człowiek jako indywidualność stał się podmiotem w swoich wyborach, sam chce decydować o sobie, i nie chce aby ktoś wskazywał mu jak ma żyć.
Kościół tego zupełnie nie rozumie, dlatego traci na znaczeniu, nie potrafi dostosować się do wymogów XXI wieku, czasu internetu, łatwego podróżowania po świecie.
Wydaje mi się, że potrzebny jest kolejny sobor lub synod, który by wypracował nowy model funkcjonwania Kościoła w świecie lub w poszczególnych państwach.
Ciągłe powtarzanie, że jest potrzeba "nowej ewangelizacji" i katechezy jest tylko pustym powtarzanym słowem, z którego nic nie wynika. "Musimy coś zrobić", te powtarzane zwroty jak mantra nic nie dają.
"Musimy zadawac sobie pytanie co robić? jak napisał poniżej ks. Tomasz.
Musimy zadawac sobie pytanie co robić?
Na coniedzielnych mszach jest nie 50% katolików a jedynie nieco ponad 30%. Takie liczby wynikają z badań prowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego.
Co do rad, to w wielu przypadkach - mam takie wrażenie - ks. Proboszczowie to ludzie apodyktyczni, którzy i tak robią wszystko po swojemu, często (o zgrozo!) nie znając się w ogóle w temacie! To jest dramat! Ich decyzje mogą na wiele lat być nieodwracalne. Rady są tylko pozorami.
Moim zdaniem masz jednak racje. Raz, ze dziwnym trafem wielu myli wiare z czczeniem figurek itp., czyli przedmiotöw wykonanych reka czlowieka. Dwa: Maryja powinna byc dla nas przykladem do nasladowania. Urodzila sie jak kazdy z nas i byla czlowiekiem z krwi i kosci. Zostala wybrana do bycia Matka Jezusa, gdyz byla bez grzechu i dlatego jest i powinna byc PRZYKLADEM do nasladowania. Modlic powinnismy sie jednak DO BOGA. ON sam w pierwszym przykazaniu powiedzial : „Nie bedziesz mial bogöw cudzych przede mna”. Myslmy, zastanawiajmy sie, dyskutujmy na temat naszej wiary bo ona powinna byc zywa, a nie polegac na bezmyslnym klepaniu paciezy.
I taka tez powinna byc rola Kosciola: dyskusja wiary, przyblizanie wiary wiernym, potrzasniecie czlowiekiem i zadenia mu pytania: czy wedlug tego w co wierzysz, wedlug tego röwniez zyjesz? Czy moze jednak tylko klepiesz "zdrowaski". Bög jest Miloscia (tak tez spiewamy w jednym psalmie), czy jest dla nas miloscia drugi czlowiek, ktöry inaczej postrzega wiare niz my? Czy moze od razu zaciskamy (w przenosni) piesc i zaczynamy go "nawracac"(?)
Nie mialam zamiaru nikogo obrazac, nie wysmiewam nikogo jezeli modli sie przed obrazem, ale DLA MNIE to jest obraz wykonany przez jakiegos czlowieka, jego rekoma. To jest symbol, materialny symbol.
Ja ani Ciebie, ani Twojego postrzegania wiary nie atakuje. Wyrazilam tylko moje zdanie na temat twojego postu, bo nie lubie kiedy ktos podklada pod slowa tresci, ktöre w ogöle nie zostaly poruszone. Czy kiedykolwiek zastanawialas sie co tak na prawde DLA CIEBIE oznacza wierzc?( Tylko i wylacznie pytanie retoryczne!)
Ja, tak. Bög dal nam wolna wole i rozum, i powiedzial idzcie i czyncie sobie Ziemie poddana. To oznacza dla mnie röwniez: myslcie, poznawajcie.
I za kazdym razem kiedy wezme „pod lupe” siebie sama, dochodze do wniosku, jak malo jeszcze wiem i jak duzo jest rzeczy o ktörych chcialabym sie jeszcze dowiedziec.
Jednoczesnie zdaje sobie z tego sprawe, ze jako osoba dorosla i myslaca mam pewne WYOBRAZENIE / WIARE na temat swiata, Boga etc. i to jest MOJE spojrzenie na swiat, na Boga. Spojrzenie oparte na tym, czego nauczylo mnie zycie, oparte na tradycjach w ktörych wyroslam jako dziecko, etc. A wiec oznacza to, ze inna osoba moze w zupelnie inny sposöb spogladac na dane zagadnienie, gdyz zyla innym zyciem i byc moze w innej tradycji wyrosla. Czy z tego powodu moja interpretacja danego zagadnienia ( bo wlasnie o to chodzi ze jest to INTERPRETACJA) jest lepsza(?) Nie!
Nie uzurpuje sobie prawa do nieomylnosci. I byc moze, ze jezeli spojrze na dany temat z perspektywy innej osoby, JEJ INTERPRETACJA przemöwi do mnie i przekona mnie do zmiany zdania na dane zagadnienie.
Nigdy jednak nie wychodze z zalozenia, ze: „Tylko ja mam racje, poniewaz......”
Dlatego pozwolisz, ze wyraze MOJA OPINJE.
Obrazy, figurki, etc. sa symbolami wiary, ktos ich potrzebuje. Potrzebuje widziec obraz z Jezusem, potrzebuje byc w kosciele zeby czuc sie blizej Boga.
Ja spogladajac na taki obraz mysle: „ ok., ktos, kto ten obraz namalowal mial taka WIZJE. „
i szanuje jego wizje/ interpretacje, chociaz nie musi mi sie on jako obraz podobac. Czyli znowu dochodzimy do stwierdzenia, ze jest to tylko symbol – materialny symbol.
Tak samo jak symbolem byl krzyz na plaszczu krzyzakow wycinajacych w pien Polakow pod Grunwaldem. I to wszystko w imie Boga. Czy mozna wiec postawic znak röwnosci miedzy wiara ( jako osobistym przekonaniem wedlug ktörego zyjemy – lub udajemy ze zyjemy), a jej symbolami, ktöre sa oznaka ze do tej konkretnej wiary przynalezymy (?)
Ja siedzac na plazy i spogladajac na zachöd slonca czuje sie blizej Boga, niz siedzac w lawce, w kosciele zbudowanym reka czlowieka. Taki widok wrecz zapiera mi dech w piersiach, bo wiem, ze zaden czlowiek nie jest w stanie dokonac czegos takiego jak stworzenie swiata.
Wybudowac budynek – owszem. Namalowac obraz- owszem. Zrobic figurke – tak.
W co wiec wierzymy? Wierzymy w Boga, czy w materialne symbole? Czy jedno wyklucza drugie? Dla mnie – Tak! I tu znowu dochodzimy do indywidualnej interpretacji wiary.
Dla mnie wierzyc oznacza kochac, a kochac oznacza akceptowac bez oceniania. Gdyz oceniajac dajemy drugiemu do zrozumienia, ze jestesmy lepsi. Czy na prawde? Czy slowa Jezusa: „kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamien!” powinno sie zinterpretowac wylacznie doslownie?
Czy nie spotykamy sie z agresja jezeli ktos ma inne zdanie na jakis temat niz my, ze wrecz skaczemy sobie do gardla (?). Gdzie podzala sie milosc o ktörej caly czas möwi Jezus? Jak to ma sie do slow „wierze”? Czy nasza wiara ogranicza sie tylko do obrzedöw religijnych i przestrzegania swiat? Do oddawania czci figurkom, obrazom, ktöre sa tylko symbolami? (TO SA TYLKO PYTANIA RETORYCZNE KRAZACE PO MOJEJ GLOWIE, wiec bez obrazy)
A czy rozmawiam z Bogiem, Justyno?
Czy modlitwa nie jest rozmowa z Nim? Dla mnie -tak. Ktos inny powie, ze prowadze monolog.
Pozdrawiam
Bardzo optymistycznie, naprawdę bardzo. Ja obstawiam o wiele mniej, ale dlaczego to niech już każdy sam w lustro popatrzy i na "wierzące" otoczenie.
Kapłan i wierni powinni być świadomi że kapłan jest "alter Christus" - drugim Chrystusem. To dlatego kiedyś był taki zwyczaj, że całowano dłonie (namaszczone podczas święceń!), a nie dlatego żeby księdzu palma odbiła. Jeśli niektórym odbijała - cóż, patologie się zdarzały, jak i teraz. Jednak kapłan wiedział kim jest, nie udawał zwykłego człowieka. Teraz wielu księzy udaje że jest księżmi tylko w kościele, zaraz po mszy wskakują w cywilne ubrazia jakby wstydzili się kim są... A powinni dawać świadectwo że w tym zepsutym świecie są jeszcze ludzie którzy zdecydowali się służyć Panu Bogu, strój duchowny jest jednym ze sposobów dawania takiego świadectwa. Oczywiście sam strój nie wystarczy, ale naprawdę nie rozumiem księży którzy wstydzą się swojego kapłaństwa.
Zmienić liturgię? Przecież po ostatnim Soborze wszystko się zmieniło. Zmiany poszły o wiele dalej niż dopuszczono w konstytucji soborowej o liturgii. Za to niektórych jej postanowień nie zrealizowano, np. tego że językiem liturgii pozostaje łacina, a języki narodowe dopuszcza się tam gdzie jest to uzasadnione.
Nudne kazania odczytywane z kartki to plaga i to trzeba zmienić. Nie tylko treść, ale i formę - a wierni muszą czuć, że ksiądz naprawdę wierzy w to, co głosi.
Nie rozumiem oczekiwań rodziców, że szkolna katechizacja nauczy ich dzieci czego trzeba - mnie moja mama nauczyła podstawowych modlitw, nauczyła chodzenia do kościoła. Rodzice którzy "dali wybór" swoim dzieciom("jak dorosną, to same zdecydują" teraz nagle są zdziwieni że pociecha nie ma chęci ruszyć się w niedzielę do kościoła, olewa wszystko co niewygodne. Podstawowa katechizacja to rola rodziny. Jeśli rodzina nie spełnia tego zadania, należy katechizować dorosłych. Ile ludzi nie ma pojęcia co to znaczy "świętych obcowanie" czy "niepokalane poczęcie"? Że nie ma "rozwodów" kościelnych? Czego nasz Kościół uczy nas poprzez symbole?
Pewnie zaraz mi się za to oberwie, ale mam to gdzieś. Wkurza mnie tylko takie upraszczanie. Patologia była od zawsze; hipokryzja szalała w najlepsze już wcześniej. A że ksiądz nie lata już metr nad ziemią, bo wie, że jak spadnie, to se zwykły ludzki zadek potłucze jeszcze mocniej, to i dla niego lepiej
WEDLUG MNIE (katoliczki, ale röwniez osoby o szerokim spojrzeniu na swiat juz z samego wzgledu, ze zylam w röznych miejscach na swiecie ) - wiara, czy katolicka, czy buddyzm, islam, judaizm lub inna, jest osobista sprawa kazdego z nas i powinna byc uszanowana. Jezeli zyje sie zgodnie z zasada: `Kochaj blizniego swego jak siebie samego, ( czyli podchodzi z miloscia do kazdego blizniego jak to robil np: Chrystus), to nie bede oceniac osobistych przekonan lub wierzen innych ludzi, gdyz wtedy grzesze pycha, bedac przekonanym ze moja religia/ przekonanie jest lepsza, jedyna prawdziwa, jestem lepszym czlowiekiem etc.
Zastanöwmy sie - tylko bez hipokryzji – czy, jezeli urodziliBYSMY sie w srodowisku/ rodzinie muzulmanskiej lub zydowskiej, na Bliskim Wschodzie lub gdziekolwiek indziej i wyznawalibysmy zgodnie z tradycja religie inna od katolickiej, to czy tez uwazalibysmy, ze nasza religia jest jedyna prawdziwa i tylko my dostapimy zbawienia? Czy moze zla, gorsza, falszywa?
I tu byc moze – moim skromnym zdaniem – trzeba sie zastanowic!?
Czy spychajac katolicyzm do rangi dogmatu nie popelnia sie bledu(?). ( Problem nie tylko w katolicyzmie). (Oczywiscie Kosciöl katolicki stara sie jako instytucja dzialac we wspölpracy z innymi wyznaniami.)
Ale jak to jest w kosciolach parafialnych, na ambonach, w polskich domach?
Jak to jest naprawde w naszym pieknym katolickim kraju, ze wszyscy ktorzy maja inne zdanie/ wyznanie niz nasze wlasne, od razu staja sie naszymi wrogami lub w najlepszym razie staramy na sile wmusic im "nasza wizje rzeczywistosci".
Ciekawa jestem co powiedzialby na to Jezus, ktory nie robil roznicy miedzy ludzmi(?).
Czy nie wierzymy wszyscy w milosc, dobro i Boga ( poza ateistami)? Czy nie jest obojetne jak ten Bög w danym jezyku, danym kraju sie nazywa, jesli reprezentuje uniwersalna Milosc? Czy my Polacy nie grzeszymy pycha uwazajac sie za kogos szczegölnego? Dlaczego mielibysmy byc bardziej kochani przez Boga niz inne Jego dzieci modlace sie do niego w meczecie lub synagodze np: w Afryce, czy Azji? Dlaczego?
Mysle, ze gdyby nasze dzieci byly wychowywane w mysl uniwersalnej Milosci, ktörej zasady w naszej tradycji reprezentowane sa przez Kosciöl Katolicki, (ale w Libii przez Islam, a w Indiach Hinduizm,) nie musielibysmy martwic sie, ze katolicyzm kojazy sie z babcia w berecie, z ksiedzem cytujacym dogmaty, z polityka z ambony i ludzmi ktözy najpierw bija sie przed oltarzem w piers, a pözniej na ulicy pluja jadem na tych, ktözy odwaza sie miec odmienne zdanie.
Pozdrawiam wszystkich niezaleznie od wiary, przekonan, narodowosci lub rasy.
BÖG = Milosc ( uniwersalna i bez zastrzezen) tak jak pokazal nam Chrystus umierajac za kazdego z nas: czy za grzesznikow, czy za apostolöw, czy byli to Zydzi, Rzymianie czy Polacy, czarni, biali czy zölci. Za kazdego, bo kazdego kochal. Dlaczego wiec teraz my robimy röznice? Kazdy z nas pochodzi od tego samego Stwörcy. Czy moze sie myle? Moze w takim razie zle uczylam sie katechizmu?
Pozdrawiam cie Myslacy :)
1.Jak można mylić wiarę w jednego Boga (monoteizm) z pogańskim wielobóstwem (politeizm)?
2.Jak można mylić Boga osobowego chrześcijan z bliżej nieokreśloną siłą w duchowości buddystów?
3.Jak można identyfikować demiurga oświeceniowych filozofów z ojcostwem Boga chrześcjan?
4.Jak można stawiać w jednym szeregu Mojżesza, Buddę, Mahometa i Jezusa?
5.Jak można mylić albo łączyć zmartwychwstanie z reinkarnacją?
6.Jak można pomylić kolistą koncepcję czasu, w której istnieje cykliczność, z koncepcją linearną, w której nic się nie powtarza?
7.Jak można łączyć ludzką wolność z wiarą w przeznaczenie (fatum)?
8.Jak można porównywać nirwanę do życia wiecznego?
A ja dodatkowo zadałabym pytanie:
9.Czy należę do Kościoła katolickiego rozumianego jako Mistyczne Ciało Chrystusa, czy poszukuję kościoła New Age, w którym zbawię się sam i rozpłynę w uniwersalnej (kosmicznej, bezosobowej) miłości?
Św.Jan wskazuje na naszego Zbawiciela, który chrzci Duchem Świętym i ogniem i to jest wiejadło, które odróżnia ziarno od plew.
Dawno skończyłam szkolną katechezę i jestem ciekawa czy powyższe pytania i odpowiedzi na nie są zawarte w podstawie programowej z religii?
ad. 9) Jezeli pisze ze dla mnie BÖG= Milosc; oznacza to ze zabawiam sie w New Age?
Czy to mialas na mysli?
Powtarzasz jak echo za księdzem pytania, przypouszczam, że nie wiesz co to jest reinkarnacja, buddyzm, kim byli Mahomet, Sakjamuni, nie znasz zapewne Huny, jak ona patrzy na osobowość człowieka. Nie znasz też badań naukowych nad naturą człowieka, jego psychologią, jaźnią, umysłem, że człowiek tym ostatnim może poruszać się w czasie i przestrzeni, odkrywać pamięć zdarzeń przez kwanty energii. To bardzo skomplikowana tematyka, która jest dopiero odkrywana, o czym kiedyś nie wiedziano i przypisywano różne cudowne zdarzenia siłom nadprzyrodzonym, jak również zjawiska przyrodnicze.
Mozesz oczywiście wierzyć, nikt Ci nie broni. Tu jednak omawiamy zła kondycję Kościoła hierarchicznego w przestrzeni poublicznej.
Poza tym zwyczajowo, jak każdy wierzący tego typu człowiek co Ty Owieczko na forum, nie czytacie ze zrozumieniem o czym piszemy, bo nie tylko ja komentuję.
Duchowość nie musi mieć konotacji chrześcijańskich, są inne strony duchowości, dobre jak najbardziej. Podejrzewam, że nawet nie wiesz, że niektóre elementy filozofii buddyjskiej są postrzegane przez psychologów głównego nurtu jako terapia. Wystarczy jak przejrzysz treść Ośmiorakiej Ścieżki Środka, gdzie nic nie ma o okultyzmie, a jedynie zalecenia jak człowiek ma postępowac w życiu aby nie cierpiał.
Słynny psychiatra C. Yung interesował się mistyką Wschodu, która go interesowała do badań nad osobowością człowieka.
Jeśli jestesteś rzeczywiście psychologiem owieczko, to te sprawy powinnaś znać z racji wykonywanego zawodu, w przeciwnym wypadku zawężasz pole obserwacji zachowań ludzi przez filtr wiary, a to nie jest wskazane w tej dziedzinie medycyny.
Co do pytan, ktöre przytoczylas na podstawie artykulu ks. Winiarskiego (znalazlam go na stronie Szkoly Formacji Duchowej) oczekiwalam znalezienia röwniez odpowiedzi na nie. Co znalazlam? Znalazlam kilka ogölnych cytatöw z Biblii oraz okreslenie, ze wszystko to brednie (doslownie), a ludzie sa jak dzieci szukajace prostej recepty na zycie, ktörej nie ma. Wydaje mi sie iz widzenie swiata w kolarach albo czarnym albo bialym jest wlasnie takim uproszczeniem. A szukanie wlasnie, stawianie pytan i szukanie odpowiedzi na nie jest, ze sie tak wyraze „niechodzeniem na skröty”.
Poza tym pytania te – juz niezaleznie od tresci – sa sugestywne („... jak mozna mylic..”). Stawiajac pytania sugestywne wplywa sie niejako na odpowiedz, wiec jak mozna byc w tym wypadku obiektywnym(?) Na temat sugestii nie bede sie tu wypowiadac, bo nie mam zamiaru rozpoczynac nowej dyskusji.
Moze powiesz, ze sie czepiam, lecz jestem niestety, albo moze „dzieki Bogu” ,(znowu zalezy od punktu widzenia tego kto pyta” :) ) osoba pytajaca, szukajaca odpowiedzi. I o to chyba chodzi. Gdyby nie ludzka ciekawosc i stawianie pytan, szukanie rozwiazan to pewnie do dzisiaj tkwilibysmy w epoce kamienia lupanego.
Ze instytucja kosciola nie zawsze ma racje mozemy przekonac sie na przykladzie Giordano Bruno (ktöry sam byl ksiedzem, ale takze poeta i filozofem) i Galileo Galilei. Pierwszy zostal skazany na stos (wiemy za co ) , a w roku 2000 po 400 latach komisja papieska przyznala, ze nieslusznie. G.Bruna na pewno ten werdykt ucieszyl.
Natomiast G.Galilei za podobne tezy zostal skazany na wiele lat aresztu domowego, ale tylko dzieki temu, ze mial przyjaciöl w kregach koscielnych. To tyle na temat nieomylnosci ludzkiej, bo przeciez urzedy röwniez koscielne piastowane sa przez ludzi. Prawda?
Pozdrawiam
Śledzę z uwagą Twoje przemyślenia, mimo że jesteś Kathi wierzącą, jak piszesz, to nie zasklepiasz się w skorupie wiary, ale jesteś otwarta na świat.
Uważam, że różnorodność naszej cywilizacji w wielu jej przejawach oraz naturalna ciekawość człowieka prowadzi do rozwoju i poznawania również własnej natury. Nie wszystko musi być jednoznaczne, unifikacja w percepcji wszystkiego co nas otacza, także w sferze wewnętrznych przeżyć prowadzi do zastoju, stagnacji.
Raz jeszcze pozdrawiam Cię :-)
Myślący, proponuję Ci na początek uznać, że psychologia to nauka samodzielna, a nie dziedzina medycyny. Potem już pójdzie łatwiej, choć na studiach psychologicznych wykładanych na uniwersytetach, parapsychologii nie pogłębisz.
Pozdrawiam
Mnie nie musisz ustawiać i wyjaśniać mi czym jest psychologia, jest częścią medycyny a zawód ten wykonuje osoba samodzielnie w swoim gabinecie. Czy to jest jasne? Masz problemy z logiką, bowiem np. dentysta prowadząć swój gabinet jest samodzielną osobą w swoim zawodzie, nie mniej jednak zawód ów należy do medycyny.
Co do parapsychologii, nie jesteś dobrze zorientowana w tej materii, więc daj spokój. Termin ten jest rozległy, obejmuje dziedziny psychologii, psychiatrii, funkcjonowania mózgu i wraz z nim umysłu, świadomości, nadświadomości i podświadomości, relacji z otoczeniem.
Czytałaś może Ośmioraką Ścieżkę Środka?
Tak poza tym Owieczko, jako element stadny idący za pasterzem bezrefleksyjnie, nie masz nic do powiedzenia, że ludzie odchodzą od Kościoła. Wolisz wykłócać się. Zaprawdę powiadam Ci, nie chciałbym być Twoim pacjentem, z uwagi brak stabilności wewnętrznej, która psychologowi szczególnie jest potrzebna.
To wszystko, dalej pisz sobie co chcesz...
Psychologia jako nauka wypracowała własne metody badawcze i dlatego można nazwać ją samodzielną, a nie dlatego, że psycholog może prowadzić samodzielnie gabinet.
A skąd Ty wiesz jaka jest moja wiedza o parapsychologii i jaka jest moja 'stabilność wewnętrzna'(cokolwiek to znaczy)? Jako psychologowi amatorowi polecam nie diagnozować na odległość. Takie działanie obarczone jest za dużym błędem, chyba, że korzystasz z jasnowidzenia. Ale dobra, kończę już, bo napiszesz, że się wykłócam:)
Skąd wiem, że masz małe rozeznanie w parapsychologii? To proste, nie używasz żadnego terminu z tej dziedziny, a poza tym jesteś nastawiona negatywnie do niej, chcąc tu pokazać, że jest nienaukowa.
Czy znam Twoje stany emocjonalne? Oczywiście, wyczuwam ludzi zdalnie gdy wchodzę intuicyjnie z nimi w kontakt, np. po przez tekst, który pisany daje mi obraz stanów człowieka. W dodatku jak czytam Twoje teksty n.t. religii łatwo Cię widzę z nastawieniem napięcia wewnętrznego, nieuświadomionego. Twoja wyliczanka ks. Winiarskiego na to wskazuje, bo wierzysz w księdza i jego prawdy, a one nimi nie są, na pewno nieuniwersalne.
Prawdą jest natomiast, że inne systemy filozoficzno-religijne istniały na kilkaset lat przez chrześcijaństwem, więc ta ostatnia jest jedną z wielu i na pewno nie musi być punktem odniesienia, dla Ciebie na pewno tak.
Tak, już nie wykłócasz się ze mną - brawo :-)
Na koniec mała uwaga sympatyczna Owieczko, nie łącz swojego zawodu z wiarą, to może dać pewne widoczne efekty, ale nie są one trwałe, powracają ze zwiększona siłą.
A ja analizując Twoje pisanie, wnioskuję, że jesteś ochrzczony i raczej radziłabym Ci wrócić z Ośmiorakiej buddyjskiej ścieżki na ścieżkę Dziesięciorga Przykazań.
Idąc do pracy nie zawieszam mojej wiary na kołku i nawet tego nie zamierzam:) Jedno z drugim się nie kłóci, powiem więcej zapraszam Jezusa, żeby mi w tej niełatwej pracy towarzyszył.
Twoja wiara jest bardzo Cię ogranicza, nie jesteś intelektualistką wysokich lotów, skoro opierasz się na słowach księdza, a który nie jest zródłem wiedzy, i przez to brak Ci samodzielnego myślenia.
Nie potrafisz też samodzielnie zanalizować złej kondycji Kościoła, w którego wierzysz jak w Boga. Szkoda Cię... to tyle.
Pozdrawiam
Owieczko, jak myslisz jaka odpowiedz otrzymalabym od kogos, kto kwituje wszystko slowem „bzdura” (?). Nie wiem, czy uslyszalabym cos innego i czy bylaby to odpowiedz obiektywna(?)
Pozdrawiam
Owieczko, jak myslisz jaka odpowiedz otrzymalabym od kogos, kto kwituje wszystko z göry slowem „bzdura” (?). Nie wiem, czy uslyszalabym cos innego, a czy obiektywnie(?).
Czy musi wiara być uważana za "jedyną prawdę lepsza od innych", jest to wątpliwe. Bo jak zamierzasz zmusić kogoś do uznania tej wiary jako najlepszej? Zastanów się. Można jedynie utrwalać wśród samych wiernych to przekonanie.
Oczywiście, że są równorzędne religie do chrześcijańskiej, tu nie ma żadnej relatywizacji, ponieważ zanim powstało chrześcijaństwo istniały inne systemy religijne. Więc nie wciskaj nonsensów.
Oczywiście, że wiara z rozumem nie ma nic wspólnego, ale rozum ludzki domaga się wyjaśnień, dowodów, że coś istnieje, bo taka jest natura człowieka - ciekawość i wyjaśnianie czegokolwiek przez empirię, a ta ostatnia musi być logiczna, racjonalna.
I na koniec Glorio, jak zamierzasz uchronić wiernych przed innymi przekonaniami, że inne religie są równie dobre co chrześcijaństwo? Jedynym wyjściem kiedyś były stosy i krucjaty. Dziś należałoby zatem wszystkich chrześcijan zgromadzić w jednym miejscu i odgrodzić od reszty świata wysokim parkanem. Wiesz o tym, że to nie możliwe, a poza tym jestem ciekaw jak długo wytrzymaliby ze sobą razem, ludzie o tej samej wierze?
Co się stało że proces odchodzenia od Chrystusa, Kościoła i praktyk tak narasta?
Jaka jest tego przyczyna? Według mnie dla młodych nauka Chrystusa to wiedza a nie życie z Nim na codzień. Kościół to instytuacja usługowa- płacę i należy mi się chrzest dziecka, ślub, pogrzeb. Spowiedź to psychoterapia za darmo. Msza to zaliczenie obowiązku bo to grzech ciężki.Komunia św to połknięcie "opłatka". Modlitwa to wyklepanie Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo. Biskupów i kapłanów oceniają według gazet i internetu.
Po śmierci bł. Jan Pawła uważają że to nie nasz Papież. Podsumowując-nie "opłaca" się dzisiaj wierzyć. Są ważniejsze sprawy niż wiara- zdrowie, forsa, sukces, luz bez ograniczeń.Sumienie zagłusza się alkoholem, narkotykami, muzyką, seksem. Co w tej sytuacji Kościół może im ofiarować? Radość i szczęście z Jezusem na ziemi a po śmierci w Niebie jest "bajkowe".
_____
www.domaniewska.pl
Niestety na razie dostępna tylko w księgarniach religijnych. Ale wydawca również rozsyła. I to ze zniżką!
www.wydawnictwojut.pl (zakładka nowości)
Jeśli chcesz przeczytać coś naprawdę dobrego to polecam!
Ewangelizacja, katecheza, formacja i styl pracy duszpasterskiej wymagaja dzis wielu zmian, poswiecenia, kreatywnosci i kontaktu z rzeczywistoscia. A tego ostaniego wielu biskupom brakuje. Prostota Ewangelii, codzienna swietosc i ciagla misyjna robota, slowem swiadectwo zycia okraszonego modlitwa i potem - tak bardzo dzis potrzebne.