A. Grajewski o papieżach i Watykanie wobec sowieckiego komunizmu

Historia się powtarza i że nie wszystkie stare koleiny zasypał wiatr historii.

Podobne nadzieje – aczkolwiek wychodząc z innych przesłanek - żywi grekokatolicki metropolita lwowski Andrzej Szeptycki.

- Metropolita Szeptycki bardzo intensywnie pracuje w tym czasie nad koncepcją, która ma pokazać, że grekokatolicy ukraińscy nie są murem granicznym między katolicyzmem a prawosławiem, ale przeciwnie, są zalążkiem mostu, który należy przerzucić na Wschód. Zgadza się z tym Pius XI i dlatego aktywnie popiera stworzony w 1917 r. Egzarchat Apostolski Rosji dla katolickiego obrządku wschodniego w Rosji. Jest on budowany na gruncie pewnej fascynacji katolicyzmem, jaka miała miejsce wśród niektórych odłamów rosyjskiej inteligencji czy rosyjskich arystokratów. Ale w sumie są to bardzo małe środowiska, które szukały swego miejsca wokół Kościoła katolickiego już od czasów papieża Piusa X. Są to ciekawe postacie m. in. ks. Leonid Fiodorow, który potem będzie męczennikiem, skazanym w procesie moskiewskim 1923 r. a także w kilku późniejszych procesach. Został beatyfikowany przez Jana Pawła II w 2001 r.

Kolejnym punktem, który pozwala Piusowi XI żywić nadzieję, że można się będzie jakoś z bolszewikami się ułożyć jest działalność misji charytatywnej, która w 1922 roku rusza do Rosji. Panuje wielki głód, wtedy głównie na Powołżu. Jest to olbrzymia misja organizowana przez Stolicę Apostolską, jedna z największych misji charytatywnych w dziejach, która karmi około 100 tysięcy ludzi dziennie. Kieruje nią amerykański jezuita, ojciec Edmund A. Walsh. I wydaje się, że to wszystko ma ręce i nogi.

Ale zaraz później następuje 1923 rok, wielki proces wierchuszki duchowieństwa katolickiego, pierwszy proces moskiewski. Na ławie oskarżonych zasiada kilkunastu kapłanów, wśród nich arcybiskup mohylewski Jan Cieplak, jego wikariusz generalny ks. Konstanty Budkiewicz, czy ks. Leonid Fiodorow. Wszyscy zostają skazani, a abp Cieplak i ks. Budkiewicz otrzymają karę śmierci, inni są skazani na długoletnie łagry jak ks. Fiodorow. Abp Cieplaka udało się Stolicy Apostolskiej uratować i zostaje odstawiony na granicę, natomiast ks. Budkiewicz zostaje zastrzelony na Łubiance.

Ale czy proces moskiewski i jego wynik tego procesu nie oznacza fiaska ówczesnej polityki watykańskiej?

- Tak, ale Stolica Apostolska nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Pius XI i jego otoczenie myślą, że można dalej utrzymywać z Rosją kontakty, które kiedyś przyniosą owoce. Tymczasem jedynym pozytywnym skutkiem watykańskiej misji charytatywnej było oddanie przez sowietów relikwii św. Andrzeja Boboli i przewiezienie ich do Rzymu.

Natomiast ówczesny generał jezuitów o. Ledóchowski prezentuje inną linię. W przeciwieństwie np. do bp d' Herbignego jest przekonany, że ważnym elementem sprzyjającym zachowaniu katolicyzmu na tych terenach jest polskość. Uważa ją za wartość godną wspierania a nie przeszkodę w ewangelizacji Rosji. Tymczasem bp d’Herbigny, kiedy w 1926 r. pojawia się na terenie Rosji, wyznacza nowych biskupów bądź administratorów apostolskich, ale głównie spośród obecnego tam kleru francuskiego i niemieckiego.

Skąd francuskie czy niemieckie duchowieństwo tam się znalazło?

- To byli Niemcy przede wszystkim, obecni na Powołżu, na Krymie i w Naddniestrzu a także w południowej Ukrainie. Dla nich w 1848 r. stworzona została diecezja tyraspolska ze stolicą w Saratowie, powstała na mocy konkordatu Rosji i Stolicy Apostolskiej w XIX w. Kolejną ważną wspólnotą religijną na terenie Związku Sowieckiego są Litwini. Jest tam również wielu Francuzów i Belgów, którzy są katolikami. Skąd oni się wzięli? Otóż w czasie okresu silnej industrializacji Rosji na początku XX wieku, m.in. na terenach Doniecka i Ługańska, powstają fabryki budowane przez kapitał angielski i francuski. Z dużym udziałem francuskich inżynierów i majstrów. Oni chcą mieć księży i zakładają pierwsze parafie katolickie. Na tym terenie powstaje ich bardzo dużo. Kiedy przyjeżdża do Rosji bp d'Herbigny ze swoją tajną misją, to kandydata na administratora apostolskiego w Moskwie nie szuka wśród Polaków, ale wybiera francuskiego księdza Pie Eugène Neveu, asumpcjonistę, proboszcza z Makiejewki, pod Juzofką, czyli dzisiejszym Donieckiem. Sprowadza go do Moskwy, mianuje proboszczem francuskiego kościoła św. Ludwika i administratorem apostolskim Moskwy. Zdaniem ks. Neveu jest to pomysł szalony, ale przyjmuje tę funkcję, gdyż „Ojcu Świętemu się nie odmawia”. Zostaje również potajemnie wyświęcony na biskupa. Potem bp d'Herbigny wyświęca kolejnych biskupów lub ustanawia administratorów apostolskich dla poszczególnych diecezji, a są to Niemcy albo Francuzi. Na końcu na biskupa zostaje tajnie wyświęcony Polak ks. Antoni Malecki w Petersburgu. Ks. Malecki stał na czele funkcjonującego tam tajnego seminarium i był  liderem miejscowej katolickiej społeczności, w dużej mierze składającej się z Polaków. Ale administratorem apostolskim dla całej metropolii mohylewskiej, która obejmowała zachodnią część Rosji, zostaje mianowany Łotysz ks. Boļeslav Sloskāns. Jest to postać niezwykle zasłużona, wręcz opatrznościowa, dla tej diecezji. Potem przechodzi przez więzienia, trafia na Sołówki a tam na słynną wyspę Anzer. W położonym na tej wyspie łagrze przetrzymywano w latach trzydziestych ok. 80 metropolitów prawosławnych, 400 duchownych tego wyznania oraz 32 księży katolickich, którzy stworzyli dobrze się trzymającą wspólnotę. Jest to mało znany fragment historii.

Powróćmy do wizji o. Ledóchowskiego…

- O. Ledóchowski uważa, że nie ma sensu tworzyć w Związku Sowieckim tajnych instytucji, ponieważ w tym systemie nic tajnego nie da się zrobić. Trzeba natomiast ratować to, co jest. Nie odwoływać się do aktów prawnych, tylko po prostu rozwijać na tyle na ile się da, prowadzić duszpasterstwo, głównie opierając się na Polakach, pozostałych na terenach I Rzeczpospolitej, które utraciliśmy na mocy traktatu ryskiego. Jego zdaniem powinny być one traktowane jako rdzeń katolicyzmu na terenach Związku Sowieckiego. Jest przekonany, że należy porzucić mrzonki o obrządku wschodnim, ponieważ w warunkach Związku Sowieckiego do niczego to nie doprowadzi. Zdaniem o. Ledóchowskiego zbyt naiwna jest też wiara w moc umów międzynarodowych zawieranych z Sowietami, co widać na przykładzie Traktatu Ryskiego. Co prawda zawierał on punkt o ochronie praw ludzi wierzących, ale jednocześnie zapisano w nim, że musi być to czynione na gruncie prawa krajowego, a Sowieci w prawie krajowym mieli to, co mieli, czyli np. całkowity zakaz katechizacji dzieci. Co więcej, bolszewicy, wysadzając w latach trzydziestych moskiewski Sobór Chrystusa Zbawiciela oraz niszcząc cerkwie w całej Rosji, w tym samym czasie na podstawie tego punktu Traktatu Ryskiego upominali się o zniszczone cerkwie na Chełmszczyźnie jako rzekomi obrońcy wolności religijnej.

Kolejnym przykładem nieskuteczności działań dyplomatycznych była próba odwoływania się przez ks. Butkiewicza do Traktatu Ryskiego. Spowodowało to tylko, że został on zakwalifikowany jako szpieg Polski, ponieważ kontaktował się z polskimi dyplomatami. Jednym z elementów jego procesu było właśnie oskarżenie o szpiegostwo. Kilka lat temu ks. prof. Roman Dzwonkowski, którego zasługi w badaniach historii Kościoła w Związku Sowieckim są nie do przecenienia, wydał dokumenty polskiej dyplomacji działającej w Związku Sowieckim z lat 20 i 30, znakomite źródło. Obecni wówczas w Moskwie polscy dyplomaci piszą o całkowitej nieskuteczności zapisów Traktatu Ryskiego w tej dziedzinie. Podkreślają, że złudzeniem jest, że system ochrony międzynarodowej może cokolwiek ludziom w Związku Sowieckim gwarantować.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama