Droga cierpienia

Życie zakonne u wszystkich mistyczek opiera się na ukryciu i pokornym przyjmowaniu woli Bożej.

Nie ma wątpliwości, że tak właśnie przeżywały je zarówno siostra Leonia Nastał, jak i siostra Roberta Babiak czy św. Faustyna. Życie św. Faustyny jest doskonale znane – także dzięki biografii Ewy Czaczkowskiej – i wiadomo, jak bardzo ukryta była jej świętość, jak często nawet współsiostry nie były w stanie jej dostrzec i jak pokornie przyjmowała ona wszystkie zadania i polecenia. Szczególnie trudna była dla niej opieka nad pewną siostrą w warszawskim klasztorze, która nieustannie dokuczała młodszej siostrze drugiego chóru, donosiła na nią do przełożonych i oskarżała ją o złe wykonywanie obowiązków. I choć św. Faustyna miała świadomość niesprawiedliwości i bezpodstawności tych oskarżeń, to nigdy przeciwko nim nie protestowała, ale pokornie przyjmowała je na siebie. Niekiedy tylko wyrywało się z jej duszy ostrzeżenie skierowane do tych, którzy ją (i nie tylko ją) prześladowali.

Wspomnę tu, że współotoczenie nie powinno dodawać cierpień zewnętrznych, bo naprawdę dusza, kiedy ma kielich po brzegi, to czasami właśnie ta kropelka, którą my dorzucamy do jej kielicha, będzie akurat za wiele i przeleje się kielich goryczy. I kto za taką duszę odpowie? Strzeżmy się dorzucać cierpień innym, bo to się nie podoba Panu. Gdyby siostry czy przełożeni wiedzieli lub się domyślali, że dana dusza jest w takich doświadczeniach, a mimo to jeszcze ze swej strony dodawaliby jej cierpienia, grzeszyliby śmiertelnie i sam Bóg upomniałby się za taką duszą. Nie mówię tu o wypadkach, które z natury stanowią grzech, ale mówię o rzeczy, która w innym razie nie byłaby grzechem. Strzeżmy się mieć takie dusze na sumieniu. Jest to wielka wada w życiu zakonnym i powszechna, że jak się widzi duszę cierpiącą, to zawsze chce jej się dodać jeszcze więcej. Nie mówię o wszystkich, ale są [tacy]. Pozwalamy sobie na wydawanie sądów rozmaitych i mówimy tam, gdzie nie powinniśmy tego nieraz powtarzać (Dz 117)

W słowach tych nie chodzi tylko o relacje ze wspomnianą siostrą, lecz także o to, że – jak wspomina jedna ze współsióstr – przez swoje słabe zdrowie, rozmodlenie, które niekiedy spowalniało jej zaangażowanie w pracę, a także samotność, niedostępność i skupienie jedynie na Bogu św. Faustyna nie była „osobą wygodną dla poszczególnych domów i lokalne przełożone raczej wolały mieć na jej miejsce bardziej produktywną siostrę”. Święta Faustyna nigdy jednak nie użalała się na swoją sytuację, nigdy nie chciała zmiany, nie miała pretensji do Boga, że postawił ją w takim miejscu.

Pokorne, ciche znoszenie wszystkiego, co przynosi życie, jeszcze wyraźniej widać u siostry Roberty Babiak. Jej życie, już w zgromadzeniu, były nieustannym cierpieniem, i to zarówno duchowym, jak i fizycznym. Zaczęło się od tragedii w domu rodzinnym. Najpierw, w 1931 roku, umarła, będąc w ciąży – jej najstarsza siostra, matka trójki dzieci. Młodziutka zakonnica chciała pojechać wówczas do domu, by nie tylko pomodlić się na jej po‑ grzebie, lecz także wesprzeć swoją matkę, odtąd mającą pozostawać pod opieką zięcia, z którym nie miała najlepszych relacji. I choć powód był naprawdę poważny, a ona sama prosiła o możliwość wyjazdu tylko na jeden dzień, przełożona się nie zgodziła.

„Przyjęłam tę odmowę jako znak Woli Bożej, ale moje naturalne uczucia rodzinne stanęły wówczas jakoby na Golgocie” – wspominała siostra Babiak. Osiem lat później, gdy umierała jej matka, cierpiąca straszliwie z powodu choroby, a także dramatycznie złych relacji z zięciem, z którym mieszkała, przełożona także odmówiła jej możliwości wyjazdu i pożegnania się z matką… I tę decyzję siostra przyjęła z pokorą i podporządkowaniem się, choć – jak zapisała – „byłabym wtedy do matki szła choćby przez ogień, by ją pocieszyć”.

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Iskra wyjdzie z Polski. Apokaliptyczne objawienia Miłosierdzia Bożego". Autor: Tomasz P. Terlikowski . Wydawnictwo: Esprit.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg