Do księży. O klerykalizacji

Od początku swego pontyfikatu papież Franciszek walczy ze zjawiskiem traktowania wiary jako jednej więcej ideologii, zjawiskiem niestety obecnym w Kościele.

Jednym z głównych objawów zewnętrznych klerykalizmu jest biurokracja, która potrafi urosnąć do niesamowitych rozmiarów. Przepis, i instrukcja wykonawcza do przepisu, i jeszcze załączniki do instrukcji. A wszystko święte i stosowane jak najdosłowniej. Przynajmniej ma się pewność, że się a) jest na dobrej drodze, b) służy słusznej sprawie, i c) nie narażamy się tym, którzy przepisy ustanowili. A skutki? Znam pewną bardzo pobożną i dobrą osobę, która lat temu około czterdziestu pięciu została ochrzczona tylko dlatego, że proboszcz wyjechał, a wikary przymknął oko. Nie klasyfikowała się do chrztu wedle przepisów nijak. Matka rozwódka i żyjąca w związku niesakramentalnym, dziadek heretyk, na jednej cichej babci żaden przepis nie pozwalał oprzeć wiary w możliwość katolickiego wychowania dziecka. Ale że Bóg upominał się o nią, że ona sama sercem lgnie do Niego – to przepisów i biurokratów nie obchodziło. Prawdę mówiąc, ten przepis nie był wymierzony w same dzieci, chociaż o ich losie rozstrzygał, tylko w rodziców: był jednym więcej narzędziem nacisku. Po przynajmniej pół wieku stosowania go, czy możemy teraz powiedzieć, że poskutkował? Że związków niesakramentalnych jest mniej? A jeśli gołym okiem widać, że nie, to może by dobrze było wymyślić jakiś inny przepis… dla tych przynajmniej, którzy potrzebują przepisów, żeby żyć. Albo czy przepis o odmawianiu pogrzebów w kościele ludziom, którzy poza Kościołem umarli, namnożył nam konwertytów ostatniej godziny? A przecież, jeśli to tacy grzesznicy, tym więcej potrzebują naszej modlitwy; tym więcej troski należy się rodzinie. I naprawdę nikt nie uwierzy w naszą świętość przez to jedno, że tylko świętych będziemy grzebać z modlitwą.

Tyle pięknych i słusznych rzeczy napisano o godności kapłana, ale jak różne można z tego wyciągać wnioski. Bywa kapłan, który wie, że żaden wróg, najbardziej nawet zakamieniały, nie zdołałby tej godności tak znieważyć, jak on ją może znieważyć przez grzech. Przez to, że ten alter Christus zachowuje się tak, jak Chrystus nigdy nie postępował. Wiedząc o tym, taki ksiądz stara się tym bardziej naśladować Syna Bożego, który przyszedł na świat nie po to, żeby domagać się usług, ale żeby służyć. I byleby sam tego obrazu Syna Bożego nie niszczył, to się nie przejmuje, choćby na niego rzucano zgniłymi jajkami. Ksiądz Gabriel Baudouin wszedł kiedyś w Warszawie do kawiarni z koszyczkiem i poprosił siedzących tam panów o datki dla swojego przytułku. Któryś z nich uderzył go w twarz: Masz, klecho! On na to najspokojniej podsunął koszyczek: Tamto było dla mnie, a teraz poproszę o coś dla moich biednych. Chwała tej odpowiedzi, tego kapłaństwa brzmi już od prawie trzech wieków; ale ksiądz klerykalista powiedziałby zgorszony, że on tam w ogóle nie powinien był wchodzić.

Bo klerykalizm widzi w godności kapłańskiej źródło i podporę przywilejów; więc oczywiście trzeba te przywileje obwarować przepisami, żeby każdy wiedział, ile pokłonów się należy, zanim by w ogóle mógł zacząć gadać z nami; i o czym wolno, i jak wolno; i czego wolno od nas chcieć, a czego nie. I całkiem biurokracie wypada z pamięci, że ludzie chcą od nas po prostu pomocy. W drodze do Boga, tak, ale także na ludzkich drogach. I od naszej dobroci (albo jej braku) bardzo często będzie potem zależał ich stosunek do Boga; a to tym bardziej, im usilniej tłumaczyliśmy im (dla uzasadnienia swoich przywilejów), że właśnie Boga reprezentujemy i Jego godność na nas spływa. Ostatnio papież Franciszek stara się nas przekonać, że miłosierdzie jest ponad przepisem. Oczywiście to nas stawia w trudnej pozycji; bo przepis decydował za nas, a my byliśmy spokojni i niewinni. Ale jeśli mamy się kierować miłosierdziem, to od naszej własnej decyzji w każdym konkretnym przypadku zależy, i na nasze sumienie się kładzie, jak tu i teraz pomóc, i co się da zrobić, a co się jednak nie da. Na nasze sumienie i na naszą odpowiedzialność; a odpowiedzialność bywa niewygodna. Ale nie ma dla niej alternatywy, jeśli nie chcemy zmienić Kościoła w prywatną twierdzę, najwyżej z biurem składania podań w godzinach od-do.

Fragment książki „Po śladach Niewidzialnego”

Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku”, „Czarna owca”, „Sześć prawd wiary oraz ich skutki”, „Oślica Balaama”, „Ryk Oślicy”, „Twarze Ojców Pustyni”, tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg