To był cudowny człowiek! Dobry, prosty, często śpiewał – wspomina bł. Jana XXIII brat Alberto Andreani, od 70 lat żyjący w Stambule
Fra Alberto
– Nigdy nie myślałem, że on zostanie papieżem! – śmieje się brat Alberto Andreani, 95-letni kapucyn. – Roncalli był dla mnie jak ojciec. On mnie rzucił na głębokie wody. Ja byłem nieśmiałym chłopakiem, a to, co on ze mną zrobił, zmieniło mnie. O mamma mia! Ilu ja kardynałów i ambasadorów poznałem! – opowiada brat Alberto – o twarzy pociągłej, z krótko przystrzyżonym wąsikiem, co chwila wybuchający śmiechem i dowcipnie puentujący. Brat Alberto przyjechał do Stambułu w 1940 r. – Wtedy nasz klasztor był zrujnowany, ale Roncalli często tu przychodził. Miał tu swój pokój. Nie wymagał wiele dla siebie: miska z wodą do mycia mu wystarczała. To był cudowny człowiek! On był dobry, prosty, często śpiewał. Przystawał na ulicy, rozmawiał z ludźmi, czy to był ambasador, czy zwykły rybak z Yeşilköy – wspomina Alberto Andreani OFMCap. – Roncalli mi mówił: Alberto, bądź uśmiechnięty i gościnny, to jest twoje powołanie. I tego się trzymam! Często gościliśmy wielkich gości zapraszanych przez Roncallego.
Zapraszał mnie do siebie, żebyśmy razem coś zjedli. Zawsze o mnie pytał. Byłem jak jego syn. Policja, widząc to, zaczęła się z szacunkiem odnosić do mnie – opowiada brat kapucyn. – Roncalli był świętym człowiekiem. Gdy tylko mu wspomniałem o jakimś biedaku, natychmiast szliśmy razem do niego. Ilu ludzi, dyplomatów on umiał zgromadzić przy sobie. Ile spraw załatwił dzięki swoim przyjaźniom! O tym w książkach nie przeczytacie. Pewnego razu w czasie wojny pojechałem z nim na dworzec kolejowy i Roncalli na pół godziny wstrzymał „Orient Express”! Bo musiał tam przeprowadzić ważną rozmowę z ambasadorem. Ale ty jedz, jedz, musisz dużo jeść – zachęca mnie brat Alberto. – Tylko spróbujcie o mnie coś źle napisać, to nie dam wam po śmierci spokoju. Ja się urodziłem za Benedykta XV, a umrę za Benedykta XVI; pamiętajcie, jak w telewizji powiedzą, że nie żyję, to się macie za mnie pomodlić. A teraz sobie jeszcze posiedźcie, ja muszę już iść, bo mam jeszcze dużo pracy – śmieje się do nas dziarski staruszek kapucyn, bliski świadek życia Jana XXIII w Stambule.
Pociąg do Bergamo
Długo błądzimy prowadzeni sprzecznymi wskazówkami, wreszcie trafiamy do domu opieki, w którym przebywa ks. prałat Georges Marovitch. Do niedawna bardzo wpływowa postać Kościoła katolickiego w Turcji, rzecznik konferencji biskupów. Urodzony w Stambule, brat poprzedniego tutejszego biskupa Antuvana Marovitcha. Miał wiele kontaktów w sferach rządowych, jest zwolennikiem akcesji Turcji do UE. Według niego, to jedyna szansa na poszanowanie praw tutejszego Kościoła. Dziś siedzi pochylony w wózku inwalidzkim. To efekt dziwnego wypadku, któremu uległ trzy lata temu na rzymskim dworcu kolejowym. Stojąc na peronie, tuż przed wjazdem pociągu upadł na tory i został ciężko ranny. Wypadek zdarzył się dosłownie nazajutrz po wyborach w Turcji, w których zwyciężyła proeuropejska partia premiera Erdogana, co ks. Marovitch przywitał bardzo przychylnym oświadczeniem. Stoimy przy jego wózku inwalidzkim. Widzę, że o. Andrzej Madej, dyplomata należący do nuncjatury w Ankarze – ks. Marovitch był mu pomocą i wsparciem podczas trudnych lat w Turkmenistanie – jest wyraźnie wstrząśnięty stanem zdrowia człowieka, który do niedawna był szarą eminencją tutejszego Kościoła. Ks. Marovitch ledwo nawiązuje kontakt. Ożywia się tylko w jednym momencie: kiedy pada pytanie o to, czy znał Jana XXIII. – To on mnie bierzmował! – ks. Marovitch odwraca głowę w naszą stronę, jego oczy iskrzą, po raz pierwszy uśmiecha się. Feralny pociąg miał zawieźć ks. Marovitcha do Bergamo, w rodzinne strony Jana XXIII, które chciał odwiedzić.
PS. Kończąc cykl artykułów o Turcji, chcę serdecznie podziękować o. Andrzejowi Madejowi OMI, naszemu przewodnikowi po ziemi pierwotnego Kościoła, gdzie chrześcijanie są dzisiaj tak udręczeni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
"Dar każdego życia, każdego dziecka", jest znakiem Bożej miłości i bliskości.
To już dziewiąty wyjazd Jałmużnika Papieskiego w imieniu Papieża Franciszka z pomocą na Ukrainę.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
„Organizujemy konferencje i spotkania pokojowe, ale kontynuujemy produkowanie broni by zabijać”.
Pieniądze zostały przekazane przez jałmużnika papieskiego kard. Konrada Krajewskiego.