Z Piotrem Kraśko - reporterem "Wiadomości", który był w Watykanie, kiedy odchodził Jan Paweł II, o ostatnich dniach Papieża rozmawia Jan Drzymała
Kiedy Pan zrozumiał, że jest świadkiem ostatnich dni Ojca świętego?
- Rozmawiałem przez telefon z jedną z osób z bliskiego otoczenia papieża. Nie potrafię powiedzieć dokładnie, kiedy to było… Chyba koniec marca. Wcześniej zawsze słyszałem na koniec rozmowy: „modlimy się o zdrowie Ojca świętego”. Wtedy usłyszałem: „modlimy się, żeby miał spokojną, łagodną śmierć, żeby go nie bolało”. To było porażające. Ludzie, którzy byli przy nim, już właściwie pogodzili się z tym, że naszych oczach powoli odchodzi. Od razu zadzwoniłem do Warszawy i tego dnia w newsroomie „Wiadomości” uruchomiono całodobowe dyżury.
A jak Papież znosił te najtrudniejsze momenty? Co na ten temat mieli do powiedzenia otaczający go ludzie?
- Pamiętam te sceny, kiedy się pokazywał w oknie swojego apartamentu. Dostrzegłem w nim wtedy złość na samego siebie. Na to, że myśl jest tak samo jasna jak kiedyś, ale ciało już nie jest posłuszne. Nie mógł już mówić do ludzi, do których zwracał się przecież tyle lat ciepło, radośnie, czasem napominając, czasem chwaląc, ale cały czas z nimi był.
Otoczenie papieża było bardzo życzliwe dla mediów. Cały czas mieliśmy poczucie, że naruszamy ich intymność. To była watykańska rodzina. Byli razem przez kilkadziesiąt lat. Może ktoś sobie wyobraża, że papież mieszkał w luksusach, ale jego pokoiki były skromniutkie. Miał łóżko tak kiepskie, jak mało kto z nas. Ta rodzina miała świadomość, że powoli traci najbliższą dla siebie osobę. Mimo to jednak, na ile mogli, przekazywali informacje.
To było niezwykłe, jak uczestniczył w Wielki Piątek w Drodze Krzyżowej. Nie tylko oglądał transmisje w telewizji. Trzymał krzyż. Chyba wszyscy mieliśmy poczucie, że to była też jego Droga Krzyżowa.
Z rozważania Drogi Krzyżowej kard. Ratzingera w Wielki Piątek wszyscy dziennikarze podchwycili głównie wątek o Kościele porównanym do tonącej łodzi. Pominięte zostało wiele innych ważnych spraw odnoszących się nieraz do Papieża, do jego cierpienia. Czy dziś z perspektywy czasu, nie ma Pan wrażenia, że tamte wydarzenia w pewnym sensie zostały wykreowane przez dziennikarzy?
- Media lubią krótkie, mocne zdania. Stwierdzenie: „Kościół jest jak tonąca łódź” idealnie się nadaje. Niestety, tak funkcjonują media. Informacja musi być błyskawiczna i krótka. Cały tekst kardynała Ratzingera był o wiele bardziej skomplikowany. Odnosił się do wielu obszarów życia Kościoła i do życia Jana Pawła II. Rzeczywiście, media najmocniej podchwyciły ten jeden fragment, a potem był on wielokrotnie powtarzany. To zresztą było ważne, że kard. Ratzinger wypowiedział tak mocne słowa.
A Papież? Mieliśmy wrażenie, że zachował najwięcej spokojnego osądu sytuacji. Papież i ludzie, którzy przy nim byli, dokładnie wiedzieli, gdzie będą ustawione kamery, które będą filmowały jego pogrzeb. To było coś okrutnie oczywistego, że największe amerykańskie stacje telewizyjne już 10 lat wcześniej wykupiły miejsca na balkonach, tarasach, dachach, żeby się przygotować na ten moment. On doskonale wiedział, że telewizje całego świata mają włączone kamery, pokazują albo okna jego szpitalnego pokoju, albo okna jego apartamentu, a reporterzy wszystko relacjonują.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.