O nadziejach związanych z papieską pielgrzymką mówią chrześcijanie i
muzułmanie, osobistości i zwykli ludzie, w Polsce i na świecie.
Czy można się spodziewać kolejnych impulsów w dialogu międzyreligijnym po wizycie Benedykta XVI w Ziemi Świętej?
- Nie wiem, czy powinniśmy się spodziewać czegoś nowego, świeżego w trakcie wizyty. Ale osobiście nie uważam, byśmy byli na tym samym etapie dialogu jak za czasów Jana Pawła II. Benedykt XVI jest teologiem skoncentrowanym na precyzyjnym formułowaniu prawd wiary. Jestem przekonany, że papież położył i nadal będzie kładł nacisk na wysoki stopień klarowności, która często staje się problematyczna. Gdy sprawy pozostawia się na poziomie tylko symbolicznym, różni ludzie mogą te symbole odmiennie rozumieć i interpretować. Ten papież – powtarzam – skupia się na prawdzie i klarowności. Czeka nas jeszcze wiele niespodzianek na drodze precyzowania bardzo złożonych i skomplikowanych kwestii dotyczących dialogu. Co to znaczy być chrześcijaninem i wierzyć, że zbawienie przychodzi tylko przez Jezusa Chrystusa? I jednak jednocześnie prowadzić dialog z żydami i muzułmanami, którzy odrzucają Chrystusa jako zbawiciela? Po dialogu społecznym i dialogu gestów, jaki prowadził Jan Paweł II, Benedykt XVI chce zająć się innymi kwestiami.
Wielu ludzi mówi, że w tym tkwi właśnie niebezpieczeństwo. Bo gdy próbuje się precyzyjnie definiować kwestie religijne, na jaw wychodzą różnice.
- Ależ oczywiście. Klarowność jest w tym sensie niebezpieczna. Ale Benedykt XVI nie kieruje się lękiem, nawet jeżeli u niektórych ten lęk jest czymś naturalnym. Papieżowi zależy na tym, by chrześcijanie zrozumieli, kim są i z tej pozycji prowadzić dialog z żydami i muzułmanami. Interesujące jest, moim zdaniem to, że są Żydzi i muzułmanie, którzy dotychczas może nie byli zaangażowani w dialog, ale dopiero teraz w niego się włączają. Na przykład dotychczasowy był on prowadzony głównie z Żydami definiującymi się w kategoriach etnicznych, historycznych czy obywatelskich, ale wielu, bardzo wielu praktykujących Żydów pozostawało poza dialogiem, gdyż zdominowały go kwestie społeczne i historyczne, a nie teologiczne.
Jaką rolę odgrywają katolicy języka hebrajskiego w Kościele Ziemi Świętej?
- Jesteśmy oczywiście bardzo małą wspólnotą i byłbym arogantem, gdybym mówił tu o odgrywaniu jakiejś ważnej roli. Ale nie bez znaczenia jest fakt, że ta mała wspólnota katolicka żyje głęboko zakorzeniona w żydowskim, izraelskim społeczeństwie i tym samym służy na swój sposób jako pomost między różnorodnością Izraela oraz pozostaje świadkiem pojednania po historycznych traumach. Po pierwsze, jako katolicy żyjemy w społeczeństwie kompletnie zdominowanym przez Żydów i judaizm. To nowa sytuacja, gdyż Kościół przywykł przez wieki do bycia większością. Oczywiście, w podobnym położeniu jak my są chrześcijanie na terytoriach palestyńskich, ale podczas gdy dla nich może to być powód do narzekań, dla nas ta nowa sytuacja jest powodem do świętowania – ze względu na nasze zakorzenienie w judaizmie i kulturze żydowskiej. Katolicy języka hebrajskiego są nadal nowym i ekscytującym eksperymentem. Jesteśmy małą, ale żywotną wspólnotą zaangażowaną całym sercem w poszukiwanie hebrajskiego, izraelskiego, a w pewnym sensie także żydowskiego wyrazu dla naszej katolickiej wiary.
Jak wasza wspólnota przygotowuje się do wizyty Benedykta XVI?
- Jesteśmy naturalnie bardzo podekscytowani – podobnie jak nasi bracia katolicy pochodzenia arabskiego. Cieszymy się jakby podwójnie: jako Izraelczycy, bo papież odwiedza nasz kraj, i jako katolicy, bo odwiedza nasz Kościół. Będziemy uczestniczyć w dwóch wielkich mszach świętych: w Jerozolimie i Nazarecie. Zabierzemy nawet głos – w sposób stonowany i dyskretny. Przedstawiciele naszej wspólnoty będą odczytywali wezwania modlitwy wiernych podczas Mszy św., a popołudniu także w trakcie nieszporów w Nazarecie. Nasze wezwania będą dotyczyć pokoju w nawiązaniu do misterium wcielenia i roli Maryi.
Rozmawiali: Paweł Cebula, Krzysztof Tomasik i Marek Zając/ maz