Oczekujemy wsparcia od Kościoła w Polsce

"Stukamy do drzwi Kościoła polskiego z prośbą o współpracę i o wsparcie dla naszego Kościoła. Chodzi zwłaszcza o pomoc w postaci duchowieństwa, życia zakonnego – męskiego i żeńskiego, oraz o współpracę na płaszczyźnie duszpasterskiej" - powiedział bp Marcelo Arturo González, ordynariusz kubańskiej diecezji Santa Clara.

A potem przybyli następni papieże...

– Podróż Benedykta XVI także była oczekiwana – odbyła się w ramach obchodów 450. rocznicy objawienia się Matki Bożej Miłosierdzia z El Cobre, patronki Kuby. W ramach przygotowań do niej przez cały kraj pielgrzymował wizerunek Maryi, była to bardzo szczególna misja ewangelizacyjna, towarzyszyło jej hasło: „Do Jezusa przez Maryję”. Łączy nas miłość; miłość jako wyzwanie duszpasterskie. Wokół swej Patronki zjednoczył się cały naród: biedni i bogaci, biali i czarni, katolicy i protestanci, chrześcijanie i ateiści. I do takiego kraju, naznaczonego przesłaniem miłości, przyjechał papież jako „pielgrzym miłości i wiary”. Odwiedził sanktuarium El Cobre i podarował mu Złotą Różę. Pobyt Benedykta był krótszy niż Jana Pawła II – tylko cztery dni, ale też bardzo ciekawy i ważny. 

Wizyta Franciszka – trzeciego papieża na Kubie – była dla nas wielkim zaskoczeniem, zupełnie się jej nie spodziewaliśmy. Było to wielkie szczęście dla nas, że biskup Rzymu – i to pochodzenia latynoskiego, mówiący tym samym językiem, co my, mający podobne doświadczenia, znający dobrze rzeczywistość Ameryki Łacińskiej, posługujący się gestami bardzo typowymi dla Kubańczyków – wezwał nas, biskupów, abyśmy służyli innym, a nie żeby nam służono, wezwał do budowania mostów, a nie murów. Jest to papież, który mówi, że należy żyć, żeby służyć nie ideom, ale człowiekowi, gdyż to człowiek jest najważniejszy. I ta wizyta też była ważna: Franciszek pozostawił nam przesłanie dla Kościoła, dla wszystkich. Drugi pobyt Franciszka ograniczył się do lotniska w Hawanie. Było to spotkanie z patriarchą Cyrylem – także powód do radości, bo spotkały się Kościoły Wschodu i Zachodu. Na ziemi kubańskiej zrobiono krok w stronę jedności katolików i prawosławnych. Dla nas jest to wskazówka: nie możemy żyć podzieleni, mamy być ludźmi pojednania.

Emigracja kubańska dość często atakuje jednak Kościół na wyspie i osobiście kard. Jaime Ortegę y Alamino, a także Stolicę Apostolską, za kontakty z reżymem braci Castro. I za to, że nie upominają się otwarcie o swobody obywatelskie oraz prawa człowieka. Zarzucają np. Franciszkowi, że miał czas, aby się spotkać z Fidelem, ale nie znalazł czasu na rozmowę z dysydentami czy z Damami w Bieli [żonami opozycjonistów i wdowami po nich]. Co sądzi Ekscelencja o tych zarzutach?

– Sądzę, że są to poglądy powierzchowne i niesprawiedliwe. Kościół kubański przez cały ten czas spotykał się z krytyką zarówno w kraju, jak i ze strony emigracji – z zewnątrz. Pozostaje jednak wierny Jezusowi Chrystusowi i pozostaje w pełnej jedności z Następcą św. Piotra – jest to poza wszelką dyskusją.  drugiej strony jest to Kościół, który starał się nie tylko przetrwać i zachować swą owczarnię, ale również zawsze pragnął szukać owiec, które zaginęły. W dziejach naszego Kościoła jest wiele wspaniałych postaci – biskupów i kapłanów – którzy dawali piękne świadectwo odwagi oraz wierności i zawsze walczyli o zaspokojenie potrzeb swego ludu. To właśnie biskupi odegrali np. główną rolę w rozwiązaniu kryzysu w porcie Mariel w 1980 r. [chodzi o jedną z największych fal ucieczek z wyspy; władze podjęły wówczas liczne działania represyjne, a na świecie wzmogła się krytyka reżymu – KAI]. Kościół wystąpił wówczas w obronie tych ludzi, których władze określały mianem „przestępców” i „bezużytecznych”. Ale o tym ani wtedy, ani później nic nie mówiono.

A zatem biskupi troszczą się nie tylko o Kościół i wiernych, ale o cały naród, o wszystkich obywateli. Ale trzeba też przyznać, że wielu krytyków, i to nierzadko związanych blisko z Kościołem, a żyjących z dala od kraju, głównie na Florydzie, w Miami, nie rozumie różnych aspektów rzeczywistości, w jakiej żyje nasz Kościół. Przy okazji chcę wspomnieć, że jestem członkiem utworzonej w połowie lat 90. w łonie episkopatu komisji ds. dialogu z Kubańczykami żyjącymi poza wyspą. Naszym zadaniem jest podejmowanie prób ponownego spotkania z nimi, zrozumienia ich. Odbywa się kilka posiedzeń w ciągu roku, my wyjeżdżamy do nich, ich przedstawiciele przybywają na Kubę, aby lepiej poznać życie naszego Kościoła i narodu. Ale zajmujemy się też tymi, którzy są w kraju, ale żyją jakby na emigracji wewnętrznej. I często słyszymy takie zdanie: „Dobrze, że zajmujecie się sprawami społecznymi, bo gdyby nie Kościół, to kto miałby to robić?”. Chodzi o programy pomocy samotnym matkom, sierotom, starcom itp. To są wszystko działania Kościoła na niwie społecznej, nieraz mało widoczne, ale bardzo ważne.

A jaka była droga Ekscelencji do Kościoła, do kapłaństwa. Ksiądz Biskup urodził się tuż przed rewolucją, ale został wychowany już w nowej rzeczywistości, która bynajmniej nie sprzyjała życiu religijnemu...

– Rzeczywiście, miałem 3 lata, gdy wybuchła rewolucja. Chodziłem do szkoły państwowej, bo innych wtedy nie było (i wciąż nie ma). Wzrastałem w środowisku wrogim religii, ale pochodzę z rodziny chrześcijańskiej, wszyscy byliśmy ochrzczeni. Urodziłem się i mieszkałem na wsi, gdzie był kościół, do którego regularnie chodziliśmy w niedziele i święta: Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zesłanie Ducha Świętego itp. Ale ze względu na bardzo małą liczbę księży i osób zakonnych nie zawsze były u nas Msze, toteż wielką rolę odgrywała religijność i wiara w rodzinie. Gdy miałem kilkanaście lat, odkryłem w sobie powołanie kapłańskie, na co wpłynął również widok naszego kapłana wiecznie zapracowanego, zmęczonego, bo był nieustannie w drodze, aby obsłużyć inne parafie. Uznałem, że muszę zostać księdzem, aby pomagać jemu i innym kapłanom.

Czy były jakieś przeszkody ze strony władz?

– Mój znajomy kapłan poradził mi: „Nie opowiadaj o tym naokoło. Rośnij, ucz się, przybierz na wadze, módl się i to wystarczy”. Skończyłem 4 klasy szkoły podstawowej i 3 klasy szkoły średniej, nie mówiąc o swoich planach, ale starałem się dawać świadectwo nie za pomocą różańca czy medalika, bo to było zakazane, ale własnym postępowaniem. Przeszedłem obowiązkowy kurs marksizmu-leninizmu oraz tzw. szkolenie wojskowo-patriotyczne i w obliczu tych wszystkich wyzwań moja wiara i powołanie nie tylko nie osłabły, ale się umocniły. Potem były jeszcze studia i po nich poszedłem do seminarium. Już jako kleryk prowadziłem małe grupy modlitewne i mogłem udzielać niektórych sakramentów. Tą wiarą, jaką miałem i przeżywałem wtedy, żyję w dużym stopniu do dzisiaj. W seminarium hawańskim studiowałem 8 lat, potem przyjąłem święcenia kapłańskie i pracowałem duszpastersko w swej diecezji.

Mówiliśmy o wizycie papieża Polaka na Kubę. Co sprowadziło kubańskiego biskupa do Polski?

– W czasie każdej niedzielnej Mszy św. wyznajemy wspólnotę świętych z Kościołem nie tylko triumfującym, ale także pielgrzymującym. I właśnie po to tu (na 10 dni) przybyłem – aby nawiązać kontakty z Kościołem w Polsce, których do tej pory nie było. A mówiąc konkretniej, stukamy do drzwi Kościoła polskiego z prośbą o współpracę i o wsparcie dla naszego Kościoła. Chodzi zwłaszcza o pomoc w postaci duchowieństwa, życia zakonnego – męskiego i żeńskiego, oraz o współpracę na płaszczyźnie duszpasterskiej.

Jak Kościół w Polsce może pomagać Kościołowi, a może i narodowi kubańskiemu?

– Zawsze powtarzam, że najważniejsza jest pamięć i wsparcie modlitewne oraz lepsze poznanie się wzajemne, bo prawie nic o sobie nie wiemy. Wasza modlitwa nas wspiera, ale liczy się też jakaś wasza wizyta, jakiś list, przesłanie pokazujące, że nie jesteśmy sami. Oczywiście potrzebna jest też pomoc w kapłanach, siostrach zakonnych. Pracy jest dużo, a robotników mało; na Kubie ludzie nie znają Chrystusa – wiedzą, że jest Boże Narodzenie, ale co ono znaczy? Zaczyna się świętować np. Wielki Tydzień, ale co to jest? Ludzie przynoszą dzieci do chrztu w kościele, ale też nie bardzo wiedzą, po co to robią. A zatem ogromne pole do ewangelizacji, i to od podstaw. Trzeba też umacniać struktury kościelne, które są bardzo słabe. A jednak mimo wszystko nasz Kościół się odradza, jest żywy i żywotny. Potrzebuje tylko rąk do pomocy, aby mógł głosić Chrystusa. 

Na Kubie jest obecnie ok. 230 księży w 11 diecezjach i dla 11 mln mieszkańców. Mamy też ok. 70 seminarzystów. W mojej diecezji, obejmującej dwie prowincje państwowe, 13 tys. km kw. i półtora miliona mieszkańców, są 34 parafie obsługiwane przez 30 kapłanów – z których trzech ma 70 lat i więcej – oraz 7 alumnów. Oprócz tego są wspomniane domy misyjne, w których ludzie spotykają się na modlitwie, czytaniu Biblii – nieraz przybywa do nich kapłan lub przynajmniej szafarz sakramentów, aby odprawić Mszę i udzielić Komunii. To jest główny ośrodek życia religijnego i przyszłość Kościoła na Kubie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg