Przed bałwochwalczym wzorcem gospodarczym, który potrzebuje składania istnień ludzkich w ofierze na ołtarzu pieniądza i zysku, przestrzegał 11 lipca Franciszek podczas spotkania z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego na Stadionie im. Leona Condou Kolegium św. Józefa w Asunción.
3. Daje mi to sposobność, by odpowiedzieć na zaniepokojenie zawarte w trzecim pytaniu: przyjąć z radością wołanie ubogich, aby budować społeczeństwo bardziej włączające. To ciekawe, że postawa egoistyczna jest wykluczona. Chcemy być włączeni. Pamiętacie przypowieść o Synu Marnotrawnym, tym synu, który poprosił ojca o swe dziedzictwo, zabrał ze sobą wszystkie pieniądze, przepuścił je i po długim okresie, gdy stracił wszystko, gdyż bolał go brzuch z głodu, przypomniał sobie o swoim ojcu a jego ojciec czekał nań – jest to postać Boga, który zawsze na nas czeka i gdy widzi, że wracamy, obejmuje nas i wydaje ucztę.
Tymczasem drugi syn, który przebywał w domu, złości się i sam się wyklucza. „Nie dołączam się do tych ludzi, zachowuję się dobrze, jestem człowiekiem dużej kultury, studiowałem na takim i takim uniwersytecie, mam taką a taką rodzinę dobrego pochodzenia, tak więc nie mieszam się z nimi”. Nie wykluczyć nikogo, ale samemu się wykluczyć, gdyż wszyscy potrzebujemy wszystkich. To jest także podstawowy aspekt, aby wspierać ubogich tak, jak to widzimy.
Nie nadaje się do tego spojrzenie ideologiczne, które prowadzi do wykorzystania ubogich do innych interesów osobistych lub politycznych (por. „Evangelii gaudium” 199). ideologie kończą źle, nie pomagają, ideologie mają związki niepełne, chore lub złe z ludem, nie wychodzą do niego, dlatego zauważcie, jak w minionym stuleciu kończyły ideologie, przeradzając się w dyktatury; zawsze, ale to zawsze myślcie o narodzie, nie przestawajcie myśleć o nim. Lub – jak powiedział pewien ostry krytyk ideologii – gdy mówią, a oni mają nawet dobrą wolę i chcą robić różne rzeczy z narodem, wszystko dla narodu, ale nic z narodem – to właśnie są ideologie.
Aby skutecznie szukać ich [ubogich] dobra, trzeba przede wszystkim naprawdę troszczyć się o nich, doceniać ich w ich dobroci. Prawdziwe jednak dowartościowanie wymaga gotowości do uczenia się od nich. Ubodzy mogą wiele nas nauczyć, gdy chodzi o człowieczeństwo, dobro, ofiarność i solidarność. My, chrześcijanie, mamy poza tym ważny powód, aby kochać i służyć biednym: ponieważ widzimy w nich oblicze i ciało Chrystusa, który stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić (por. 2 Kor 8, 9).
Biedni są ciałem Chrystusa. Lubię zapytać kogoś z was, gdy spowiadam (teraz nie mam wielu możliwości spowiadania, jak miałem wcześniej w swej diecezji, ale lubię pytać): czy pomagasz ludziom? „Tak, tak”. A powiedz mi, gdy dajesz jałmużnę, czy dotykasz ręki tego, komu dajesz czy też rzucasz monetę i już? To są działania. Czy gdy dajesz jałmużnę, patrzysz w oczy czy odwracasz wzrok? To jest pogardzanie ubogim. Biedacy są, pomyślmy – on jest jak ja i jeśli przeżywa zły okres z tysiąca powodów: ekonomicznych, politycznych, społecznych czy osobistych, to ja mógłbym znaleźć się na jego miejscu i mógłbym pragnąć, aby ktoś mi pomógł. A poza życzeniem, aby ktoś mi pomógł, jeśli jestem na tym miejscu, mam prawo być szanowanym. Szanować, anie wykorzystywać go jako przedmiotu do obmywania się ze swych win. Nauczyć się od ubogich tego, co mówią o rzeczach, które mają, o wartościach, które mają, a my, chrześcijanie mamy jeszcze ten powód, że są oni ciałem Jezusa.
Oczywiście kraj bardzo potrzebuje wzrostu gospodarczego, tworzenia bogactwa i aby docierało ono do wszystkich obywateli, bez wykluczania kogokolwiek. Jest to konieczne. Wytwarzanie tego bogactwa winno mieć zawsze na celu dobro wspólne a nie tylko dobro nielicznych. I tu trzeba stawiać sprawę bardzo jasno. „Kult starożytnego złotego cielca (por. Wj 32, 1-35) znalazł nową i okrutną wersję w bałwochwalstwie pieniądza i w dyktaturze ekonomii bez ludzkiej twarzy” („Evangelii gaudium” 55).
Osoby, powołane do pomagania w rozwoju gospodarczym, mają za zadanie czuwać nad tym, aby miał on zawsze ludzkie oblicze. Rozwój gospodarczy musi mieć zawsze ludzką twarz, precz z gospodarką bez twarzy! W waszych rękach jest możliwość ofiarowania pracy wielu osobom i dania tym samym nadziei licznym rodzinom.
Przynieść chleb do domu, ofiarować dzieciom dach nad głową, opiekę zdrowotną i oświatę – to zasadnicze wymiary godności ludzkiej, a przedsiębiorcy, politycy, ekonomiści winni pozwolić, aby biedni mogli się od nich tego domagać. Proszę was, abyście nie ulegali bałwochwalczemu wzorcowi gospodarczemu, który potrzebuje składania istnień ludzkich w ofierze na ołtarzu pieniądza i zysku. Na pierwszym miejscu w gospodarce, w przedsiębiorstwie, w polityce stoi osoba i środowisko, w którym żyje.
Paragwaj słusznie jest znany na świecie z tego, że był ziemią, na której rozpoczęły się Redukcje – jedno z najciekawszych doświadczeń ewangelizacji i organizacji społecznej w historii. Ewangelia była tam duszą i życiem wspólnot, w których nie było głodu ani bezrobocia, analfabetyzmu ani ucisku. To doświadczenie historyczne uczy nas, że dziś także możliwe jest społeczeństwo bardziej ludzkie. Przeżywaliście to w swych krajach, wiecie, że jest to możliwe.
Gdy istnieje miłość do człowieka i wola służenia mu, można stworzyć warunki, aby wszyscy mieli dostęp do niezbędnych dóbr, bez odrzucania kogokolwiek. I szukania, szukania przy okazji rozwiązań na drodze dialogu.
Zbliżam się już do zakończenia tego, co napisałem, ale nie chcę, aby pozostał ktoś, komu nie odpowiedziałem.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.