Parafia w Odžaku jest jedynym miejscem w Bośni i Hercegowinie, gdzie regularnie wspólnie modlą się katoliczki i muzułmanki.
Macie jakieś relacje z prawosławnymi?
- Nie mamy kontaktów, gdyż prawosławnych wiernych prawie nie ma na naszym terenie. Głównie żyją oni w swojej autonomicznej Republice Serbskiej. Spotykaliśmy się spontanicznie podczas ubiegłorocznej powodzi. Wtedy pomagaliśmy wszystkim, którzy ucierpieli. W Bośni mamy też sporo rodzin „mieszanych“.
Przed jakimi największymi problemami stają bośniaccy katolicy?
- Przypomnijmy, że bośniaccy katolicy to są Chorwaci. W naszej archidiecezji odbywa się teraz synod poświęcony między innymi rodzinie. Podczas spotkania synodalnego, które niedawno odbyło się u nas w Odžaku, wielu kapłanów dzieliło się swoimi doświadczeniami mówiąc, że w swoich parafiach nie mają już ani jednej pełnej rodziny. Młodzi ludzie wyjeżdżają za granicę i pozostają tylko osoby starsze. Mamy coraz mniej dzieci i młodych ludzi, a to oznacza też wyludnienie wielu miejscowości. Czyli pierwszym i największym wyzwaniem jest rodzina.
Kolejnym problemem jest ciężka sytuacja gospodarcza, a z nią wiąże się wielkie bezrobocie, które w niektórych regionach sięga 50 proc. A to znowu pociąga za sobą emigrację. Wielu Chorwatów korzysta z tego, że wyjeżdżają do Unii Europejskiej w poszukiwaniu pracy. W niektórych regionach jesteśmy świadkami exodusu całych rodzin, szczególnie młodych. Np. w naszej parafii na lekcji religii dla klas trzecich mam 12 dzieci i ostatnio się dowiedziałam, że troje z nich wyjeżdża z rodzicami za granicę. Wielu młodych nie widzi dla siebie przyszłości. Uczą się języka niemieckiego, aby w przyszłości stąd wyjechać. Wciąż jednak największym problemem są rany z czasów wojny. Bośnia i Hercegowina nadal potrzebuje głębokiego uzdrowienia, przebaczenia i pojednania.
A sytuacja polityczna?
- Sytuacja jest bardzo skomplikowana i trudna. Jeden z polityków, pochodzący z naszej parafii, a pracujący w Sarajewie, przypomniał mi ostatnio, że w kraju podzielonym na trzy części: Federację Bośnia i Hercegowina, w której żyją Chorwaci i muzułmanie, Republikę Serbską i znajdujący się między nimi Dystrykt Brczko jest ok. 20 proc. Chorwatów, z których wielu zamierza emigrować. Zwrócił uwagę, że tam, gdzie zostaje po kimś puste miejsce, ktoś je musi zająć. Dlatego sytuacja Chorwatów i tym samym Kościoła katolickiego jest coraz trudniejsza.
Czy Bośni i Hercegowinie grozi kolejny konflikt etniczny?
- Trudno powiedzieć, tym bardziej, że sytuacja na całym świecie coraz bardziej się komplikuje, głównie przez grupy ekstremistów. Do tego dochodzą napięcia wielokulturowego i wieloreligijnego społeczeństwa. W życiu codziennym tego nie widać, ale objawia się to w sferze politycznej. Daj Boże, by nie doszło do jakiegoś konfliktu. Ludzie cały czas wspominają, że przed wojną w Odžaku nie było konfliktów etnicznych.
Jak Wy, siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi, dajecie sobie tutaj radę?
- Przyjechałyśmy do Bośni i Hercegowiny w 1997 r., czyli niedługo po zakończeniu wojny. Odžak był zniszczony, nie było kościoła i przykościelnych budynków. Nasze siostry przyjechały tutaj, aby pomagać, a przede wszystkim być z dotkniętymi wojną ludźmi, wspierać ich i dawać im nadzieję. Tworzymy jedyną wspólnotę naszego zakonu w tym kraju. Nasze zaangażowanie na przestrzeni lat się zmieniało. Na początku była to przede wszystkim pomoc humanitarna i parafialna. Obecnie jesteśmy przy parafii, a jedna z sióstr pracuje w zakładzie dla dzieci niepełnosprawnych "Dom nadziei". W parafii prowadzimy naukę religii, parafialny "Caritas", chór i inne zajęcia. Nasz dom zakonny jest otwarty na ludzi ubogich, których jest bardzo dużo. Przychodzą też do nas ludzie na codzienną modlitwę. Charakteryzuje nas to, że jesteśmy otwarte na wszystkich bez względu na przynależność etniczną czy religijną. Odwiedzamy też rodziny, chorych i osoby w podeszłym wieku. Jak sobie dajemy radę? Codziennie mamy adorację Najświętszego Sakramentu. To nasza największa siła!!!
Ludzie bez problemów zaakceptowali polskie zakonnice?
- Chyba doceniają nas, tym bardziej, że jesteśmy z ludźmi od zakończenia wojny i czasów odbudowy kraju. Przede wszystkim chodzi o to, by dzielić z nimi ich codzienne troski i radości. Darzą nas wielką życzliwością. Gdy wracamy z wakacji często słyszymy: "Jak pusto było bez was". Bez przerwy muzułmanie i katolicy mówią nam też: "Tylko nie odchodźcie z Odžaka". W naszej wspólnocie były nie tylko siostry z Polski, ale i z Austrii, Włoch, Słowenii. Nasza wspólnota od samego początku była przykładem, jak jest możliwe zgodne życie w międzynarodowej społeczności. Warto podkreślić też, że nam siostrom z Polski i innych krajów jest tutaj lżej, gdyż nie jesteśmy obciążone traumą wojny.
Obok sióstr Misjonarek Miłości w Banja Luce jesteśmy jedyną międzynarodową wspólnotą zakonną w Bośni i Hercegowinie. Myślę, że w tym kraju powinno być więcej takich międzynarodowych zgromadzeń zakonnych, gdyż bardzo dobrze wpływałyby to, m. in. na społeczną atmosferę kraju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Przyboczna straż papieża uczestniczyła w tajnych operacjach, także podczas drugiej wojny światowej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.