Habemus papam. Bogu niech będą dzięki. Tak pomyślałem sobie 13 marca wieczorem, kiedy papież Franciszek wyszedł na balkon bazyliki św. Piotra
Z kard. Jorge Mariem Bergogliem SJ spotkałem się w jego biurze w Buenos Aires 10 miesięcy wcześniej. Z radością myślał wtedy o perspektywie złożenia ciężaru przywództwa i oddania się modlitwie, refleksji i studiom. Gdy Benedykt XVI postanowił zrzec się tronu Piotrowego i zrobił to, co chciał zrobić kard. Bergoglio, argentyński jezuita został następcą Benedykta. Jego akceptacja krzyża, jakim jest papiestwo, jest aktem pokornego posłuszeństwa człowieka, który związał swoją wolę z wolą Bożą już ponad pół wieku temu.
Duszpasterz, nie profesor
Jest człowiekiem Bożym. W nowym papieżu uderzyło mnie wówczas to, że żyje jakby od wewnątrz na zewnątrz: jego bogate życie wewnętrzne jest podstawą życia publicznego. Jest liderem, którego decyzje wyrastają z modlitwy i rozeznania, a nie z kalkulacji. Jest człowiekiem głębokiej pokory. Od dawna bardzo chciałem poznać kard. Bergoglia, ale niezwykle trudno było przekonać go do opowiadania o swoim życiu i doświadczeniach. Nie wyczułem w tym nieśmiałości czy fałszywej skromności, lecz prawdziwą ewangeliczną pokorę. Papież Franciszek nie będzie miał energii Jana Pawła II, ale podobnie jak polski papież, który uczynił go kardynałem, Jorge Bergoglio swoim dotychczasowym życiem mówił raczej: „Patrzcie na Jezusa Chrystusa” niż „Patrzcie na mnie”. Jest człowiekiem błyskotliwej inteligencji, o realistycznym nastawieniu do rzeczywistości. W przeciwieństwie do Jana Pawła II i Benedykta XVI Franciszek, zanim został papieżem, nie był profesorem uniwersyteckim. I choć ten model „przygotowania do papiestwa” dobrze służył Kościołowi przez 35 lat, to nie jest to jedyny możliwy model. Teraz, zamiast profesora, który nauczył się być duszpasterzem, Kościół otrzymał duszpasterza z wieloletnim doświadczeniem. Podczas spotkania w maju 2012 r. byłem pod wrażeniem bystrości umysłu kard. Bergoglia, jego znajomości problemów Kościoła na świecie oraz rozsądku w ocenie ludzi i sytuacji. Miał np. bardzo realistyczne podejście do sytuacji Kościoła w Ameryce Łacińskiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dla chrześcijan nadzieja ma imię i oblicze. Dla nas nadzieja to Jezus Chrystus.
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.