Największy cud Jana Pawła II

Gość Niedzielny

publikacja 22.01.2011 20:00

Papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu cudu, który dokonał się za wstawiennictwem sługi Bożego Jana Pawła II, i wyznaczył datę jego beatyfikacji. A jaki był największy cud Papieża z Polski?

Największy cud Jana Pawła II   ARCHIWUM GOŚCIA NIEDZIELNEGO Jan Paweł II w Polsce w 1987 roku

 

 

Jan Paweł II bliski

O tym, dlaczego Jan Paweł II nie zostanie od razu ogłoszony świętym i kto będzie mógł go oficjalnie czcić, z ks. Sławomirem Oderem rozmawia Beata Zajączkowska

Największy cud Jana Pawła II   Jakub Szymczuk/Agencja GN Ks. prałat Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II Beata Zajączkowska: Skończył się proces beatyfikacyjny. Czyli teraz postulator będzie mógł odpocząć… 
Ks. Sławomir Oder: – Moja misja jako postulatora wpisała się w normalny kontekst pracy zawodowej. Od prawie 10 lat prowadzę trybunał apelacyjny diecezji rzymskiej. Tych pięć lat nie stanowiło przerwy w moich obowiązkach, zadania postulatora się na nie tylko nałożyły. Nie mogę więc nawet powiedzieć, że wracam do normalnego zawodowego życia. Po prostu w pewnym momencie zdam sobie sprawę, że proces jest faktem historycznym. A dalej będę robił to, co robię… 

No to może Ksiądz dalej będzie miał ten drugi etat i poprowadzi proces kanonizacyjny Jana Pawła II? 
– Postulatorem procesu kanonizacyjnego nie zostaje się automatycznie, tylko dlatego, że prowadziło się proces beatyfikacyjny. 

Ale chciałby Ksiądz? 
– Trudno mówić o chceniu. Z całą pewnością tych pięć lat było wspaniałym doświadczeniem, czymś, co mnie bardzo ubogaciło. Nie była to jednak łatwa misja. W moim życiu kapłańskim nigdy nie miałem takiej sytuacji, żeby coś chcieć. Po prostu przyjmowałem to, co Pan Bóg stawiał przede mną, i podejmowałem, starając się robić to jak najlepiej. Tak jest i w tym wypadku. 

Nie za długo czekaliśmy na zakończenie procesu? 
– Myślę, że nie było to zbyt długo, jak na standardy Kościoła. Benedykt XVI powtarzał nam: robić szybko, ale robić jak najbardziej dokładnie i poprawnie. 

Wiele razy pojawiały się doniesienia o spowolnieniu w procesie. Mówiono też, że gdyby badano inny przypadek niż uzdrowienie francuskiej zakonnicy z parkinsona, które teraz właśnie Kościół uznał, proces skończyłby się szybciej… 
– Nie można mówić o spowolnieniu procesu. To nasze oczekiwania były takie, że wszystko powinno być gotowe na wczoraj. Przypadek, który został potwierdzony autorytetem Kościoła, z całą pewnością był przedmiotem wstępnej analizy, konfrontacji i konsultacji z ekspertami. Nie został on podjęty w sposób awanturniczy czy przygodowy. Czy można było wybrać inny przypadek? Pewnie tak, ponieważ wśród zgłoszonych do biura postulacji łask nie brakuje takich, które przynajmniej mają aparycję domniemanego cudu. Potwierdzone przez kilkunastu lekarzy cudowne uzdrowienie s. Marie Simon Pierre wydaje mi się bardzo pięknym przypadkiem, odpowiadającym zarówno życiu, jak i nauczaniu Jana Pawła II. A że był to parkinson, ma to wymiar symboliczny. 

Czy równocześnie były badane inne przypadki? 
– Kilka zostało poddanych wstępnej konsultacji z ekspertami po to, by mogłyby być ewentualną alternatywą dla przypadku, który ostatecznie został uznany. 

Czego dotyczyły? 
– Dziecko, u którego w łonie matki zdiagnozowano zespół Downa, po modlitwie do Jana Pawła II 
urodziło się zdrowe. Innym przypadkiem był poważny tętniak serca, który zniknął. Oba są bardzo dobrze udokumentowane medycznie. Bardzo wiele uzdrowień dotyczy choroby nowotworowej. Jednak ze względu na specyfikę raka i czas karencji te przypadki raczej nie były brane pod uwagę. 
 

 

Kult błogosławionego jest lokalny, a świętego ogólnokościelny. A przecież za wstawiennictwem Jana Pawła II modlą się ludzie na całym świecie. Dlaczego więc nie kanonizacja? 
– Oczywiście, że w przypadku Jana Pawła II nie można mówić o kulcie lokalnym, ale z całą pewnością można wskazać na pedagogiczne podejście Kościoła. Szkoda byłoby zakwalifikować Jana Pawła II w poczet świętych i zamknąć tylko w jakiejś kościelnej niszy jako „świętą figurę”. Oczekiwanie na kanonizację będzie takim czasem, w którym Jan Paweł II będzie blisko nas, będzie inspirował nasze myśli i zachęcał do miłości Chrystusa i Jego Kościoła. 

Do kanonizacji potrzeba „powszechnego kultu” i cudu. Czyli brakuje nam tylko tego drugiego elementu? 
– Tak. Praktycznie po uznaniu cudu potrzebnego do beatyfikacji i opublikowaniu dekretu następny cud liczy się już do kanonizacji. Może więc wydarzyć się jeszcze przed 1 maja. 

Czy po zakończeniu procesu beatyfikacyjnego biuro postulatora dalej będzie działać? 
– Na pewno do beatyfikacji. A jeśli przełożeni zdecydują, bym kontynuował proces, pozostanie w tym samym miejscu. W innym wypadku zostanie otwarte przy innym postulatorze. Świadectwa łask otrzymanych za wstawiennictwem Jana Pawła II będzie jednak dalej zbierać. 
Na początku procesu zainicjował Ksiądz światowy łańcuch modlitwy za wstawiennictwem Jana Pawła II. 

Czy wciąż on trwa? 
– Trwa i nieustannie napływa bardzo wiele intencji z całego świata. Niektóre z nich zamieszczamy na naszej stronie internetowej. Powstała też inicjatywa zwana „wirtualnym klasztorem”. Weszły do tego męskie i żeńskie klasztory z całego świata, nie tylko kontemplacyjne, ale i czynne. Modlono się w nich w napływających do nas intencjach za wstawiennictwem Jana Pawła II. 

Wirtualny świat internetu pozwolił więc ogarnąć realne intencje… 
– Pamiętam, że pierwsza prośba przyszła z Nowej Zelandii, a kolejna z Władywostoku. Pisali katolicy, ale również prawosławni i protestanci, żydzi i muzułmanie. Z Indii napływały prośby od hinduistów. Wachlarz ludzi, którzy poznali i pokochali Jana Pawła II i na swój sposób zawierzyli mu, jest ogromny. 

Czy tytuł „błogosławiony” nie sprawi, że Jan Paweł II przestanie być nam bliski i stanie się tylko niedościgłym wzorem? 
– Nie sądzę. Jan Paweł II pozostanie nam bliski, ponieważ on wszedł w nasze życie. Wielu z nas dotknął osobiście. Te rzeczy pozostają jako jedne z najpiękniejszych doświadczeń życiowych. Sam kiedyś powiedział, że „święci są po to, by nas zawstydzać, i po to, by wzbudzać w naszym sercu nadzieję”. Spotkanie z błogosławionym Janem Pawłem II będzie na pewno zawstydzeniem wynikającym z refleksji nad własnym życiem, ale święci są też po to, by pokazywać, że z pomocą Bożej łaski wszystko jest możliwe. Myślę, że tak będzie z Janem Pawłem II, będzie nas otwierać na nadzieję.

Wyprowadzenie z katakumb

Andrzej Grajewski

Odrodzenie Kościoła katolickiego obu obrządków na obszarach b. Związku Sowieckiego po 1990 r. uważam za wydarzenie niezwykłe w dziejach Kościoła.

Największy cud Jana Pawła II   Marek Piekara/Agencja GN Andrzej Grajewski, redaktor Gościa Niedzielnego, szef działu Polska i Świat Nie byłoby to możliwe bez Jana Pawła II, który przez cały swój pontyfikat zabiegał o poprawę losu katolików żyjących w ZSRR, a w sprzyjających okolicznościach politycznych profetycznymi decyzjami, których doniosłość docenią dopiero przyszłe pokolenia, odbudował tam struktury kościelne. Oznaczało to wyprowadzenie milionów katolików z katakumb, w jakich znaleźli się po bolszewickiej rewolucji, która była równoznaczna z instalacją systemu mającego na celu zniszczenie chrześcijaństwa. 

Papież zabiegał o wolność chrześcijan także dlatego, że bliska mu była wizja zjednoczonej Europy. W czasach, gdy „duch Jałty” nakazywał zachodnim politykom traktowanie powstałych po 1945 r. podziałów jako niepodważalnego kanonu myślenia i działania politycznego, wezwanie Jana Pawła II, aby Kościół przekraczał wszystkie istniejące granice, oddychał dwoma płucami: wschodnim i zachodnim – miało siłę prorockiego przesłania, zmieniającego ludzką świadomość, trwożącego polityków, budzącego nadzieję w sercach prześladowanych i zapomnianych. Papież Polak dobrze znał sytuację chrześcijan na Wschodzie i od początku swojego pontyfikatu chciał im pomóc. Wielokrotnie podkreślał swe słowiańskie korzenie, co było wyrazem jego postawy szczególnie otwartej na wartości duchowe, kulturalne i społeczne całego świata słowiańskiego. Nigdy dotąd żaden papież nie akcentował w ten sposób swego zainteresowania tym obszarem. Jan Paweł II interesował się nie tylko losem katolików na Wschodzie, ale podjął wiele inicjatyw na rzecz wolności religii dla wszystkich chrześcijan na tym obszarze. Był szanowany przez wielu wybitnych Rosjan, m.in. Andrieja Sacharowa czy Aleksandra Sołżenicyna. 

Papież Słowianin, wzywający do poszanowania wolności religii oraz prawa wszystkich narodów do suwerennego bytu, stanowił intelektualną inspirację dla całego pokolenia obywateli ZSRR, którzy także pod wpływem jego nauczania gotowi byli się zmierzyć z ateistycznym imperium. Wykorzystał szansę, jaka pojawiła się wraz z początkiem przemian w ZSRR w drugiej połowie lat 80. ub. wieku. W czerwcu 1988 r. delegacja Stolicy Apostolskiej uczestniczyła w Moskwie w obchodach millennium Chrztu Rusi. Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Agostino Casaroli rozmawiał wtedy z Michaiłem Gorbaczowem, któremu przekazał osobiste posłanie od Jana Pawła II. Spotkanie otwarło drogę do historycznej audiencji Gorbaczowa w Watykanie 1 grudnia 1989 r. 

Zapadły wówczas decyzje w sprawie nawiązania stosunków dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a Związkiem Sowieckim, a także ponownej legalizacji Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie. 16 stycznia 1991 r. Ojciec Święty odbudował struktury kościelne na Ukrainie, mianując pierwszych po wojnie biskupów łacińskich i greckokatolickich w tym kraju. 13 kwietnia 1991 r. utworzył od podstaw lub odtworzył po całych dziesięcioleciach nieistnienia diecezje i administratury apostolskie w Federacji Rosyjskiej, na Białorusi i w Kazachstanie i mianował biskupów dla nowych jednostek kościelnych. Bardzo niewiele pontyfikatów naznaczonych było równie spektakularnymi wydarzeniami.

Globalne echo pontyfikatu 

Jacek Moskwa, dziennikarz, watykanista 

Historyczne znaczenie Ojca Świętego mierzyć się będzie jego wpływem na światową opinię publiczną. Żaden przed nim papież nie dotarł ze swoim posłaniem do tak wielkiej rzeszy mieszkańców globu ziemskiego, mierzonej już nie w milionach, ale miliardach osób.

Kluczową rolę tym procesie odegrały środki masowego przekazu: zwłaszcza telewizja, a ostatnio także internet. A medialny charakter współczesnej cywilizacji wymaga nowego typu przywódcy, również w dziedzinie religijnej. Musi on być Wielkim Komunikatorem, zdolnym do porywania wielkich rzesz ludzkich swoimi ideami. Właśnie tutaj należy – moim zdaniem – szukać jednego z cudów Jana Pawła II. Mogłem go obserwować, uczestnicząc jako dziennikarz w wielkich wydarzeniach pontyfikatu i papieskich podróżach do odległych zakątków globu ziemskiego. Il Papa fa notizia (Papież robi wiadomość) – mówili moi włoscy koledzy. Il Papa buca lo schermo (Papież przebija ekran) – dodawali ich koledzy z telewizji.

Jan Paweł II miał cudowną zdolność przebijania się ze swoim przekazem na czołówki gazet i dzienników telewizyjnych. Sprzyjały mu w tym okoliczności historyczne. Był pierwszym od czterech i pół stulecia papieżem spoza Italii, przychodził „z dalekiego kraju”, w dodatku poddanego komunistycznej okupacji. Jego wybór był sensacją, podobnie, jak jego pierwsza i następne wizyty w ojczyźnie, a także ich społeczne i polityczne skutki. Pod okiem obiektywów kamer telewizyjnych i aparatów fotograficznych omal nie zginął w zamachu, a później przebaczał swojemu niedoszłemu zabójcy. Sensacyjny charakter miały przekazy dotyczące jego walki z chorobą.

Wiele osób twierdzi, że słuchając jego homilii i przemówień, czy to w czasie wielkich zgromadzeń, czy za pośrednictwem telewizji, miało wrażenie, iż Ojciec Święty zwraca się specjalnie do nich. Biografowie i komentatorzy podkreślali wielokrotnie wpływ aktorskiej praktyki z wczesnej młodości Karola Wojtyły na formę jego papieskiego przekazu. Jednak Papież potrafił osiągnąć całkowitą naturalność, spontaniczność wobec audytorium i przed kamerą. I zawsze pozostawał sobą. Szczególnie było to widoczne w ostatniej dekadzie pontyfikatu, gdy heroiczna walka z odmawiającym posłuszeństwa ciałem nie pozostawiała już zupełnie miejsca na wystudiowany gest czy modulację głosu. Ta naturalność w przekazywaniu wewnętrznej prawdy była – z mojej dziennikarskiej, w dużej mierze telewizyjnej perspektywy – sednem charyzmatu Jana Pawła II, który pozwolił mu odcisnąć ślad w świadomości ogromnej większości świata.

Przywrócenie siły chrześcijaństwu 

George Weigel, biograf papieża (Tłum. ks. Tomasz Jaklewicz) 

Jeśli słowo „cud” rozumiemy szeroko, to największym cudem Jana Pawła II było przywrócenie sensu chrześcijańskiej propozycji w świecie, który chrześcijańskie przekonania zesłał na margines historii.

Największy cud Jana Pawła II   Mirosław Rzepka/Gość Niedzielny George Weigel W 1978 r. nikt nie spodziewał się, że czołową postacią ostatniej ćwiartki XX w. będzie ksiądz z Polski. Chrześcijaństwo przestało być siłą zdolną kształtować świat – takie było przekonanie ówczesnych liderów opinii publicznej uważających, że może ono przetrwać najwyżej jako użyteczne narzędzie dla osobistej pobożności, ale nie odegra żadnej roli w kształtowaniu świata XXI w.

Jednak w ciągu sześciu miesięcy swego pontyfikatu Jan Paweł II dowiódł, że chrześcijaństwo posiada niezwykłą zdolność do wywoływania rewolucji sumień, która stworzyła nową i potężną postać polityki – polityki ostatecznie prowadzącej do rewolucji 1989 r. i wyzwolenia Europy Środkowej i Wschodniej.
Poza tym Jan Paweł II uczynił chrześcijaństwo czymś przekonującym i interesującym w świecie, który wyobrażał sobie, że ludzkość wyrosła już z „potrzeby” Boga, Chrystusa i wiary.

Jan Paweł II z odwagą głosił, że Jezus Chrystus jest odpowiedzią na pytanie, którym jest każde ludzkie życie. Przepowiadanie tej prawdy praktycznie w każdym zakątku świata wywołało pozytywną reakcję i w jego efekcie miliony ludzi doświadczyło przemiany życia. Wydawało się, że coś takiego nie może się stać, ale się stało. To cud, który sprawiła jego osobista wiara połączona z odwagą.

Nauka społeczna Jana Pawła II, wbrew wszelkim oczekiwaniom, sprawiła, że Kościół katolicki znalazł się w centrum światowego dyskursu o przyszłości po komunizmie. Czy w 1978 r. ktoś naprawdę oczekiwał, że papieskie encykliki będą przedmiotem debaty na łamach „Wall Street Journal” albo że Papież przykuje uwagę świata dwoma radykalnymi wystąpieniami w obronie powszechności praw człowieka przed ONZ? A tak się stało.

Uczynienie chrześcijaństwa czymś wiarygodnym, przekonującym i atrakcyjnym dzięki głoszeniu pełni chrześcijańskiej prawdy i wykazaniu jej znaczenia dla przyszłości człowieka – to prawdopodobnie największy cud Jana Pawła II i dar, jaki pozostawił Kościołowi i światu. 

Cud wspólnoty

Abp Piero Marini, ceremoniarz papieski (wysłuchał i przetłumaczył ks. Piotr Studnicki )

Dla mnie największym cudem Jana Pawła II było ukazanie Kościoła jako wspólnoty. Papież czynił to na różne sposoby. Podczas celebracji liturgicznych dążył do tego, by aktywnie uczestniczyli w niej wszyscy wierzący.

Chciał podkreślić przez to, że liturgię sprawuje nie tylko papież, biskup czy ksiądz, ale cały Kościół pod przewodnictwem pasterza. Kiedy został mianowany biskupem Krakowa, zażyczył sobie, by podczas święceń komentarze czytali świeccy. Było to jeszcze przed soborem. Chodziło mu o to, by Kościół poprzez celebrację liturgiczną coraz bardziej stawał się wspólnotą. Innym sposobem budowania wspólnoty była inkulturacja. Jan Paweł II robił wszystko, by tradycje kulturowe różnych ludów znalazły swoje miejsce w Kościele.

Był przekonany, że Kościół to z jednej strony pluralizm tradycji, kultur i języków, a z drugiej jedność we wspólnocie. Chciał, by ta różnorodność była widoczna w Kościele. Można było to zaobserwować przede wszystkim podczas pielgrzymek, ale także w czasie uroczystości w Rzymie. Nieraz osobiście interweniował, by podczas liturgii, w której uczestniczyli np. biskupi afrykańscy, znalazł się element ich rodzimej tradycji. Chciał, by czuli się w Rzymie jak w domu. Kolejnym przejawem „cudu wspólnoty” były celebracje ekumeniczne. Jan Paweł II budował nie tylko wspólnotę wewnątrzkościelną, ale także widzialną jedność z „braćmi odłączonymi”. Czynił to przez spotkania, jak choćby z Dymitrem I czy Bartłomiejem I. To na życzenie Papieża podczas pielgrzymek odbywały się modlitwy ekumeniczne.

Wreszcie wszystkie podróże Jana Pawła II miały za cel tworzyć i ukazywać wspólnotę. Odwiedzając najbardziej odległe zakątki ziemi, chciał powiedzieć każdemu człowiekowi: nie jesteś sam, papież jest z tobą. Jestem przekonany, że dzięki papieskim pielgrzymkom i spotkaniom wielu wierzących na całym świecie odkryło na nowo sens wspólnoty Kościoła oraz dumę z bycia katolikami. Pielgrzymując z Papieżem, często myślałem o Jezusie, który spotykał się z tłumami, nauczał ich i uzdrawiał, oraz o ludziach, którzy zbliżali się do Niego, by Go dotknąć. Myślałem także o Rzymie starożytnym. Jan Paweł II robił to samo, co papieże w IV, V czy VI wieku.

Kiedy liczba wierzących w Rzymie zwiększyła się do tego stopnia, że niemożliwe było zjednoczenie wszystkich na jednej celebracji z papieżem, zaczęto w mieście i w okolicach ustanawiać kościoły stacyjne. Co niedziela papież odprawiał Mszę św. w jednym z nich. Był to widzialny znak jedności diecezji z papieżem oraz sposób budowania wspólnoty. Papieże, odprawiając Mszę w jednym z kościołów stacyjnych, wysyłali do wszystkich pozostałych wspólnot fermentum, czyli część konsekrowanej hostii. Dla chrześcijan był to znak wspólnoty z papieżem. Dla mnie ciało Jana Pawła II było jak to fermentum. Jego fizyczna obecność na wszystkich kontynentach była znakiem jedności całego Kościoła.

Rok cudów

O. Maciej Zięba, Znawca nauczania Jana Pawła II

Stwierdzenie, że największym cudem Jana Pawła II było obalenie komunizmu, może być przez wielu wierzących uznane za gorszące redukowanie misji Wikariusza Chrystusa do polityki, a przynajmniej spłycanie tej misji oraz pomieszanie porządku teologicznego z politycznym.

Ale to sam Jan Paweł II określił rok 1989 jako Annus Mirabilis, w którego wydarzeniach można było odczuć – używając papieskiego sformułowania – „działanie niewidzialnej ręki Opatrzności”. W „Tertio millennio adveniente” Papież wpisuje rok 1989 w cykl lat świętych przygotowujących Wielki Jubileusz 2000 roku. I nie jest to pomieszanie porządków, ale niezwykła cecha Jana Pawła II – głęboki, teologiczny ogląd całej rzeczywistości i traktowania czasu jako liturgii dziejów. Zapominamy często dzisiaj, że w chwili objęcia przez Karola Wojtyłę Stolicy Piotrowej świat, a zwłaszcza Europa, był podzielony – jak mniemano – na wieki.

I nikt z możnych tego świata nie był zainteresowany zmianą status quo, bo też i nikt posiadający zdrowy rozsądek nie widział wówczas możliwości jego zmiany. Zarówno polityczni liderzy „wolnego świata” – kanclerz Schmidt, prezydenci Carter i Giscard d’Estaing czy premier Wilson – jak i przywódcy „obozu socjalistycznego” – Breżniew, Honecker, Husak, CeauŞescu czy Gierek, w imię Realpolitik, uznawali nieuchronność i niezmienność ustaleń jałtańskich. Sytuację polityczną stabilizowały grożące błyskawicznym spopieleniem całej ziemi tysiące atomowych głowic magazynowanych po obu stronach berlińskiego muru oraz miliony radzieckich żołnierzy stacjonujących we wszystkich krajach Układu Warszawskiego, a także amerykańskie garnizony we Włoszech, Anglii, Turcji oraz Niemczech.

W teologicznej wizji Karola Wojtyły ważniejsza od rozmieszczenia rakiet była obrona godności człowieka i odbudowa duchowej jedności Europy ufundowanej na chrześcijańskich wartościach. Jego publiczna modlitwa za prześladowanych oraz w intencji jedności europejskiej, organizowane przezeń konferencje budujące jedność intelektualną europejskich elit, umocnienie prześladowanych przez komunistów Kościołów, wreszcie wsparcie dla członków opozycji demokratycznej w krajach bloku sowieckiego, odmieniły duchowo całą Europę Środkowowschodnią. Wystarczy posłuchać relacji katolików z Litwy czy Słowacji, protestantów z NRD, czy czeskich agnostyków z tamtego okresu.

Działania te połączył Jan Paweł II z uniwersalnym priorytetem obrony praw człowieka i niesłychaną aktywnością, które przyniosły Stolicy Apostolskiej znaczący wzrost prestiżu międzynarodowego, co z kolei pomogło i osobiście Papieżowi, i dyplomacji watykańskiej odgrywać znaczącą rolę w kreowaniu nowej wizji ładu światowego. Dla całości tego należy dodać pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Zwłaszcza pierwszą, która zaowocowała powstaniem „Solidarności”. Przesłanie, z którym przyjechał Karol Wojtyła, było tak mocne, że przerażony był nawet numero due w Watykanie, noszący wówczas tytuł prosekretarza stanu Agostino Casaroli, który pytał towarzyszących papieżowi kardynałów: Do czego on chce doprowadzić? Do rozlewu krwi? Czy może do przewrotu w rządzie?

Samo powstanie blisko 10-milionowego ruchu społecznego „Solidarności”, zwłaszcza patrząc na dramatycznie podzieloną dzisiaj Polskę, można uznać za cud. Masowy ruch samoograniczającej się rewolucji, którego program oparty był na chrześcijańskich wartościach, a praktyka na metodzie non violence, wpisał się w dzieje świata jako społeczny fenomen. Połączenie czynników, które generował i łączył Jan Paweł II, doprowadziło do tego, że najbardziej krwawe imperium w historii świata rozpadło się w bezkrwawy sposób. Nie istnieje historia alternatywna. Nie wiemy więc, ile istnień ludzkich zostało ocalonych i ile cierpień zostało oszczędzonych narodom żyjącym pod sowieckim dominium, dzięki wielkiej wierze, nadziei i miłości Karola Wojtyły. Wiemy jednak, że rok 1989 nie ma precedensu w historii, że był to Annus Mirabilis, że byliśmy świadkami cudu. 

Cuda pod lupą

Joanna Jureczko-Wilk

Zniknęła woda w kolanie, lekarz aborcjonista staje się obrońcą życia, zatwardziały ateista prosi o chrzest… Łask doznawanych za wstawiennictwem świętych jest wiele, ale tylko nieliczne są uznane przez Kościół za cuda.

Kościół wymaga, by przed beatyfikacją (wyjątkiem są męczennicy), a potem przed kanonizacją udowodniony został cud za przyczyną sługi Bożego lub błogosławionego. To znak, że Bóg właśnie przez tę osobę chce zsyłać wiernym szczególne łaski. Chociaż przepisy prawa kanonicznego nie precyzują, jakiego rodzaju mają to być łaski, najczęściej bada się nagłe, niewytłumaczalne uzdrowienie z chorób zagrażających życiu.

Dowody i jeszcze raz dowody
Po otwarciu procesu beatyfikacyjnego lub kanonizacyjnego postulator zbiera wszelkie informacje o łaskach, które zdarzyły się za wstawiennictwem kandydata na ołtarze. Także o tych, które miały miejsce przed rozpoczęciem procesu, ale już po śmierci kandydata. Jeśli dotrze do niego wiarygodne świadectwo np. uzdrowienia z choroby zagrażającej życiu, zbiera dokumentację medyczną, zeznania uzdrowionego, jego bliskich i innych osób, które mogłyby zaświadczyć o chorobie i leczeniu. Nagłość, całkowitość i trwałość wyleczenia – to podstawowe wymogi do rozpoczęcia dochodzenia w diecezji. Po zebraniu materiałów biskup miejsca uzdrowienia wyznacza komisję, która przesłuchuje świadków i gromadzi dokumentację choroby. Przesłuchującym asystuje lekarz, mianowany przez biskupa, który wyjaśnia terminy medyczne, pomaga sformułować odpowiedzi itp. Następnie dwaj działający niezależnie od siebie lekarze, którzy nie znają historii choroby i uzdrowienia, badają pacjenta, oceniają stan jego zdrowia, dołączają wyniki badań klinicznych. Wszystkie opinie włącza się do akt procesu

Wszystko w rękach biegłych
Zabrany i przetłumaczony na język włoski materiał trafia do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, która bada, czy w procesie zachowano formalne wymogi i czy materiał może być podstawą do dalszego badania. Potem otrzymuje go dwóch biegłych – lekarzy specjalistów danej dziedziny. Przy Kongregacji działa grono specjalistów różnych dziedzin (konsulta medyczna), którzy badają domniemane cuda. Jeśli obie opinie lekarskie są pozytywne (jeśli jedna jest negatywna, o ocenę prosi się trzeciego medyka), dokumentację przekazuje się trzem kolejnym lekarzom. Analizują oni przebieg choroby, leczenie, okoliczności uzdrowienia oraz aktualny stan zdrowia. Ustalają, czy choroba była naukowo stwierdzona i czy zastosowano wszelkie możliwe środki do jej wyleczenia. Odnoszą to do wiedzy medycznej, którą dysponowano w czasie i miejscu uzdrowienia. Jeśli pojawiają się wątpliwości, wzywa się do Watykanu lekarza, który opiekował się chorym, by wyjaśnił metodę leczenia. Biegli muszą też sprawdzić, czy na uzdrowienie nie wpłynęły stosowane leki i zabiegi.

Uznanie cudu wymaga, by wyleczenie było trwałe. Biegli zwykle więc żądają od diecezjalnego trybunału ponownego zbadania uzdrowionego. By mieć pewność, że choroba nie wróciła. Po przygotowaniu opinii przez lekarzy, wszystkich pięciu biegłych spotyka się na wspólnym posiedzeniu, by wymienić opinie i ocenić w tajnym głosowaniu: diagnozę, prognozę choroby, podjęte leczenie i sposób uzdrowienia. Konsulta nie orzeka o tym, czy zdarzył się cud, ale bada, czy nastąpiło nadzwyczajne uzdrowienie, którego nie da się wytłumaczyć siłami natury lub działaniem medycyny. Jej opinię dołącza się do positio o cudzie i całość przekazuje gronu 7 teologów konsultorów. Ci badają związek między modlitewnym wzywaniem sługi Bożego lub błogosławionego a uzdrowieniem. Jeśli w tajnym głosowaniu przynajmniej dwie trzecie teologów wypowie się pozytywnie, można mówić o teologicznym stwierdzeniu cudu.
Ostatnią instancją, która potwierdza pozytywne opinie konsulty medycznej i kongresu teologów, jest Komisja Kardynałów i Biskupów. Po dyskusji i pozytywnym głosowaniu przygotowuje się pisemną relację. Prefekt Kongregacji przedstawia ją papieżowi, który po zapoznaniu się z nią swoim podpisem ostatecznie aprobuje cud. Procedurę kończy opublikowanie dekretu o cudownym uzdrowieniu.